środa, 30 sierpnia 2017

Informacja.

No hej! Z powodu powrotu do szkoły.... I, nie, to nie powód do świętowania, pomyślałam sobie.... że... można by zrobić coś takiego. Każdy, kto dołączy do watahy od dnia dzisiejszego do... no może 20 września może wybrać jedną rzecz ze sklepiku z pośród trzech wymienionych poniżej rzeczy.

1. Amulet dwóch dusz
2. Sok z salamandry plamistej
3. Esencja z czarnej orchidei.

~ Roksana

wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Roksany do Robina

Targ! TAK! Chwila. Czy ja lubię targ? ( * facepalm ) Dobra, bądźby szczerzy. Na targu byłam, jak byłam mała. około... 4 miesiące? Ale teraz? Ech... brak pojęcia. Wyszliśmy z domu. Peleryna ( a raczej jej resztki ) śmierdziały stęchlizną. Ech... nie ma to jak smród. Żeby się go pozbyć, będę musiała przez 3 minuty się palić. Ale chyba zrobię wyjątek, i pozostanę dobrej myśli.

*** kilka minut późnej ***

NIE lubię targów. Za duże tłoki wilków. ZA dużo wilków. O wiele za dużo. Nie lubiłam tłoków. W dużych grupach zawsze zostawałam w tyle. Nie odnajdywałam się. A tutaj? Szłam przed siebie z opuszczonym łbem, i unikałam innych schodząc im z drogi. Nagle się zatrzymaliśmy.
- O co chodzi? - spytałam patrząc na Raiona.
- Jesteśmy przed zaufanym kupcem. - powiedział i podszedł do stoiska, po czym zaczął gadać z wilkiem w jakimś nie zrozumiałym języku. Po chwili wilk który stał za " blatem" przekazał Rainowi zwitek papieru, oraz wielki kosz z.... jagodami.
- Chwila, po co nam jagody? - spytałam ale po chwili skarciłam samą siebie za to, że jestem taka głupia.
- Dobra, nie odpowiadaj. - Basior zrobił kwaśną minę, i poszedł z tym koszem dalej, w miarę jak kosz był co raz dłużej w powietrzu, tym bardziej zanikał. A może to moja wyobraźnia? Chyba mam słaby wzrok. Po 3 minutach kosz znikł całkowicie, a ja miałam przez dłuższy czas jedną z moich nie określonych min. Nie zadawałam pytań. Potem zawlekliśmy się do jakiejś gospody. Gdy tylko moja łapa przekroczyła próg drzwi ( miałam wejść jako pierwsza ) od razu zaczęłam błogosławić moją spostrzegawczość, bo już dawno byłabym bez głowy. Latające topory ścinające głowy na powitanie? jakaś nowość. Za mną wszedł Raion i Robin.
- Chita! Nereus! - Raion zaczął się rozglądać.
- Nareszcie jesteś. - usłyszałam zrzędliwy ale łagodny głos. Z cienia wyłoniła się kremowa samica z krótko obciętymi białymi, sterczącymi włosami, dwoma złotymi kolczykami w uchu i złotych oczach. - Wiesz ile było tu posłańców? Ta broń jest trudna do przemycenia.
- Wybacz, nie zostaniemy na herbacie. - mruknął basior który najwyraźniej wiedział jak się kończy rozmowa o przemycaniu broni z waderą, wiec wolał ją zignorować i postawił koszyk na podłodze. Ten zaczął znowu się robić widzialny.
- Gdzie Nereus? - spytał.
- Wyszedł. Wróci za dwa dni.
- Robota posłańca jakoś do niego nie pasuje. - mruknął basior.
- I tak jest szybszy od reszty grupy.
- Zaraz, macie tutaj jakąś organizację? - odezwał się Robin. Chita ( bo jak się okazało to ta wadera miała tak na imię ) Popatrzyła na niego z kaprysem.
- Owszem. I jak widzę Rain was do nas przemycił.
- Do organizacji przynależy około 40 wilków. To  wciąż za mało na 3 000 armię króla. Gromadzimy broń i wilki na odbicie królestwa. Ale jak już pewnie zdołaliście się domyślić, to nie będzie łatwe. - powiedział Raion. - Dobra, a teraz broń.
- No dobra. - wadera pachnęła łapą w powietrzu, i przed nami pojawił się kolejny kosz, ale pardziej podłużny, i napchany ziołami.
- Ja go wezmę. - odezwał się Robin, i podszedł do kosza. Gdy go wziął, wadera miała szeroki uśmiech na twarzy.
- No, a teraz zapłata. - Raion przekręcił oczami i podał waderze kilka srebrnych monet. - A teraz zmiatajcie, bo zaraz posłańcy zaczną obchód.

< Robin? Wycieczka skończona >

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Nowy banner!

Roksana

Od Robina do Nestry

Gdzieś w niezbyt dużej odległości od siebie usłyszałem czyjąś rozmowę. Byłem zbyt daleko, aby stwierdzić, czego dotyczyła lub tym bardziej kto konkretnie w niej uczestniczył. Postanowiłem więc dowiedzieć się czegoś więcej i skierowałem swoje kroki w stronę, z której dochodziły głosy.
- No tak jakby... - Powiedział ktoś już nieco przyciszonym głosem.
Wyjrzałem zza drzew, jakieś kilka metrów od siebie spostrzegłem waderę oraz towarzyszące jej stworzenie. Szybko rozejrzałem się wokół, nie było wątpliwości, że głosy, które wcześniej słyszałem, należały do tej dwójki. Postanowiłem podejść bliżej i się przywitać. Gdy jednak stanąłem z wilczycą oko w oko, nabrałem nieco wątpliwości co do podjętych przed siebie działań.
- Hej, jestem Robin. - Przedstawiłem się, jednocześnie wymuszając na sobie, chociaż drobny uśmiech.
- Jestem Nestra. - Odparła wadera, po czym wskazała na swojego towarzysza. - A to jest Chill.
- Miło poznać.
Chwilę przyglądałem się dziwnemu stworzeniu. Nawet, teraz gdy był na wyciągnięcie łapy, nie byłem w stanie stwierdzić, z czym mam do czynienia. Na chwilę zapadła cisza, aby ją przerwać, postanowiłem nie skupiać się więcej na stworku i zacząć jakąś rozmowę.
- Więc... może mógłbym Ci w czymś pomóc? - Zaproponowałem niepewnie.
Na pysku wadery wykwitł uśmiech.
- Właściwie jest coś takiego.
Wyprostowałem się gwałtownie niczym żołnierz na apelu. Miałem tylko nadzieję, że będzie to prośba znajdująca się w granicach tych możliwych do spełnienia.
- Mógłbyś wyprowadzić nas z tego lasu? - Zapytała wilczyca. - Trochę się zgubiliśmy.
- Jasne, nie ma problemu.
Jej pytanie wydało mi się trochę dziwne. Choć mogło tak być tylko dlatego, że spędziłem na tych terenach już trochę czasu. Ruszyłem w stronę, gdzie las powinien kończyć się najszybciej. Samica szybko zrównała ze mną krok. Jej pierzasty przyjaciel podążał za nami, chwilami miałem wrażenie, że przygląda mi się dość podejrzliwie. Po jakimś czasie las zaczął rzednąć, niedługo potem drzewa znikły całkowicie. Mogłem śmiało powiedzieć, że w lesie już nie jesteśmy.
- Ciesze się, że mogłem pomóc. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Jeśli jest jeszcze coś, w czym mógłbym pomóc, mów śmiało.

<Nestra?>

niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Robina do Roksany

Myślami wróciłem do momentu, kiedy to trafiliśmy do tego świata. Dziwny stwór, jaki zaczął nas gonić niedługo potem, nie wydawał się najprostszym przeciwnikiem. W naszym świecie też jednak roiło się od różnego rodzaju potworów i jakoś dawaliśmy sobie z tym radę. Kątem oka spojrzałem na Roksanę, byłem ciekaw, co powie. Wadera westchnęła.
- Niech będzie. Właściwie... - wilczyca wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a ja miałem wrażenie, że to nie może oznaczać niczego dobrego. - To może być nawet interesujące.
Mimo iż zdążyłem już nieco poznać charakter Roksany, to skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie to nie zaskoczyło.
- W porządku. - Mruknął basior.
Właściwie nie byłem pewien czy jest zadowolony z tego, że zgodziliśmy się pomóc czy też nie. Samiec wyszedł z pokoju, Lira uśmiechnęła się do nas i zamachała ogonem. Choć odwzajemniłem ten gest, to nie mogłem powiedzieć, aby podzielał jej entuzjazm.
- Wybaczcie bratu, ale on niespecjalnie ufa obcym.
- Chyba nie tylko obcym. - Mruknęła Roksana.
- Prawda. - Czarna wilczyca skrzywiła się nieznacznie. Wychodząc, jeszcze na chwilę zatrzymała się na progu. - Zostańcie tu na razie, przyjdę do was później.
Z ciężkim westchnieniem opadłem na łóżko. Nie byłem już do końca pewien co o tym wszystkim myśleć. Mogliśmy zostać bohaterami, marzyłem o tym, będąc dzieckiem, ale równie dobrze mogliśmy przecież zginąć.
- Nie możesz nas po prostu zabrać z powrotem do domu? - Zapytałem.
Wilczyca przez chwilę milczała, zacząłem się nawet zastanawiać czy mnie usłyszała, w końcu jednak postanowiła się odezwać.
- Może mogę, może nie mogę.
Przekręciłem nieznacznie głowę. Nic nie rozumiałem.
- Nieważne, zapomnij. - Stwierdziłem po chwili.
***Kilka godzin później***
Czas dłużył się niemiłosiernie. Ciężko było stwierdzić, jak długo przebywaliśmy w tym piekielnym pokoju. Gdy już zaczynałem mieć naprawdę dość tego bezsensownego siedzenia, usłyszałem dobiegające z zewnątrz głosy. Zainteresowany natychmiast zbliżyłem się do okna. Po ścieżkach przechadzały się wilki, ulice zdawały się tętnić życiem. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż w momencie, gdy tu przybyliśmy. Nagle do pokoju, z hukiem wszedł Raion. Uśmiechnąłem się sam do siebie, odniosłem wrażenie, że samiec lubi trzaskać drzwiami. Gdy jednak wilk zaczął mierzyć mnie wzrokiem, mój uśmiech szybko znikł.
- Zakładajcie to, wychodzimy. - Wraz z tymi słowami rzucił w naszą stronę jakieś zwitki materiału.
Jak się okazało, były to peleryny. Ciemne i trochę podniszczone.
- Hej, może najpierw jakieś wyjaśnienia. - Zażądała Roksana. - Dokąd i po co mamy iść?
- Idziemy na targ. Potrzebujecie ekwipunku, jeśli chcecie walczyć z posłańcami.
- A te peleryny? - Pozwoliłem sobie się wtrącić.
- Nie wyglądacie na tutejszych. Lepiej, abyście nie budzili niepotrzebnej sensacji.

