piątek, 22 września 2017

Od Robina do Roksany

- Hmph. - Mruknął Raion i bez dalszego gadania skierował się w stronę wyjścia.
Wraz z Roksaną ruszyliśmy za nim. Droga powrotna niewiele różniła się od tej, jaką tu przyszliśmy. Tym razem ominęliśmy jednak plac targowy. Ulice znów zaczynały pustoszeć. Koszyk wypełniony ziołami był trochę cięższy, niż bym się tego spodziewał. Jego uniesienie nie stanowiło jednak żadnego problemu. Kłopot stanowił natomiast dość intensywny zapach ziół znajdujących się w koszu. Nie minęło wiele czasu, gdy woń roślin zaczęła naprawdę drażnić moje nozdrza. Nieco dokładniej przejrzałem się tej aromatyzowanej mieszańce ziół. Nie potrafiłem ich nazwać. Wszystko zlewało mi się w stertę zieleniny.
- Hej, Raion. Co w tym koszyku tak... - Zawahałem się na chwilę, nie chciałem go urazić. - pachnie?
Samiec spojrzał na mnie. Przez chwilę na jego pysku pojawił się uśmiech, bardzo szybko jednak znikł.
- To mieszanka różnych ziół. W największej części jest to Laszana. Bardzo skutecznie maskuje wiele innych zapachów.
- Aha... chyba rozumiem.
Reszta drogi minęła nam w ciszy, nie za bardzo było o czym rozmawiać. Poza tym, gdy stanęliśmy u progu wejścia na ulicach ponownie zapadła głucha cisza. Weszliśmy do środka. Roksana natychmiast odrzuciła noszony dotychczas płaszcz.
- Moglibyście to czasem wyprać. - Burknęła samica, spoglądając z niechęcią na szaroburą tkaninę.
- Wybaczcie, raczej nie miewamy tu gości. - Odparła Lira, ponownie zwijając materiał w kulkę.
Szybko rozejrzałem się wokół. Rodzeństwo gdzieś znikło, wraz z Roksaną ponownie zostaliśmy sami. Tym razem jednak nie byliśmy zamknięci w pokoju. Do tego nie zostaliśmy pozostawieni sami sobie na długo.
- Chodźcie. - Powiedziała wesoło Lira.
Zastanawiałem się, co też może być przyczyną jej dobrego nastroju.
Zeszliśmy do piwnicy. Powietrze było tu wilgotne i dość kiepsko oświetlone. Kilka pochodni umieszczonych na ścianach nie stanowiło najlepszego źródła światła. Nie śmiałem jednak narzekać. Na ziemi przed nami rozłożony został rządek różnego rodzaju broni.
- Umiecie tym walczyć? - Zapytał Raion.
- Pff... lepiej niż ci się wydaje. - Powiedziała z zawadiackim uśmiechem Roksana.
- Radzę sobie. - Stwierdziłem.
Nie za często miałem do czynienia z bronią, preferowałem raczej tradycyjny rodzaj broni, jakim są kły i pazury. Znałem jednak podstawy, więc nie było tak źle.
- Świetnie. W takim razie wybierzcie sobie coś i zobaczymy, jak wam idzie. - Powiedział basior.
Szybko przebiegłem wzrokiem po wszystkich broniach. Za oręż wybrałem sobie średniej długości sztylet.