<Roksana? Wycieczka XD>

sobota, 26 sierpnia 2017

Od Jane do Assasina


Następnego dnia wstałam dosyć wcześnie. Dobrze wiedziałam, że musimy z Assasinem spotkać się i ustalić jaką przysługę oddamy Xantronowi. Nie ufałam temu wielkiemu stworowi nawet jeśli As zapewniał mnie, że to równy gość. Kiedy wychodziłam z mojej jamy aby coś upolować usłyszałam głos Curranta dochodzący zza jaskini. Poszłam za niepokojącymi odgłosami aż dotarłam do miejsca, w którym mój mały towarzysz gryzł się z jaszczurką.
- Currant!- krzyknęłam- Przestań!
Jednak gronostajowi nie zbierało się na wyplucie bezbronnego stworzenia.
- Currant!- tym razem powiedziałam spokojniej- Bardzo Cię proszę abyś puścił jaszczurkę.
Mój towarzysz przewrócił oczami i wypluł swoją zdobycz.
- Jane... Wiesz dobrze, że lubię się bawić...
- Oczywiście. Zdaję sobie z tego sprawę, ale męczysz w ten sposób bezbronne stworzonko.
Currant popatrzył się na mnie spode łba.
- W takim razie idę poskubać sobie porzeczek...- powiedział zrezygnowany
- Dokładnie. A ja w tym czasie pójdę coś upolować.
Po około dwóch godzinach wróciłam nasycona do jaskini. Weszłam do środka i ku mojemu zaskoczeniu czekał tam na mnie Assasin.
-Dzień dobry!- powiedział do mnie wesoło czego nie spodziewałam się po nim.
- Cześć.- odpowiedziałam
- Powiem Ci Jane, że wiem jak możemy odwdzięczyć się Xantronowi- pochwalił się swoim odkryciem basior
- Tak! W jaki sposób?- spytałam zaciekawiona
- No wiesz skoro on żyje pod ziemią... Bo oczywiście tam go znaleźliśmy... To chyba nie jadł nigdy mięsa stworzeń żyjących na zewnątrz.
- A ok... Już czaję. Chcesz abyśmy mu upolowali jakieś zwierzęta żyjące na powierzchni?
- Dokładnie! I chyba wiem nawet co mu upolujemy...
***
Podeszliśmy oboje do miejsca, z którego wyszliśmy. Ciągnęliśmy za sobą wielkiego, tłustego jelenia, którego oboje upolowaliśmy w lesie.
- Znowu tam wchodzimy...- odwróciłam się i spojrzałam na Assasina.


<Assasin?>

czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Assassina Do Jane

Tak więc droga, którą przebyliśmy kończyła się na wyjściu. Nareszcie. Jednak coś mi nie grało... niestety nie mam pojęcia co to było, ale wiedziałem, że jesteśmy poza watahą, ale zbliżaliśny się do niej. Jedno co mnie zdziwiło to to, że byliśmy w jaskini cały dzień i w sumie to Crystal i Death pewnie będą głodni. Mniejsza. Trzeba dowiedzieć się gdzie jesteśmy:
- Wiesz gdzie jesteśmy? - zapytałem towarzyszkę
- Nie mam zielonego pojęcia, ale może ON będzie wiedział... - powiedziała Jane przerażona. Gdy się odwróciłem zobaczyłem przed sobą duże biało - czerwone rogate stworzenie
- Mamy szczęście. To Xantron. Nie atakuje i da się z nim dogadać. Witam. Wie Pan może gdzie jesteśmy? - te słowa skierowałem do rogacza
- Na pewno nie na swoim terytorium - odpowiedział stwór. Jane cała się trzęsła
- Wiemy. Niestety zabłądziliśmy i nie wiemy jak dojść do watahy
- JAKIEJ watahy? - zapytał potwór
- Watahy Sześciu Kręgów. Może Pan kojaży?
- Ta. To w tamtą stronę - powiedział Xantron wskazując głową na zachód.
- Dziękujemy Panu! - krzyknąłem przez ramię - Mamy u Pana dług!
- Wolałabym nie - powiedziała do mnie szeptem wadera
- Bo...?
- Nie ważne
- Okej. Już jesteśmy nie daleko
- Nareszcie - powiedziała Jane jak wkroczyliśmy na tereny watahy. Umówiliśmy się, że nikomu nie powiemy o całym zajściu i rozeszliśmy się do swoich jaskiń by na następny dzień spotkać się w pilnej sprawie...

 < Jane? Co to będzie? >

środa, 23 sierpnia 2017

Od Jane do Assasina


Kiedy objęłam basiora nie poczułam się zawstydzona czy coś w tym stylu, ale bezpieczna. Wiedziałam, że mogę mu zaufać.
- To jak? Skaczemy?- zapytał się mnie
Kiwnęłam lekko głową na znak tego, że jestem gotowa.
- No to na trzy. Raz... Dwa... Trzy!
No i skoczyliśmy w kolejną werwę. Tym razem ta była trochę jaśniejsza niż tamta, do której skakaliśmy wcześniej. Lecieliśmy jakieś 10 sekund.
- Tylko teraz złap mnie z łapę! Możemy wpa...- niestety Assasin nie dokończył swojej wypowiedzi, ponieważ wpadliśmy do głębokiej wody.
Tak jak mi powiedział złapałam go za łapę. Basior wynurzył się jako pierwszy i podciągną mnie do góry abym ja też mogła nabrać powietrza w płuca. Podpłynęliśmy do brzegu. Tym razem pod łapami czuć było miękki piach. Jak już wspominałam- jama, do której wpadliśmy była jaśniejsza. Na górze było widać werwę, do której skoczyliśmy, a wokół nas piaskowiec.
- Wszystko w porządku?- zapytał się mnie Assasin
- Tak. Nic mi nie jest.- potwierdziłam mój stan zdrowia- A z Tobą wszystko okej?
Basior poszedł raz w jedną, raz w drugą stronę.
- Wszystko w najlepszym porządku.- kiwną głową
Za Assasinem widać było jeszcze silniejsze światło niż tutaj.
- Patrz- wskazałam za niego. Basior się odwrócił.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść?- zapytał się czule As
-Tak- oświadczyłam z powagą
Ruszyliśmy kolejnym już korytarzem, który rozjaśniał się, z każdym krokiem. Tym razem tunel porośnięty był różnorodną roślinnością. Dookoła roznosił się zapach ziemi. Na całe szczęście tym razem po drodze nie było żadnych niespodzianek. Oboje przekroczyliśmy próg pomieszczenia znajdującego się z korytarzem. Ku naszemu zdumieniu droga, którą przebyliśmy skończyła się na...


<Assasin? Jakieś pomysły?>

Od Rose do Marco


Speszyłam się. Nie wiedziałam dlaczego Marco się tak na mnie wściekł. Przecież ja tylko za nim szłam- w sumie to go śledziłam i miał prawo się wkurzyć, ale bez przesady.
- Nudziło mi się, więc zaczęłam spacerować. Natknęłam się na Ciebie i zaciekawiona zaczęłam Cię śledzić.- wytłumaczyłam mu szybko
- Nie możesz tutaj przebywać!- warkną- To terytorium innej watahy! Jeszcze coś Ci się stanie!
W tej chwili się zdziwiłam. Marco powiedział, że może mi się coś stać, czyli o mnie pomyślał.
- Dobra sorry... Nie będę Ci zawracać głowy- odwróciłam się i zaczęłam iść w drugą stronę.
Nagle poczułam znowu niemiłe przyciąganie.
- Serio?- spytałam rozdrażniona- Przecież Ci przeszkadzam!
Marco spojrzał na mnie spode łba.
- Tak teraz mi przeszkadzasz, ale jak będziesz szła sama po terenach innej watahy i to jeszcze w lesie... To lepiej żebyś szła ze mną...- Basior westchną.
- A tak w ogóle to gdzie zmierzałeś?- spytałam zaciekawiona
- Raz na jakiś czas wyruszam w krótką podróż dookoła naszej watahy lub dalej- odpowiedział Marco- Tak dla rozrywki. Komu by się w końcu chciało siedzieć ciągle w tych samych miejscach?
Zastanowiłam się chwilę. W sumie to Marco ma racje. Mi też by się nudziło siedząc na tych samych terenach.
- Masz rację... A tym razem okrążasz tereny watahy czy idziesz odkrywać nowe miejsca?
Marco popatrzył przed siebie.
- W sumie to nie wiem, ale na pewno nie gdzieś daleko. Roksana powiedziała, żebym najpóźniej wrócił za dwa dni.
- A na ile zamierzasz w takim razie zostać?
- Niestety tego też nie wiem. Najpóźniej wrócimy za dwa dni.
Resztę czasu przeznaczonego na wędrówkę przeznaczyliśmy na rozmowy. Było jeszcze wcześnie kiedy zaczęłam śledzenie Marca , ale teraz nad lasem błyszczał księżyc. Jak rozmawialiśmy nie czułam głodu ani pragnienia lecz teraz moje potrzeby powróciły.
- Marco jestem głodna. Odpocznijmy chwilę- zawiadomiłam basiora
Ten zaś spojrzał w dal.
- Wytrzymaj jeszcze pięć minut. Tam dalej nie ma już lasu.
Popatrzyłam w głąb drzew.
- No dobra dam radę- zapewniłam Marca


<Marco?>

wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Marco do Rose

W mgnieniu oka znaleźliśmy się przy dwóch drzewach. Rose przy swoim, ja przy swoim. W pyskach trzymaliśmy liny, o które miał zaplątać się potwór. Przyznam szczerze, że gorączkowo odliczałem sekundy do jego przybycia...
Raz, dwa, trzy... Doszedłem do pięćdziesięciu sześciu i stwór stanął z nami twarzą w twarz. To znaczy on nas zbytnio nie zauważył i jak głupi brnął bardziej przed siebie próbując nas znaleźć. Nie zauważył więc linki podłożonej przez nas i jak idiota potknął się o nią i jak długi padł na ziemię.
W czasie gdy Rose go oplątywała, ja nasączyłem jego ciało trucizną z moich rogów, oplotłem jego nogi i ręce czymś w rodzaju kajdanek z ze skał, po czym doskoczyłem do jego gardła i wbiłem w nie swoje kły, tym samym go uśmiercając.
 - Już nie żyje. Prawda? - upewniła się Rose.
 - Nie. - powiedziałem. - Wróć do siebie. Ja sprzątnę stąd jego ciało.
 - Ale...
 - Wróć do jaskini. - bąknąłem patrząc na nią spod byka.
 - Em... Dobrze... - odparła nieśmiało.
Gdy wadera zniknęła w środku swojego domu. Ja użyłem swojej kolejnej mocy ,,kontrolowania krwi" uniosłem napastnika w powietrze i w myślach układałem plan wyrzucenia stąd jego martwego ciała. Przeszedłem przez prawie całe tereny watahy. Nie ma to jak łazić w nocy ze zwłokami jakiegoś potwora... W każdym razie w końcu udało mi się znaleźć to idealne miejsce i go zakopać.
***
Przez resztę nocy sprawowałem mój patrol. A cały następny dzień unikałem każdego członka watahy. Chyba nadszedł ten czas, wyruszyć w krótką podróż jak to zawsze miałem w zwyczaju...
Trzeba tylko powiadomić o tym Roksi i można ruszać. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem i już niedługo potem odzyskałem pozwolenie na opuszczenie terenów watahy. Przez pewien czas miałem jednak wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, bądź śledzi. Słyszałem też co jakiś czas dźwięk łamanych gałęzi. Widać, że mało doświadczony szpieg... Ponownie skorzystałem z mocy kontrolowania krwi i wyciągnąłem mojego prześladowcę z krzaków i postawiłem centralnie przede mną.
 - Co tu robisz? - spytałem poważnie nieco zły.
 - Jaaa...
 - Po co za mną przyszłaś Rose? - warknąłem. - Nie powinno cię tu być.

Rose? xD

Informacje ze sklepiku

No cóż, po co jubilerzy, skoro nie ma nic do zrobienia? No cóż, dodałam do sklepiku ( na samym końcu ) Sklep jubilerski ( raczej nie potrzebny ), jeśli chcesz, to możesz sprawdzić.

~ Roksana

Od Tekeru do.... jakiegoś człeka? Idziemy na wojnę! :D

Byłem tutaj dość długo, by zapoznać co nieco tereny. Ogółem było świetnie. Wader starałem się unikać, z basiorami się nie za bardzo dogadywałem. No, ale jakoś się żyło. Czasem gadałem z jakimś towarzyszem, albo z zagubionymi cieniami. Ogółem całkiem spoko. Był okropnie duszny ranek. Siedziałem sobie na wysokim kamieniu nie daleko północnej fortecy. Potwory lęgną się u nas jakby normalnie ktoś im dodał drożdży do żarcia. te tereny mają dużo potworów, w pewnym sensie wataha jest nimi otoczona. Nastawiłem uszu.... wiatr... za niedługo będzie burza. Coś jednak jeszcze mnie zaniepokoiło. Ten dziwny chłód, i zapach dymu. Skuliłem uszy, dobrze znałem ten sapach. Włączyłem " tryb widzenia cieniu " na maksymalny poziom i zacząłem się rozglądać. Czysto, czysto i... Coś mnie powaliło na ziemię robiąc ohydną ranę na grzbiecie w dół brzucha. Szybko wyszukałem winowajcy, i aż mnie zatkało. Parę metrów przede mną materializował się cień.
Jako znawca cieni, wiedziałem co to jest, a był to Szkaradnik. A dlaczego się dziwiłem? BO ONE WYSTĘPOWAŁY TYLKO W LEGENDACH JAKO MITYCZNE STWORY! Nie powinno ich być. Cień, zaczął się do mnie przybliżać, ale coś dziwnie zagwizdało. Moje uszy poznały, że to zza światów, więc tylko ja mogłem to usłyszeć. Gwizd jak z gwizdka, ale przeszywał ciało, i działał nie zbyt dobrze na moje bębenki w uszach. Szkaradnik słysząc to obejrzał się na południe, i rozpłynął w powietrzu. Szybko wstałem, ale tego pożałowałem. Ból był jak nie z tej ziemi.

*** kilka minut później ***

Och! Dzięki ci Boże za Crystal i jej chciwość! Smoczyca widząc złotą sierść najwyraźniej chciała ją zdobyć, i zaniosła mnie do właściciela. Nie znałem za dobrze Assasina, ale mi pomógł. Potem z zabandażowanym bokiem i oczyszczoną raną powlokłem się do Jane. Medyczka opatrzyła ranę. Na szczęście nie pytała od czego to. Zapach dymu nadal nie dawał mi spokoju. Gdy tak szedłem do mojej jaskini myśląc o tym, coś na mnie wpadło, i tym razem był to wilk.

< Ktoś, kto chce iść na wojnę? :D >

Od Roksany do Robina

Osobiście nie wiedziałam czym różni się szkarłat od purpury. No dobra. Różni się. Ale... trzaśnięcie drzwi nie odznaczało ( a przy najmniej dla mnie ) nic dobrego. Zeskoczyłam z łóżka i gdy tylko miałam otworzyć drzwi, ktoś mnie wyprzedził, z zaskoczenia nie potrafiłam dość szybko odskoczyć, i dostałam drewnem w nos.
- Au. - mruknęłam bez emocji pocierając nos.
- PO COŚ ICH TU DO JASNEJ CHOLERY WPUŚCIŁA?! - Przede mną stał rozwścieczony basior, a obok niego lewitował miecz.
- Może by tak najpierw ,, Cześć, jak się mas?" , ,, Witaj a teraz spadaj" no, albo chociaż ,, Cześć, a teraz idź się zabić"? Cokolwiek z przywitaniem? - spytałam nadal pocierając nos. Basior był koloru.... ciemnego granatu. Na szyi jakiś dziwny niebieski szalik, a u pasa.... kupa złomu. Ogółem sztylety, miecze, proszek oślepiający i masa innego badziewia.
- Gonił ich posłaniec.
- TYM BARDZIEJ NIE POWINNAŚ ICH WPUSZCZAĆ! - basior darł się na swoja siostrę. Oj jeżu...
- Przecież wiesz, że mogli zginąć a tak poza tym....
- PEWNIE MAJĄ NA PIEŃKU U KRÓLA!
- DAJ MI DOKOŃCZYĆ! - Oczy wadery zaczęły błyszczeć złowrogo. Coś mi się zdaje, że mogłaby być silnym przeciwnikiem. Basior uspokoił się nieco i spojrzał na mnie złowrogo, a potem na Robina, na którym zatrzymał dłużej wzrok.
- Oni nie są od króla. Nawet nie są z naszego świata.
- Ech, to niczego nie zmienia. - mruknął i usiadł ciężko na ziemi. - Jak tak dalej pójdzie, to skończymy jak nasi rodzice i rodzeństwo.
- Kuma jakoś nie zginął.
- Nie wypowiadaj w mojej obecności tego imienia! - warknął basior.
- Zaraz, co się tak właściwie stało? - odezwał się Marco.
- Nasz brat.... by nie zostać zabitym wydał rodzinę, wraz z tymi, których tu przetrzymywali, i dołączył do straży króla. Dzięki swojej umiejętności zamiany w ponad 6 metrowego niedźwiedzia, szybko stał się głównym obrońcom króla. Przeszedł szkolenie. Jest bezlitosnym mordercom.
- Kuma to po japońsku niedźwiedź. - wtrąciłam szybko ale od razu się zamknęłam.
- Od tego czasu... - kontynuowała Lira, - minęło jakieś 135 lat. A Kuma....- Jej brat prychnął. Wstał i popatrzył na nas.
- To zdradziecki pies. Nic już go nie zmieni. - Aż zbierało mi się w głowie ,, Lecz się na nogi bo na głowę już za późno ", ale Kumy tutaj nie było więc... no. - Ja jestem Raion. I jeśli chcecie tu zostać, to musicie pomóc.
- W czym? - zapytałam.
- W zabijaniu posłańców.

< Robin?>

Od Nestry Do ...?


Ech... jak dobrze, że w końcu przyjęli mnie do jakiejś watahy. W sumie miła ta Roksana. Teraz tylko trzeba się zapoznać z terenami... Dobra. Dam radę sama. Albo i nie... Dobra. Dam radę. Najpierw skierowałam się do lasu. Potem jakoś pójdzie. Dla poczucia kierunku wzięłam ze sobą Chilla:
- Chill! Chodź tu!
- Czego Nestra?
- Idziemy pozwiedzać watahę
- No spoko. To gdzie najpierw?
- Do lasu.
- Dobra, ale wiesz, że w lesie czasem gubię poczucie kierunku...
- No racja... dobra. Idziemy
I jak powiedziałam tak zrobiliśmy. No i jak powiedział Chill - zgubiliśmy się
- To gdzie jesteśmy? - zapytałam?
- A skąd mam wiedzieć?
- No pięknie. Zgubiliśmy się...
- No, tak jakby...
Na nasze szczęscie (albo i nie) zza drzewa wyszedł dość duży wilk
< Ktoś? Najlepiej basior xd >

Od Assassina Do Jane

Ruszyliśmy w stronę wąskiego korytarza, który rozszerzał się i zwężał co chwilę. Szczerze mówiąc strasznie mnie to wkurzało
- Jak myślisz, co tam może być? -usłyszałem głos za sobą
- Nie wiem. Mam nadzieję, że wyjście, bo jeżeli ty nie umiesz latać to się stąd nie wydostaniemy
- Nie, nie umiem latać - odpowiedziała wadera. Nagle skończył mi się grunt pod łapami
- Stój! - zawołałem do wadery
- Co? Co tam jest?
- Trzeba będzie skoczyć - oznajmiłem
- Ech... nie jestem najlepsza w skakaniu...
Nagle do głowy wpadł mi idealny plan. Zawołałem więc:
- Crystal!
- Kto to Crystal?
- Zobaczysz jeśli usłyszy - na moje nieszczęście nie usłyszała
- Dobra, to co robimy?
- Ech... złap się mnie - powiedziałem
- Co?
- Po prostu rób co mówię - wadera objęła mnie łapami. W tej chwili stała się kimś więcej niż znajomą. Nie byłem w niej zakochany czy coś, ale dużo dla mnie znaczyła i nie mógłbym jej stracić
< Jane? >

Nowy wilk! Ramzes


Właściciel: elenalama020@gmail.com
Imię: Ramzes
Przezwisko: Ra, Ram. Wszystko jedno.
Wiek: 2 lata
Płeć: basior
Żywioł: Wolność, wiatr, ziemia
Stanowisko: Wojownik powietrzny, nauczyciel latania
Ranga: Omega
Cechy fizyczne: Ma bardzo silne łapy oraz skrzydła. Przez to, że dużo
trenuje Ramzes może pokonywać w locie długie dystanse bez zatrzymywania.
Cechy charakteru: Ramzes ma dosyć ciężki charakter. Jest miły lecz dla
nieznajomych wilków chamski i bezwzględny. Jeśli jest na kogoś zły nie kłóci
 się z nim, ale ignoruje go. Ta taktyka zawsze działa. W ten sposób nie musi się
odnosić do agresji fizycznej lecz psychicznej. Kiedy ktoś się do niego przyczepi
również stosuje tą taktykę. Jeśli zadrzesz z jego rodziną lub przyjacielem- Ramzes
wywróci Twój świat do góry nogami. Jednak kiedy pozna się go bliżej, jest ciepłym
i marzycielskim basiorem. Jest dosyć skryty. Uwielbia biegać po lesie, ale kiedy
zobaczy człowieka- krzyż mu na drogę. Potrafi dobrze tańczyć- tak tańczyć. Boi się
zdrady- tej miłosnej i nie tylko. Czasem w nocy śni mu się wadera, która mieszkała
we wrogiej wiosce. Ramzes jest optymistą, który nie zawsze to okazuje. Nie jest on
cierpliwy, ale kiedy wpadnie w złość, jak już mówiłam nie okazuje tego. Zazwyczaj
wstaje on wcześnie, ale nie zawsze mu się chce o takiej godzinie gdzieś wychodzić.
Cechy szczególne: Ramzes ma dosyć duże łapy, których nienawidzi.
Aparycja: Ramzes jest basiorem o karmelowo białej sierści. Ma puszyste futro, które
zapachem przypomina właśnie karmel. Ma duże, szpiczaste uszy, dzięki którym
słyszy nawet z odległości 1 kilometra. Na głowie ma kupę futra przypominającą
ala irokeza.
Lubi: latać, biegać lasem, tańczyć
Nie lubi: ludzi, klaunów
Boi się: porzucenia
Moce: 
1. Potrafi zmienić się w kamień (w dowolnej postaci).
2. Kiedy lata nocą zapach karmelu w jego futerku wzmacnia się.
3. Rzeczy związane z ziemią np: trzęsienie ziemi  itp.
4. W nocy czasem jego oczy wyglądają jak gwiazdy.
5. Umie rozmawiać z wiatrem.
6. Kiedy się mocno skupi potrafi telepatycznie przekazać jakiemukolwiek wilkowi
(nie ważne gdzie jest) jakąś wiadomość, czy wizje ze swoich wspomnień.
7. Potrafi latać w zwolnionym tępię.
8. Umie zmieniać odcień swego futra jak kameleon.
9. Lewituje nad ziemią.
Historia: Ramzes urodził się jako syn alph. Razem ze swoim rodzeństwem wychowywany był na wojownika. W watasze nie rozpieszczali go. To znaczy... Traktowali jak następce alph, ale nie chwalono za każdym razem jak małego szczeniaczka. Kiedy jego wataha szykowała się do pierwszej wojny Ramzes miał 6 miesięcy. Mały jeszcze basior chodził na zwiady do sąsiedniej watahy aby podziwiać waderkę  w jego wieku. Miała ona białe futerko z czarnymi plamkami, paskami i nie wiadomo z czym jeszcze. Końcówki piór miała czarne i czerwone. Na szyi zaś nosiła medalion ze złota. Ramzes nie zauroczył się w niej dopiero po jakimś czasie kiedy pewnego dnia w lesie usłyszał jej niesamowity śpiew. Obserwował ją codziennie. Dowiedział się nawet jak ma na imię. Napawał się jej widokiem aż do dnia gdy jego wataha zaczęła wojnę. Na jego nieszczęście wadera, w której się zauroczył znajdowała się na polu bitwy. Ramzes zamierzał ją uratować lecz na jego drodze stanęło wojsko, które zamordowało część jej rodzeństwa. Po paru dniach wojna się skończyła. Na szczęście Ramzesa wadera przeżyła. Po 6 miesiącach jego i wataha samiczki została zaatakowana przez smoki. To było piekło. Ramzesowi udało się wyjść z tego cało lecz jego matka została spalona. Po roku czasu kiedy żałoba po jego matce się zakończyła basior wyruszył na poszukiwanie watahy, w której mógłby poczuć się bezpiecznie.
Rodzina: Matka- Konwalia Ojciec- Apollo Siostry- Rozalia i Laura Brat- Ares
Zauroczenie: Roksana. To ta jedyna, którą zna od dzieciństwa.
Partner: Jeszcze nie posiada partnerki, ale ma nadzieję...
Szczenięta: Za pewne zaraz po partnerce
Głos: Ed Sheeran - Galway Girl
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: brak
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Umiejętności:
Siła:150
Zręczność:200
Wiedza:100
Spryt:100
Zwinność:100
Szybkość:100
Mana: 150