<Roksana?>

sobota, 9 września 2017

Od Assassina Do Jane


- Znowu tam wchodzimy - odezwała się do mnie Jane
- Yup. Musimy. Ale... chwila. Poczekaj. Wezmę ze sobą Crystal. Ona zna tutejsze jaskinie
- NIE!
- Czemu?
- Nie, bo... nie lubię smoków
- Okej... - te babskie humory - dopowiedziałem w myślach
Po tych wszystkich słowach niby skierowanych do nas nawzajem, a jednak rzucanych na wiatr ja postawiłem swą łapę nad urwiskiem, którym schodzi się do jaskini Xantronów:
- Gotowa? - zapytałem
- Ta, jasne... to było moje najwięeksze marzenie - rzuciła sarkastycznie wadera
- No. To. SIUP! - krzyknąłem i oboje wskoczyliśmy do jaskini
~***~
- No to jesteśmy - odezwałem się gdy już wyszliśmy na zewnątrz, a wkroczyliśmy na terytorium Xantronów
- Haaloo! - krzyknąłem, a z cienia wyłonił sie Xantron, którego już poznaliśmy - Witaj. Pamiętasz nas?
- Żartujesz sobie? Xantrony mają idealną pamięć! Oczywiście, że Was pamiętam. Co Wy dwoje tu robicie?
- Przyszliśmy spłacić nasz dług - powiedziała Jane
- A więc...? W jaki sposób
- Pomyśleliśmy, że skoro mieszkasz pod ziemią to chciałbyś spróbować jedzenia z zewnątrz - wyjaśniałem - więc przynieśliśmy Ci jelenia
- Oh. Dziękuję - uśmiechnął się stwór
- Ależ proszę Cię bardzo. My już musimy spadać. Do widzenia!
- Do widzenia! Od dzisiaj jesteście tu zawsze mile widziani!
- Dziękujemy! - rzuciło któreś z nas przez ramię. Nareszcie w domu
- To co teraz robimy? - zapytałem Jane
< Jane? Pomysły? >

poniedziałek, 4 września 2017

Odchodzą!

Iness


Hazar

( błąd zdjęcia )

Ventus


Powód: Brak czasu 

sobota, 2 września 2017

Od Marco do Rose

Kilka minut później las zaczął się przerzedzać, aż w końcu całkiem zniknął.
 - Jestem głodna. - Powtórzyła wadera.
Przewróciłem teatralnie oczami i zacząłem szukać dla niej jakiejś sarny albo coś... Dosłownie sekundkę później usłyszałem jakiś szelest w głębi lasu. Moje oczy zmieniły kolor na błękitno-biały, ponownie wyrosły mi moje kochane rogi, a przede mną stała sparaliżowana sarna. Skręciłem jej kark tak szybko, że nawet nie poczuła bólu.
Jak ja uwielbiam moją moc władania krwią...
Następnie przetransportowałem zwierzynę prosto pod nogi wadery i przysiadłem sobie pod drzewkiem czekając cierpliwie aż ona zje.
 - Dziękuję... - bąknęła po chwili nieco nieśmiało lecz po chwili uśmiechnęła się z wdziękiem.
Nic nie odpowiedziałem, tylko wpatrywałem się w jej oczy. Powoli moje ślepia zaczęły wracać do swojego poprzedniego koloru, a i rogi stopniowo wtapiały się w moją skórę, by po chwili zniknąć całkowicie.
 - Ruszamy za pięć minut. Radzę się pośpieszyć. - odparłem pochmurnie.
Aktualnie powinienem już być na terenach innej watahy i prowadzić z nią negocjacje na temat ostatnich miesięcy. Liczba potworów w pobliżu gwałtownie się zwiększała, co było dużym minusem... A tymczasem siedziałem sobie na polance patrząc jak wilczyca wcina swoją sarnę...
W końcu jednak jakoś się z nią uporała, a my ruszyliśmy w dalszą podróż. Na nasze nieszczęście na naszej drodze pojawił się kolejny przeciwnik... A był nim nie kto inny, jak kolejny potwór... ŚWIETNIE.
Zdecydowanie trzeba coś z nimi zrobić...

Rose?Wybacz... brak weny... ;-;

piątek, 1 września 2017

Wyniki konkursu.

1 miejsce: Marco
2 miejsce: Roksana
3 miejsce: BlackNight
4 miejsce: Robin


Nagrody


Marco: ( wybierz se jakąś rzecz ) Dostajesz 50 A
Roksana: Eliksir Kameleona + 40 A
BlackNight: Proszek oślepiający + 35 A
Robin: Jajo +  30 A


Gratuluję wygranej!