Od Jane do Assasina


Zastanowiłam się chwilę.
- No wiesz... Nie znam jeszcze tych terenów więc Ty wybierz.
- No dobrze...- basior zamyślił się na chwilę- Na początek możemy iść do Źródła Czystości.
- Spoko- zgodziłam się
- No to w drogę!- zawołał Assasin
Podczas podróży do Źródeł rozmawialiśmy na temat przyrody i miejscach, które mijaliśmy. Kiedy zobaczyłam, że basiora to już nudzi ujrzałam wielką dziurę w skalę, z której wiało chłodem.
- Jak myślisz co tam jest?- spytałam
Basior odwrócił się do wielkiej werwy.
- No nie wiem... A chcesz sprawdzić?- widać było, że chciałby tam wejść.
- Okej... Tylko uważajmy!
- Nie bój się. Nic Ci nie będzie. Jestem przy Tobie.- powiedział czule As
Po tych słowach poczułam się jakoś bezpieczniej. Miło było usłyszeć takie słowa i to jeszcze od wilka, któremu ciężko jest je wypowiedzieć.
Weszliśmy powoli do środka. Strasznie wiało chłodem. Assasin szedł pierwszy, a ja druga. Nagle basior krzyknął.
- As?! Nic Ci nie jest?!- krzyknęłam do przepaści, w której wylądował basior
- Nie, nie! Wszystko okej!- odkrzyknął mi
Kamień spadł mi z serca. Już się bałam, że Assasin zginą.
- Spokojnie możesz skakać! Jest tu woda!
Zastanowiłam się chwile. A jeśli zginę? A jeśli coś sobie zrobię?
Jednak stwierdziłam, że skocze. Stanęłam na krawędzi. Ciemno jak w krypcie.
- Raz kozi śmierć...- powiedziałam do siebie i skoczyłam.
Leciałam przez jakieś pięć sekund, gdy nagle wpadłam do nie za głębokiej wody.
- Jane! Płyń do brzegu!- krzykną do mnie basior
Skierowałam się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Kiedy poczułam pod swoimi łapami kamienie odetchnęłam z ulgą.
- I jak? Fajnie było?- spytał się mnie Assasin
- Tak. Świetnie!-naprawdę mi się podobało
- No i zarąbiście. A teraz chodźmy tam.- basior wskazał korytarz, który kończył się rozświetlonym pomieszczeniem.
Po tym co przyszłam nie mogłam się teraz wycofać. W końcu może być tam wyjście z jaskini.
- No to chodźmy!- odpowiedziałam Assasinowi

<Assasin?>

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Od Assassina Do Jane


Co prawda niechętnie poszedłem z nowo poznaną waderą na układ, ale okej. Może być. Kiedy zakończyliśmy polowanie i napełniliśmy brzuchy skierowaliśmy się do alph
- Idziemy do Roksany, Marco czy Blacka?
- Możemy iść do kogokolwiek
- Mam nadzieję, że znajdziemy Roksanę, albo Marco. Night nie lubi nowych
- Chwila kto to Night i Black?
- To ten sam wilk. Ma na imię BlackNight, ale nazywamy go Black lub Night - powiedziałem niechętnie
- Aha, okej
- Wiesz, dziwne, że jeszcze nie zniechęcić Cię mój charakter. Chyba Cię lubię, wiesz?
- To miło z twojej strony. Też Cię lubię - wadera zarumieniła się
- O cześć Marco! - zawołałem gdy na swojej drodze zauważyłem dużego basiora
- Hej, co to za wadera?
- To jest Jane. Chciałaby dołączyć do watahy
- Cześć - powiedziała Jane
- Cześć. Gratuluję. Zostałaś właśnie nową członkinią Watahy Sześciu Kręgów!
- Dzięki - powiedziała nieśmiało Jane
- Dobra, śpieszę się, cześć - zawołał Marco
- Pa. Dobra, to gdzie idziemy?
- Te słowa skierowałem do wadery
< Jane? >

Nowa wadera! Nestra



Właściciel: karino 1
Imię: Nestra
Przezwisko: A nazywaj sobie ją jak tam chcesz, ale nie oczekuj, że na każde zawołanie zareaguje
Wiek: 2,5 roku
Płeć: Wadera
Żywioł: Elektryczność, Czas i Woda
Stanowisko: Zabójca
Ranga: Omega
Cechy fizyczne: Szybka, Zwinna, zręczna, dzięki jej małej sylwetce może zmieścić się w każdym zakamarku. Skoczna, dobrze się wspina
Cechy charakteru: Nestra to z pozoru cicha i spokojna wadera, lecz jak się ją lepiej pozna to zauważy się, że jednak jest nieprzewidywalna. Uwielbia adrenalinę i niebezpieczeństwo. Kocha walkę lecz też spokój. Lubi czytać i długie spacery. Kocha podróżować. Zanim trafiła tutaj przeszła chyba pół świata. Podróże jej nie męczą, więc może podróżować w nieskończoność. Jest miłą i pomocną waderą. Łatwo ją do siebie przekonać, ale naiwna to ona nie jest. Jest mądra. Najpierw myśli, a dopiero potem robi niezależnie od sytuacji. Jest wolna i niezależna. Jeśli już wyznaczy sobie cel to dąży do niego choćby nie wiem co, ale jeśli nie chce czegoś zrobić to nie zrobi tego za nic. Zawsze goni za marzeniami, a ułatwia jej to częsty tryb marzycielki. Jest odpowiednio do sytuacji optymistką, realistką i pesymistką. Ma w sobie każdą z tych cech. Jest nie ufna w stosunku do nowo poznanych, ale jeżeli już kogoś dobrze pozna to ufa mu dość mocno
Cechy szczególne: Czarne 'skarpetki' z niebieskimi kreskami na łapach
Aparycja: Nestra to przeciętnego wzrostu, zgrabna wadera. Dzięki zgrabnej sylwetce zmieści się wszędzie co pomaga jej w walce. Ma doskonałe umiejętności w walce i w terenie. Jej ciało jest prawie śnieżnobiałe z wyjątku włosów, które są niebiesko - czarne, czarnych końcówek uszu i końcówki ogona w kolorze niebieskim, nie licząc łap w kolorze czarno - niebieskim podobnie jak włosy. Ma niebieskie oczu, którymi doskonale widzi w ciemnościach. Jej poduszki łap są czarne
Lubi: spokój, walkę, czytanie, spacery, podróże
Nie lubi: natrętnych wilków, pytań bez odpowiedzi
Boi się: pająków, odrzucenia
Moce: oddychanie pod wodą,
cofanie się w czasie (wie jakie mogą być tego konsekwencje),
spalanie,
wywoływanie piorunów,
wywoływanie burzy,
teleportacja,
wywoływanie bólu poprzez myśli
Historia: Co tu ciekawego? Do pierwszego roku życia żyła ze swoim bratem, a potem umarła matka, ojciec stał się pijakiem i zabił jej młodszą siostrę i próbował zabić brata (z zadowalającym skutkiem dla niego) po czym mała Nestra uciekła i przez rok wędrowała aż dotarła tutaj
Rodzina: wszyscy zmarli oprócz jej ojca - Satara
Zauroczenie: Na razie nie jest zainteresowana żadnym basiorem
Partner: Na razie nie
Szczenięta: hola, hola. Najpierw partner
Głos: To Natalia Szroeder - Lustra
 Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: Chill
Inne zdjęcia: -
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: widzi w ciemnościach
Umiejętności: 
Siła: 100
Zręczność: 150
Wiedza: 100
Spryt: 100
Zwinność: 150
Szybkość: 150
Mana: 50

Od Jane do Assasina


- Jestem Jane- odpowiedziałam na pytanie- A Ty to kto?
Basior spojrzał na mnie.
- A ja jestem Assasin. Co Cię sprowadza w te strony?
- Przebyłam dosyć długą drogę w poszukiwaniu watahy razem z moją siostrą. Jednak ona została w innej watasze w raz ze swoim mężem, a ja ruszyłam w dalszą drogę.
- A więc dobrze trafiłaś... Jesteś na terenie Watahy Sześciu Kręgów...
Basior odpowiedział niechętnie.
- Dlaczego Ci nie zależy abym dołączyła do watahy?
- Nie za bardzo chce mi się Ciebie zaprowadzać do alph aby Cię przyjęły... Tak w ogóle to jak się nazywasz?
- Jane- odpowiedziałam- A Ty?
- Ja jestem Assasin.
- Ładne imię- powiedziałam żeby go rozweselić
Assasin uśmiechnął się lekko.
- Dzięki. Chcesz iść ze mną na polowanie? Zaraz umrę z głody.
Zastanowiłam się chwilę. Prawie go nie znałam, ale i ja byłam głodna.
- Mogę iść, ale potem zaprowadzisz mnie do alph. Zgoda?
Basior wyglądał na zrezygnowanego.
- Zgoda...

< Assasin?>

Od BlackNight'a c.d Iness

Próbowałem ukryć swoją nieufność.I chyba nawet mi się udało.-Jak już wiecie, tak jestem alfą.Ale nie sam.Nasza wataha ma ich trzech.-odpowiedziałem-I nie wiem czy mogę was zabrać do watahy.
-Ale dlaczego?-zapytała wadera.
-Ale z drugiej strony...-przekręciłem głowę patrząc na basiora-Możecie ze mną iść.Ale bez żadnych wygłupów!
-Ok..Okey..-wadera położyła uszy i poszła za mną razem ze swoim bratem.
Gdy szliśmy w stronę watahy, cały czas obserwowałem tę dwójkę kontem oka.-I jesteśmy!-powiedziałem zatrzymując się nie daleko mojej jaskini.-A te...dwie inne alfy?-zapytała nieśmiało.
-A, tak.Marco!Roksana!Rok...-powinni być w swojej jaskini.-Chodźcie...-powiedziałem nie pewnie.Miałem obawy, czy dobrze robię że wprowadzam ich do watahy a tym bardziej do jaskini alf.

<Iness?Sorry że takie krótkie>

niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Assassina Do ...


Dzień jak co dzień. Pobudka - Death jęczący nad uchem. Zaliczenie źródełka - kąpiel i napojenie. Krótki spacer po lesie - Crystal. Polowanie - oczywiście Cri i Death nie zapolują sami, bo ich jeszcze nóżki rozbolą. Jedno to, drugie tamto, a może jeszcze coś innego i to i tamto i siamto, ale... dzień jednak nie był taki jak 'co dzień'. Pobudki wcale nie użądził Death. Pierwsza myśl - Crystal była głodna. Druga myśl - cud? Jeszcze śpi? Poluje? Ta. Na sto procent. Dobra walić. Co tu tak zajeżdża spalonym królikiem? Poszedłem do naszej prowizorycznej kuchni - nikogo nie ma. W sali Death'a - nic. Cri. Cri zrobiła sobie śniadanie. Nie myliłem się rzecz jasna. Moja smoczyca stwierdziła, że dzień trzeba zacząć od sfajczonego królika. Super. Dzień marzenie. Ciekawe co jeszcze się dzisiaj wydarzy. Źródełko. Kierunek - źródełko. Doszedłem do źródełka i od razu do niego wskoczyłem. Ach, ta ochłoda i świeżość. Przydało by się coś zabić. Dobra. Do lasu. Niby dzień jak co dzień, niby rutyna, ale od początku lasu czułem czyjś wzrok na sobie. W końcu nie wytrzymałem.
- Kim jesteś i dlaczego mnie śledzisz?! - moim oczom ukazała się smukła sylwetka wilka
< Ktoś? Coś? Najlepiej wadera xd >

Od Lilly do BlackNight'a


Był przepiękny poranek. Po kolejnej nocy, której czarna otchłań  gnębiła mnie przez całe życie rozmyślałam nad tym kiedy dotrę do watahy, której członkiem była moja siostra.
- Długo masz zamiar tak leżeć?- powiedział cichy głosik
Przewróciłam oczami, po czym odkręciłam się na drugi bok. Zobaczyłam unoszącego się nade mną kolibra.
- Nie. Właśnie zamierzałam wstawać.
- Mam nadzieję. Wiesz przecież dobrze, że jeśli ktoś Cię tu zobaczy to...
Małej Rasberry przerwały czyjeś kroki. Szybko wstałam, poprawiłam moje długie włosy i schowałam się w krzaki z malinami. Nasłuchiwałam. Kroki były coraz bliżej.
- Przez to, że tak wcześnie wstałeś- nikt nie wybierze się z Tobą na polowanie...
Zza drzew wyszedł potężny basior z rozłożystymi skrzydłami. Umięśniony, biało-czarny wilk podszedł do mojego legowiska. Bałam się, ale basior, który stał niedaleko mnie był tak pociągający, że prawie tego strachu nie czułam. Rasberry widząc mnie zapatrzoną w potężnego wilka zachichotała.
- Serio Lilli, nawet w takim momencie nie umiesz powagi zachować?
- Oj weź przestań. Nie widzisz jaki on przystojny?
- Ta...- odpowiedziała mi zrezygnowana
Nagle osa latająca koło mnie usiadła mi na nosie.
- Aaaaaaaaaa!- krzyknęłam i wybiegłam z krzaków jak poparzona.
Basior widząc to zdarzenie, podszedł do mnie.
- Kim jesteś?
Patrzyłam na niego zmieszana.
- Jestem Lilly. Przybywam tutaj z odległej watahy aby wstąpić do tej, którą wybrała moja siostra.
Basior zastanowił się chwilę.
- A jak nazywa się Twoja siostra?
- Rose- odparłam- to ze względu na jej kolor sierści
- Mamy tu taką jedną... Ale jest na świecie dużo różowych wader o tym imieniu.
Zastanowiłam się chwile. Owszem jest dużo takich wader, ale skoro jest tu taka jedna...
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale mógłbyś chyba mi ją przedstawić?
- Mógłbym, ale na razie nie mogę.
- Dlaczego?
- Jestem głodny. Musze coś zjeść...
- Mogę iść z Tobą!- odpowiedziałam ochoczo
- Ale...
- No chodź! Będzie fajnie!
Miałam wielką nadzieję, że basior w końcu się zgodzi. Był taki przystojny, a zarazem uparty. Nie mogłabym go zostawić w spokoju.
- Nie jestem przekonany...- odparł wilk
- To powiedz przynajmniej jak Ci na imię?!
- BlackNigt.
- No dobrze, BlackNight'cie i tak i tak pójdę z Tobą.
Postanowiłam, że pójdę za nim nawet jeśli się nie zgodzi.

<BlackNight?>

sobota, 19 sierpnia 2017

Od Hery do Hazara

- Co to są Ukonusy?
- Takie... dość groźne potwory. Zwijajmy się, co?
- Poczekaj, ale jak one wyglą... - nagle na polanę przed nami wskoczył wielki, obrzydliwie zielony, z dużymi szczękami oraz skrzydłami 'Ukonus' czy jak mu tam
- WRRRRRRAUR - wydał z siebie gardłowy okrzyk potwór
- Hę? - zapytałam
- To raczej miało znaczyć 'spadówa z mojego terytorium'
- WRRR - 'przytaknął' Hazarowi potwór
- Okej, już nas nie ma - powiedziałam po czym zmieniłam się w skrzydlatą mnie, chwyciłam samca i wzleciałam. Ciężki trochę. Wylądowałam rzucając basiorem o ziemię w lesie
- Okeeej, to było dziwne - powiedziałam
- Ał. Następnym razem ląduj ostrożniej - poprosił basior, ale ja byłam zbyt zamyślona, żeby go usłyszeć. Odchrząknął
- Co?
- Mowiłem żebyś następnym razem lądowała ostrożniej - zaśmiał się, a moje oczy błysnęły mocniejszym światłem
- Kurde - powiedziałam pod nosem - tylko nie to...
- Tylko nie co?
- Nie, nic. Chodźmy już - basior najwyraźniej zaczął mi się podobać, ale może mi przejdzie.
- Gdzie?
- Tam gdzie nas łapy poprowadzą - zaśmiałam się
< Hazar? >

Nowa wadera! Jane

       
Właściciel: anka12kowal@gmail.com
Imię: Jane
Przezwisko: wszystko jedno
Wiek: 2 lata
Płeć: wadera
Żywioł: ziemia
Stanowisko: medyk
Ranga: omega
Cechy fizyczne: Silna, ale bez przesady. Szybka, zwinna i zgrabna.
Cechy charakteru: Pozytywnie zakręcona wilczyca, wręcz emanująca szczęściem! Jane zawsze jest chętna do zabawy, ploteczek, tajnych misji czy zwykłego ogniska z strasznymi historiami. I choć wszędzie jej pełno wciąż jest spokojna i rozważna. Nienawidzi gdy innym dzieje się krzywda dlatego też zawsze pomaga istotom w potrzebie. Rozmowna, do każdego przyjacielsko nastawiona, stara się ignorować wszelkie złośliwości i zawsze być cierpliwa, ale często jej to nie wychodzi...
Cechy szczególne: Jane bardzo lubi przebywać w postaci królika i to w niej najczęściej zasypia.
Aparycja:  Jane jest drobna i dość malutka jak na swój wiek. Jej białe futerko jest mięciutkie niczym aksamit, błękitne oczy głębokie niczym tafla jeziora, a kawowe wzory na jej sierści są symbolami jej zażyłości z naturą.
Lubi: Spędzać czas na łonie natury, spać pod gołym niebem oraz bawić się w chowanego.
Nie lubi: Gdy ktoś znęca się nad zwierzętami oraz egoistycznych wilków.
Boi się: ludzi
Moce: 
• Potrafi rozmawiać ze wszystkimi żywymi istotami (w tym z roślinami!)
• Za pomocą siły umysłu potrafi przenosić przedmioty.
• Potrafi zmieniać się w małego białego króliczka.
Historia: Razem ze swoją siostrą Karii została wyrzucona z przedniej watahy. Tak ogólnie rzecz biorąc wyrzucili je "przez pomyłkę", zarzucając im, że spiskują przeciw Alphie- co oczywiście nie było prawdą. Gdy to się stało Jane była jeszcze szczeniakiem i nie do końca rozumiała powagę sytuacji, co było powodem nie akceptacji wilków z Watahy Sześciu Kręgów. Później Karii odnalazła miłość swojego życia, Jane dorosła i pokochała tutejsze wilki.
Rodzina: Siostra Karii i jej mąż Carion.
Zauroczenie: Na razie nie. Może kiedyś.
Partner: Nie poszukuje, póki co woli skupić się na otaczającym ją świecie.
Szczenięta: Najpierw partner
Głos: Nightcore - Tir Na Nog (Lyrics)
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: Currant
Inne zdjęcia: brak
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: Ulubionym jedzeniem Jane jest kacze mięso
Umiejętności: 
Siła: 100
Zręczność: 100
Wiedza: 200
Spryt: 100
Zwinność: 100
Szybkość: 200
Mana: 100



Nowa wadera! Lilly



Właściciel: amanda12kati@gmail.com
Imię: Lilly
Przezwisko: można nazywać ją jak się chce
Wiek: 2 lata
Płeć: wadera
Żywioł: światło, słońce, ranek
Stanowisko: strażnik dzienny
Ranga: omega
Cechy fizyczne: chodź nie wygląda- jest silna, ma dobry słuch i węch.
Cechy charakteru: Jest ogromnie radosna. Nawet jeżeli tak nie jest, to zawsze stara się trzymać w garści i (chociaż sztucznie) uśmiechać. Odreagowuje to często płacząc w nocy, wieczorem. Generalnie nie przepada za nocą. Przeraża ją, w odróżnieniu od słońca i dnia które kocha. Często biega po lesie jak mały wilczek, ekscytując się najmniejszą rzeczą. Jest zwinna i szybka (co teoretycznie mogłaby wykorzystać przeciw swoim wrogom) jednak Lilly woli rozwiązania dyplomatyczne . Lubi kiedy wszyscy zwracają na nią uwagę.
cechy szczególne: Jak widać na załączonym obrazku- Lilly nosi na głowie i ogonie małe kwiatki. Niestety nie wie skąd one się biorą.
Aparycja:  Jest niziutka. Charakterystyczne jest jej gęste, złote futro, które mieni się wszystkimi kolorami słońca. Ma również wyjątkowo długie rzęsy, którymi to tak urokliwie trzepocze.
Lubi: słońce, lasy i zapach kwiatów lilii
Nie lubi: ciemnych pomieszczeń, bagien i zimy
Boi się- nocy
Moce:
- potrafi oślepić wroga (na jakiś konkretny czas)
- uwodzi swoim pięknym śpiewem, który podobno jest porównywalny do śpiewu ptaków,
- słońce dodaje jej siły,
Pewnie coś jeszcze by się znalazło...
Historia: Urodziła się w innej watasze, która aktualnie nadal funkcjonuje. Kiedy dowiedziała się, że jej siostra- Rose wyruszyła w poszukiwaniu watahy, ona również nie mogła przegapić takiej okazji i wyruszyła po jej śladach. Po wielu nocach spędzonych w samotności odnalazła watahę, do której dołączyła jej siostra.
Rodzina: matka-Zafira ojciec-Yord siostry-Shante, Rose bracia-Disaster, Alex i Mirro.
Zauroczenie: na razie... Musi kogoś dobrze poznać. Dopiero wtedy zdecyduje.
Partner: Kiedyś... Jak mówiłam- ''Musi kogoś dobrze poznać''
Szczenięta: Na pewno po tym jak będzie partner
Głos: Taylor Swift - Blank Space
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: Rasberry
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: Kiedy Lilly wędrowała przez las, na jednym z krzaków malin dostrzegła kolibra. Zaprzyjaźniła się z nim i w ten sposób Rasberry został jej towarzyszem.
Umiejętności:
Siła:100
Zręczność:130
Wiedza:120
Spryt:100
Zwinność:100
Szybkość:50
Mana:200

Od Hery Do Hazara


- Co to są Ukonusy?
- Takie... dość groźne potwory. Zwijajmy się, co?
- Poczekaj, ale jak one wyglą... - nagle na polanę przed nami wskoczył wielki, obrzydliwie zielony, z dużymi szczękami oraz skrzydłami 'Ukonus' czy jak mu tam
- WRRRRRRAUR - wydał z siebie gardłowy okrzyk potwór
- Hę? - zapytałam
- To raczej miało znaczyć 'spadówa z mojego terytorium'
- WRRR - 'przytaknął' Hazarowi potwór
- Okej, już nas nie ma - powiedziałam po czym zmieniłam się w skrzydlatą mnie, chwyciłam samca i wzleciałam. Ciężki trochę. Wylądowałam rzucając basiorem o ziemię w lesie
- Okeeej, to było dziwne - powiedziałam
- Ał. Następnym razem ląduj ostrożniej - poprosił basior, ale ja byłam zbyt zamyślona, żeby go usłyszeć. Odchrząknął
- Co?
- Mowiłem żebyś następnym razem lądowała ostrożniej - zaśmiał się, a moje oczy błysnęły mocniejszym światłem
- Kurde - powiedziałam pod nosem - tylko nie to...
- Tylko nie co?
- Nie, nic. Chodźmy już - basior najwyraźniej zaczął mi się podobać, ale może mi przejdzie.
- Gdzie?
- Tam gdzie nas łapy poprowadzą - zaśmiałam się
< Hazar? >  

czwartek, 17 sierpnia 2017

Od Rose do Marco


To było ogromne zaskoczenie kiedy przed moją jaskinią pojawił się wielki i rogaty stwór. Dopiero po paru sekundach zrozumiałam, że to Huks. Czytałam o nim w księgach znalezionych w bibliotece. Jednak... Nie znalazłam żadnych informacji na temat pokonania tego stworzenia. Musiałam improwizować. Marco patrzył się na mnie z nadzieją, że coś wymyśle. Dobrze wiedział o tym, że ja również nie mam zielonego pojęcia jak go pokonać, ale miał nadzieje, że razem damy sobie radę. Huks był coraz bliżej lecz ja nie wiedziałam co zrobić.
- Marco, a wiesz ty przynajmniej jak go zabić?
- Taaak... Należy go zaatakować z zaskoczenia iii...
- Czyli nie wiesz... Okej pomyślmy...- mówiłam szeptem- Czy ten wielki bydlak w ogóle to nas widzi, czy tylko wyczuwa nasz zapach?
- Chyba nas widzi. To by wyjaśniło w jaki sposób wiedział gdzie się teleportować. Ale z drugiej strony musiał mnie jakoś wyczuć, ponieważ kiedy mnie doganiał rozpłynąłem się w powietrzu i zmaterializowałem dopiero przy twojej jaskini.
- Czyli widzi i ma bardzo dobry węch- wywnioskowałam- Mam pomysł! Zostań tutaj.
- Okej
Poszłam w głąb jaskini.
- Gdzieś tu musi być... Jest!
- Chodź szybciej! Już go widzę!- powiedział zniecierpliwiony Marco
- Idę!- odpowiedziałam przez zaciśnięte zęby
Podeszłam szybko do basiora i wypuściłam z pyska długą line.
- Po co nam to?- zapytał zdziwiony
- Poczekaj. Zaraz Ci wyjaśnię.
Wyjrzałam z jaskini, aby sprawdzić czy są gdzieś równoległe do siebie drzewa. Kiedy zobaczyłam, że właśnie znajdują się parę metrów od jaskini, w krzakach zobaczyłam wielkie, świecące ślepia rozglądające się po ścieżce prowadzącej do mojej pieczary. Odwróciłam się do Marca, który zapewne zastanawiał się o czym myślę.
- A więc. Widzisz te dwa drzewa- wskazałam na dwa równoległe do siebie rośliny.
- Tak...
- No i biorąc pod uwagę to, że mamy takie same moce, każde z nas może przemknąć nie zauważone za jedno z tych drzew. Przy okazji będziemy mogli trzymać w pysku jeden z końców liny i przywiązać go do drzewa.
Przerwałam na chwile, aby Marco miał czas na załapanie naszego planu.
- Okej. Już wiem co zamierzasz zrobić. Mamy zastawić na niego pułapkę?
- Dokładnie.
- Czyli on się potknie, a my będziemy mieli trochę czasy na... Właściwie na co?
- Planowałam, żebyśmy odwiązali szybko linę i związali  mu nogi, ale nie jestem pewna, czy akurat to wyjdzie...
- To się okaże...- powiedział Marco, który chwycił jeden z końców liny
Uśmiechnęłam się i zrobiłam to samo, lecz w głębi duszy bałam się tego co może się wydarzyć...

<Marco? U mnie weny brak...>

niedziela, 13 sierpnia 2017

Od Jasmin do Ventusa

Uważniej przyjrzałam się samcu. Nie do końca podobał mi się taki obrót spraw. Bądź co bądź nie zostałam nawet zapytana o zdanie, odnoście mojego miejsca pobytu. Nie miałam jednak ochoty drążyć tematu. Skierowałam się więc w stronę wrót i pchnęłam je. Pomimo iż włożyłam w to dość sporo siły, drzwi i tak rozchyliły się jedynie na tyle, byśmy oboje byli w stanie przez nie przejść. Wewnątrz zamku było zdecydowanie chłodniej niż na zewnątrz, był to niezaprzeczalny plus tego miejsca. Nie zaglądaliśmy nawet do pokoju BlackNight'a. Podejrzewałam, że i tak go nie zastaniemy. Zamiast tego od razu skierowałam kroki w stronę miejsca, gdzie najczęściej przebywała Roksana. Samicę oczywiście zastaliśmy. Wyglądała jednak na dość zaaferowaną jakąś inną sprawą i przez kilka chwil nawet nie zdawała sobie sprawy z naszego przybycia. Nie czekaliśmy jednak zbyt długo. Roksana spojrzała na nas i zaraz potem znalazła się przed Ventusem.
- Kto to? - Zapytała samica, jednocześnie z uwagą przyglądając się basiorowi.
- Jestem Ventus. - Przedstawił się samiec, nim zdążyłam cokolwiek powiedzieć. - Chciałbym tu dołączyć.
- W porządku. - Odparła Roksana. - A teraz wybaczcie, ale nie mam dla was czasu.
Po tych słowach wilczyca podleciała do jakiejś torby, chwyciła za nią, a następnie z prędkością strzały opuściła swoją komnatę. Patrzyłam za samicą, póki jej cień nie zniknął z mojego pola widzenia, potem przeniosłam wzrok na towarzyszącego mi wilka.
- No to witam w watasze. - Powiedziałam z lekkim uśmiechem.
- Dzięki.
Po chwili oboje wyszliśmy z zamku. Ponownie poczułam duszne, letnie powietrze. Najgorzej. Podeszłam do krawędzi klifu i wskazując ziemię odległą od nas o jakieś 150m, spojrzałam na Ventusa.
- Mógłbyś? - Zapytałam, mając nadzieję, że skoro wcześniej tak po prostu mnie tu zabrał, to teraz przynajmniej odstawi mnie z powrotem na dół.

<Ventus?>

sobota, 12 sierpnia 2017

Od Marco do Rose

Następny dzień minął wyjątkowo spokojnie. Dopiero pod wieczór na moim patrolu miałem dziwne przeczucie, że coś złego się stanie. I jak zwykle mnie nie zawiodło, gdyż równo o godzinie pierwszej w nocy usłyszałem szelest liści. W głębi lasu ujrzałem czyiś szybko przemieszczający się cień.
Z początku nie widziałem czym dokładnie jest owy stwór i w sumie to dopiero po chwili zdałem sobie sprawę, że jestem w niebezpieczeństwie. W dużym niebezpieczeństwie.
Centralnie przede mną przeteleportował się Huks. Duży potwór z rogami podobnymi do tych jelenich, świecącymi oczami i strasznie dziwnym wyrazie twarzy. Wątpię bym sam sobie z nim poradził... Jedyny i w miarę ogarnięty pomysł jaki przychodził mi do głowy brzmiał następująco:
Choć trochę ogłuszyć i uciekać.
Tak więc mimo wszystko skoczyłem na wielkoluda i podrapałem go prosto w oczy. Na chwilę się zatrzymał, a z policzka zaczęła cieknąć mu stróżka krwi. Nie trwało to jednak długo i już po chwili odzyskał racjonalne myślenie i ponownie zaczął mnie gonić.
Miałem na szczęście kilka sekund w zapasie, więc nie przejmowałem się tym zbytnio. Zastanawiałem się bardziej nad tym jak mogę go powstrzymać, albo gdzie mógłbym się schować.
W końcu, nie będę biegł przecież przez wieczność...
Huks teleportował się coraz bliżej mnie, a ja zmuszony byłem biec slalomami by ten nie dorwał mnie w swoje ohydne łapska. Dopiero wtedy zacząłem mniej więcej ogarniać okolicę i zrobiłem błyskawiczne rozeznanie w terenie.
Jeśli dobrze myślę niedaleko znajduje się jaskinia Rose. W jednej chwili rozpłynąłem się w powietrzu, używając mojej mocy. I chwilę później już jako duch podążyłem w stronę jamy wadery. Zmaterializowałem się u jej progu i szybko odnalazłem w niej samicę.
 - Hej! Obudź się. - bąknąłem szturchając ją łapą.
Najwyraźniej miała mocny sen, gdyż nic to nie zdziałało. Sekundę później wylałem na nią wodę.
 - Obudź się nooo! - Warknąłem trochę już nieco głośniej.
 - Co... Co się dzieje? - spytała nieco zdezorientowana.
 - Goni mnie potwór. Weź mi trochę pomóc bo sam sobie rady nie dam, a trzeba go jakoś zabić, zanim to on zabije nas. - powiedziałem na jednym wdechu.
 - To kolejny kiepski żart? Wcale nie śmieszny...
 - Ej! To nie żaden kawał okej? Nie słyszysz?
I nagle jak na potwierdzenie moich słów, z zewnątrz dobiegły nas odgłosy stąpania i ryk potwora.
 - Eeee... Co robimy? - spytała wadera.
 - Atakujemy!


Rose? Jakieś pomysły na zabicie potwora? xD

Od Ventusa do Jasmin

Siedziałem na klifie, ogryzając leniwie kość, pozostałość po upolowanym wcześniej dziku.Wiedziałem że znowu jestem na terenie obcej watahy. Jak dotąd na szczęście nikt mnie nie zwęszył, więc mogłem chwilę tu pomieszkać.
Wtedy za moimi plecami rozległ się czyjś cichy głos:
-Co tu robisz? Nie jesteś z watahy.
Oho, wykrakałem- pomyślałem z goryczą i obróciłem się w stronę skąd dobiegał głos. Przede mną stała smukła różowo-biała wilczyca. Teoretycznie nie powinna stanowić zagrożenie, ale lepiej uważać.Nagle wpadłem na pewien pomysł.
-Przechodziłem tędy... Nie potrzebujecie może nowych członków?- spytałem spokojnie
Wilczyca trochę zbita z tropu, przyjrzała mi się uważnie i odparła:
-To już zależy od alf. Mogę cię do nich zaprowadzić.Tak w ogóle, to jestem Jasmin.- dodała
Kiwnąłem lekko głową:
-Ja nazywam się Ventus. Dobrze, prowadź.
Różowa wilczyca pobiegła przodem, szybko pokonując odległości. Niedługo potem, staliśmy już u podnóża potężnego zamku znajdującego się na szczycie wysokiego urwiska, z którego spadały w dół, lawiny wody. Zadarłem łeb w górę.
-To tam mieszkają alfy?
-Tak, powinieneś znaleźć tam Marco lub Roksanę, BlackNight raczej nie lubi nowych. Ich jaskinie są w głębi po lewej.- wyjaśniła.
-Nie możesz mi po prostu pokazać?-spytałem
Jasmin z zakłopotaniem pokręciła głową i odpowiedziała:
-Ten zamek jest bardzo wysoko, a ja nie mam skrzydeł..
Westchnąłem krótko i złapałem ją lekko za futro.
-Co ty robisz?- zawołała zaskoczona, próbując się wyrwać.
-Nic szczególnego- odparłem i uniosłem się razem z waderą w powietrze, lądując wysoko na klifie, przed zamkiem. Postawiłem Jasmin na ziemi, patrząc jak się otrzepuje.
-No dobrze- zacząłem, składając skrzydła- To prowadź.

<Jasmin?>

Od Hazara do Hery

Pysk rozciągnął mi się w lekkim uśmiechu. Może być z tego niezła zabawa.
-Proponuj. To ty należysz do tej watahy.
Wilczyca zamyśliła się na chwilę , a ja szybko otaksowałem ją wzrokiem. Nie najgorsza sztuka, chociaż osobiście miałem nieco inne upodobania. 
-Chodźmy do wodopoju, a potem zaprowadzę cię do alfy.- zdecydowała. Przekrzywiłem lekko łeb i zmrużyłem oczy. Alfy? Kurde, a już myślałem że będę miał od nich święty spokój...
Razem z waderą skierowałem się ku wodopojowi. W sumie nie miałem nic przeciwko, od długiego czasu nie byłem nad rzeką. Po jakiejś godzinie marszu naszym oczom ukazało się niewielkie zakole wody, do którego podeszliśmy. Wyciągnąłem szyję żeby się napić, starając się nie dotknąć błękitnej tafli. 
Nagle obok mnie rozległ się plusk, a Hera wyskoczyła z wody gwałtownie się otrzepując. W pysku miała dorodnego pstrąga, którego upuściła na ziemię.
-Chcesz trochę?-spytała.
Potrząsnąłem przecząco głową:
-Nie , dzięki. Jakoś nie przepadam za rybami.- nie skończyłem jeszcze mówić kiedy z nieba spadł na nas srebrno-biały cień i chwycił rybę, sprzed nosa zaskoczonej wadery.Parsknąłem śmiechem, a Hera poderwała się gwałtownie, szukając złodzieja.Obróciłem się w kierunku drzewa na którym przykucnął zadowolony z siebie feniks, razem ze zdobyczą.
-Stary, dobry żart, ale idź zanieczyszczać powietrze gdzie indziej.
Oburzony ptak nastroszył lodowe pióra:
-Co niby mam robić? Tutaj jest zabawnie.
Wzruszyłem ramionami i odparłem lekceważąco:
-Nie wiem, mało mnie to obchodzi. Poszukaj Lyrii, pogoń jakiegoś kota, albo utop się w łajnie- warknąłem rozdrażniony, po czym szybkim ruchem wyskoczyłem wysoko w powietrze wytrącając feniksowi rybę. Forfax zaskrzeczał wściekle i poderwał się do lotu:
-Goń się ,Hazar. Iness jest lepszą panią. Przynajmniej się ze mną bawi.- dodał po czym odleciał.Podniosłem pstrąga i przysiadłem obok zdziwionej wadery.
-Kto to Iness? 
-Moja młodsza siostra. Nieważne zresztą- rzuciłem, po czym nagle nastawiłem uszy.- Słyszysz?
Hera zerknęła na mnie niepewnie.- Co mam słyszeć?
Podniosłem się i zjeżyłem, obnażając kły.
-Jesteśmy na terytorium Ukonusów. Zwijamy się.

<Hera?>

Przybyłam, zobaczyłam.... spierdo******

No dobra, żartuję. Aż tak źle nie jest :D Chciałam tylko ogłosić, że wróciłam.
Widziałam kładącego się na drodze ptaka, zaskrońca który wpełzł na materac, skórę węża i... tyle.
Jak opisać dwoma ciągłymi słowami Bieszczady?
Świerk, świerk, rzeka, świerk, świerk, świerk, rzeka, rzeka, świerk.
Nie no, ogółem piękne widoki, i jak tak se szłam w rzece ( woda ciepła i do kostek, w miejscach do kolan ) to tak sobie myślę... że przecież kamienie są śliskie, jakbym się wywaliła, rozbiła głowę o kamień, i umarła, to nikt z mojej klasy by się tym nie przejął :D
Taka oto rzeczywistość. Czyli.... w mojej klacie jestem nikim ( odkrycie tygodnia :S )
Moja śmierć na nikim nie zrobiłaby wrażenia z mojej klasy. Pewnie były by jakieś komentarze pod moim adresem od chłopaków i tych tapeciar, co ze mną do klasy chodzą :D
No ale już dobra, nie będę tutaj pisać mojego pamiętnika z życia, bo ten blog stałby się jednym wielkim dramatem. No, to tyle.

~ Roksana

piątek, 11 sierpnia 2017

Od Thundera

Christa na faktach! (zabijcie mnie za to ;-;)

Tia... nie ma jak to przyjść do watahy, w której nawet własnego brata prawie się nie zna. W sumie to znam go tylko z widzenia... Ale no, mówi się trudno. Szczerze nie chce mi się jakoś z nim specjalnie zapoznawać i z innymi też... ale może przejdźmy do tego, jak się znalazłem w tej watasze. Zaczęło się to od tego, kiedy ojciec nie mogąc już na mnie patrzeć, stworzył jakiś portal do innego świata i mnie tam wepchnął. Tkwiłem tam tylko na szczęście jakiś bodajże rok, ale i tak to był koszmar. Ciągłe walki z innymi wilkami, potworami i nawet roślinami z lawy, a i zapomniałem wspomnieć, że ten cały świat był z lawy i kamienia, więc było tam gorąco w... ychym... dobra nieważne. Po tym całym roku spędzonym tam wyglądałem jak wungiel a dokładniej chudy i odwodniony wungiel, ale na szczęście niektóre stwory tam miały wodę, którą i tak się nie nacieszyły, bo kradłem im ją, jak tylko ją zobaczyłem... No kurde czemu ja tak ciągle odchodzę od czegoś i zaczynam coś innego?! Na czym to ja... a już wiem... ymmm... a jednak nie, ale dobra może powiem o tym, jak się wydostałem. No to pewnego niepięknego dnia, ranka? Nocy? Wieczora? Popołudnia? Nie wiem, może powiedzmy, że było popołudnie. No to tak se idę i nagle poczułem silny wiatr z mojej strony, (co na ten świat było dziwne, bo go w ogóle nigdy wcześniej nie było) patrzę, a tam tytan! D: No więc uciekałem, bo moja broń wpadła do lawy :,). Nie patrząc gdzie biegnę, postanowiłem pobawić się w moją broń i wpaść do lawy, która o dziwo nie parzyła, tylko była lodowata i nawet pływać się w niej nie dało, winc tak jakby leciałem w górę i patrz,ę a tam portal, więc oczywiście wpadłem do niego i tak się tutaj zjawiłem w tym świecie ,a później znalazłem tę watahę i dołączyłem. I to koniec opowieści tej, a teraz czas wrócić do realnego nie realu winc może poszukam jakiegoś wilczeła i się z nim chociaż zaznajomię. 
THE END.
<Ktoś coś odpisze? Bracie pomóż XD Kto wie z czego to? XD>

środa, 9 sierpnia 2017

Od Robina do Roksany

- W porządku, ale jak? - Zapytałem.
Wadera odwróciła wzrok, miała dość nietęgą minę. Na chwilę zapadła cisza. Potem jednak samica wyciągnęła w moją stronę łapę i powiedziała:
- Mógłbyś podać mi swoją łapę?
Nie bardzo rozumiałem, czemu miało to służyć. Bez słowa jednak zrobiłem to, co chciała. Nie czułem potrzeby, aby robić z tego jakiś wielki problem. Wystarczyła jednak krótka chwila, bym pożałował swojej decyzji. Syknąłem z bólu, gdy wilczyca przesunęła sztyletem mniej więcej w połowie mojego ramienia.
- Zwariowałaś? - Zapytałem, szybko zabierając łapę.
Z rany, cienkim strumykiem zaczęła sączyć się krew. Spojrzałem na samicę, wyglądała na znacznie bardziej zszokowaną od nas.
- Czerwona. - Mruknęła, przyglądając się ostrzu.
- Hej! - Warknęła w końcu Roksana. - Możesz nam wyjaśnić, o co tak właściwie chodzi.
- Nie jesteście od króla. - Powiedziała, przenosząc wzrok na nas. - Ale teraz wiem, że nie pochodzicie nawet z naszego świata.
Spojrzałem na swoją towarzyszkę pytająco. Tak jedynie wzruszyła ramionami.
- Pierwszy raz widzę czerwoną krew. - Powiedziała Lira.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Zapytałem, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
Po tych słowach czarna samica nakłuła swoją opuszkę. Podczas gdy nasza krew miała kolor szkarłatu, jej przypominała purpurę.
- Nasza krew się różni. Król i jego ludzie w ogóle nie posiadają krwi. Z ich ran wydobywa się jedynie czarny dym.
Wzdrygnąłem się lekko. To miejsce zupełnie nie przypominało naszego świata.
- Na górze jest pokój. - Westchnęła młoda samica. - Jeśli chcecie, możecie tam odpocząć do czasu, aż wróci brat.
- Na razie chyba i tak nie mamy nic lepszego do roboty. - Stwierdziła jakby nieco znudzona Roksana i skierowała się w stronę schodów.
Odruchowo podążyłem za nią. Gdy jednak pokonałem kilka schodów, zatrzymałem się na chwilę i ponownie spojrzałem na Lirę. Chciałem coś powiedzieć, żadne rozsądne słowa nie przychodziły mi jednak do głowy. Ostatecznie zrezygnowałem więc z mówienia czegokolwiek. Gdy zajrzałem do pokoju na górze, skrzydlata samica już leżała wyciągnięta na łóżku. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do okna. Niebo trochę ściemniało, wyglądało na to, że nadchodziła noc. Wraz z czasem, jaki spędziłem przy oknie, moje zaniepokojenie wzrastało. Nie widziałem księżyca ani chociażby jednej gwiazdy.
- Hej, Roksana... nie widzę księżyca.
- Może po prostu zasłoniły go chmury. - Powiedziała samica od niechcenia.
- Nie, to nie to... - Odparłem po chwili namysłu. - Gdy tu przybyliśmy, było jasno, ale nie zauważyłem słońca. To niebo wygląda, jakby ktoś przykleił sobie tapetę do sufitu jaskini. Nie ma tu chmur, gwiazd, nic.
- Nie prze... - Zaczęła wilczyca, jednak nie dokończyła, gdyż przerwało jej trzaśnięcie drzwi gdzieś na dole. Czyżby brat wrócił?

<Roksana?>

Od BlackNight'a do .....

Nowa wataha, nowe miejsce, nowe życie.Dużo wilków.Zawsze można z kimś porozmawiać...Przejść się gdzieś...I pomogą ci polować.Chodź nie do wszystkich mam zaufanie.Bardziej tylko do tych, których znam od początku- Roksana, Marco..Robin...ewentualnie Rose.Do innych rzadko podchodzę.Co z tego że jestem alfą.Chodzę własnymi drogami.Tak też zrobiłem tego dnia.Obudziłem się dość wcześnie.Gorąc, jak to w lato, zapach trawy...Czego chcieć więcej? No...właśnie nie wiem.Czułem jakiś niedosyt, sam nie wiem czego.A, no tak.Głodny byłem.
Chwilę jeszcze poleżałem sobie w słońcu, a potem poszedłem zobaczyć, czy ktoś chce ze mną iść na polowanie.
<Ktoś?>

wtorek, 8 sierpnia 2017

Od Xery do Hazara

- Jaki piękny mamy dzisiaj dzień - pomyślałam mówiąc do siebie - uh. Zrywa się wiatr - powiedziałam i poszłam dalej. Prawdę mówiąc po prostu zmieniłam się w skrzydlatego wilka i poleciałam. Leciałam nad górami gdzie swoją drogą były przeokropne potwory czy Bóg wie co innego. Na polach było podobnie, aczkolwiek nie było tam potworów. Lecąc nad lasem moją uwagę przykuł widok basiora na oko większego ode mnie rozmawiającego z lodowym feniksem. Nie wiedziałam skąd wiem, że to lodowy feniks. Tak o wpadło mi to do głowy. Moje oczy JESZCZE nie błysnęły co uważam za dobry znak. Powoli zleciałam do dołu w las i miałam dobry widok na basiora. Zapytałam więc:
- Emm... kim jesteś? - basior zaczął się rozglądać za mną - tu jestem - wyszłamz z krzaków
- Em... hej. Jestem Hazar, a ty?
- Jestem Hera. Jeśli mogę - co ty tu robisz?
- Jak widzisz jestem w trakcie rozmowy z Forfaxem
- A 'Forfax' to...?
- Forfax to mój towarzysz. Jest lodowym feniksem
- Widzę właśnie - powiedziałam
- Em... okej... - powiedział przeciągle - Jesteśmy... - nie dałam mu dokończyć
- Na terenie Watahy Sześciu Kręgów
- Skąd to wiesz? - zapytał zdziwiony
- Należę do niej - uśmiechnęłam się
- Idziemy gdzieś?
- Jasne, tylko gdzie? - zapytałam

< Hazar? >

Od Iness do BlackNight'a

Słońca dawno już zaszło, a noc powoli obejmowała las w posiadanie. Chłodna leśna ściółka tłumiła nasze kroki i dawała zmęczonym łapom chwilę wytchnienia, od sprażonych słońcem skał, które rano minęliśmy. Zmrok to idealna pora na polowanie- w wilgotnym powietrzu zapach zwierzyny utrzymuje się wyjątkowo długo, i do tego jest bardzo wyraźny.
Raj na ziemi po prostu. Każdy wilk bez trudu by tu znalazł coś dla siebie, i wrócił z pełnym brzuchem, a las wciąż byłby pełen tłustych królików.
 Tak...  każdy normalny wilk by tu coś upolował. Jednak kiedy od ponad dwóch miesięcy jesteś nieustannie w drodze, przepędzana z miejsca na miejsce, za każdym razem kolekcjonując coraz więcej blizn po ugryzieniach, a twoje futro przypomina zmatowiały, wypłowiały dywan, żebra ci wystają ,to nie ma się czemu dziwić że nie dajesz już rady nic upolować.

Westchnęłam zniechęcona, i usiadłam przy najbliższym drzewie. Hazar krążył niespokojnie dookoła kotliny. Od razu było widać że go nosi. Przez parę minut przyglądałam mu się, po czym mruknęłam:
- Daj sobie spokój. Wyglądasz jak strach na wróble, nie musisz udawać dodatkowo nawiedzonego.- Wilk potrząsnął buńczucznie łbem i warknął poirytowany.
-Jesteśmy na terenie obcej watahy i nie uśmiecha mi się ponowne nadstawianie za nas ogona. Wystarczy mi ostatnie starcie. Tobie widocznie nie, skoro jesteś taka pewna siebie.- wytknął, rozgarniając łapą ściółkę.
Zmrużyłam gniewnie oczy i syknęłam:
-Haz, mamy dosyć kłopotów i bez twoich fochów.
Basior oburzony przysiadł i uniósł wojowniczo pysk:
-Ja mam niby fochy?A kto wczor..- urwał gwałtownie i zjeżył się cały.
Skoczyłam na równe łapy i nastawiłam uszu, słuchając i węsząc w napięciu. Zza drzew wyłonił się postawny biało-czarny basior ze skrzydłami. Sierść połyskiwała przy każdym ruchu, w przeciwieństwie do naszej.Od razu poczułam tak utęskniony przeze mnie zapach. Watahy. Rodziny. Stada. Szybko wślizgnęłam się przed brata, i machnęłam uspokajająco ogonem.
Co dziwne obcy basior nadal się na nas nie rzucił. To już coś.
-Witaj, jesteś z żyjącej tutaj watahy, prawda?- rzuciłam swobodnie
Wilk przekrzywił lekko głowę, lustrując nas uważnym spojrzeniem.Modliłam się w duchu żeby Haz nie odstawił jakiegoś cyrku pt. "to ja tu jestem samcem alfa", albo "poradzimy sobie bez ciebie".
-Tak, to teren Watahy Sześciu Kręgów, a ja nazywam się BlackNight, alfa.- przedstawił się skrzydlaty, a ja odetchnęłam cicho z ulgą. Nie wydawał się szczególnie rozzłoszczony.Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy.
-Jestem Iness, a to mój brat, Hazar. Szukamy watahy, który by nas przyjęła.- powiedziałam spokojnie, wytrzymując spojrzenie błękitnych oczu basiora.

<BlackNight?>

niedziela, 6 sierpnia 2017

Event

Także ankieta jest już wstawiona. Teraz wystarczy tylko głosować. Jeśli chcecie zobaczyć wszystkie rysunki to znajdują się one w zakładce ,,Wilcze dzieła sztuki".

~Marco

Od Marco na Event

Ten uczuć, gdy nie umiesz rysować, ale i tak chcesz wziąć udział w evencie xD. Miejmy nadzieję, że nie jest aż tak źle :3
Rysunek przedstawia postać z ,,Naruto" - Kakashi'ego Hatake, tak jakby ktoś nie wiedział.

sobota, 5 sierpnia 2017

Brak mojej obecności.

Cześć, chciałabym was poinformować, że mnie nie będzie, od niedzieli, do piątku, bo jadę w Bieszczady... A więc tak... wszystkie opowiadania i formularze proszę wysyłać Night'owi, albo do mojego " brata". Czyli do innych alph.

PS: Marco, najpierw jak coś to jutro około 18.00 dajesz posta ze wszystkimi rysunkami, podpisem od kogo to, ankieta, i tyle.

~Roksana 

Od Roksany do Robina

Bądźmy szczerzy. Nie wiedziałam co to za miejsce, dlaczego wszyscy zachowują się jak zbiegli przestępcy, i dlaczego to coś, co nad nami latało wyglądało jak jakiś mutant. Pszczoło-mucha? Chociaż tak właściwie bardziej szerszeń. Ale szaro-czarny? Zrobiłam kwaśną minę. Owad przeleciał nad nami, usiadł na jakiejś gałązce i zaczął się nam przyglądać. Skupiłam się na jego wyglądzie. Wyglądał trochę jak robot.
- Ej, czy oczy tego owada ie wyglądają jak kamerki?
- No w sumie tak... jakie jakby... szkliste.
- Owszem. Zwykle normalne owady mają takie czarne... coś. - Ucichło. Cisza przed burzą - pomyślałam i popatrzyłam dookoła. Wilki, które aktualnie coś robiły nastawiły uszu, po czym szybko gdzieś uciekły. A my... staliśmy nadal. Zaszumiało, i wiatr jakby zaczął robić się widoczny. Wyglądał trochę jak biały dym ze spalających się ziemniaków. Tyle że bardziej przeźroczysty. Chwilę później zmaterializował się przed nami jaki dziwny stwór. Nie wyglądał za ładnie, do tego nadal był przeźroczysty.  Nadal dym.
- To coś chyba nie jest przyjaźnie nastawione. - mruknął basior. - A zważywszy na jego przeźroczystość, chyba nie działają na niego żadne moce.
- Yhym.... - mruknęłam analizując drogę ucieczki. Stwór popatrzył na nas i ryknął. - Chyba czas się wycofać. - powiedziałam, zrobiłam w tył zwrot i zaczęłam biec alejkami. Robin chwilę później do mnie dołączył.
- A nie lepiej polecieć?
- Niby gdzie?! Tutaj czasami za wąsko na rozpiętość moich skrzydeł, a u góry łatwo nas zauważy. - mówiłam w biegu. Gdy biegliśmy alejką, przed nami zaczął materializować się znowu ten dziwny stwór. Zahamowałam, o mały włos się nie wywalając na bok. Płytki to jednak nie dobry materiał jako podkład pod hamulec, bo miałam dziwne wrażenie, że moje opuszki za chwilę by nie wytrzymały, i zdarłaby się z nich skóra.
- Em... wracamy! - krzyknęłam i tym razem biegliśmy z powrotem skręcając w jakieś uliczki.
- Pssyt. - usłyszałam jakiś szept z jednej z uliczek. Zatrzymałam się gwałtownie i popatrzyłam w tamtą stronę.
- Co ty robisz?! - usłyszałam głos Robina, który był parę metrów przede mną.
- Tutaj! - znowu szept ale tym razem głośniejszy, i mówiący sam za siebie, że mamy się pospieszyć.
- Robin chodź!
- Ale... - znowu ta dziwna mgła zaczęła się materializować.
- Szybko! - Robin z wahaniem wbiegł za mną do ciasnej, ciemnej uliczki, i przez drzwi do jakiegoś mieszkania. Wilk który nas wołał zatrzasnął drzwi i pozamykał tak dokładnie, że zaczęłam się martwić o to, co się tutaj dzieje.
- Dzięki. - mruknęłam siadając na podłodze.
- Wiać, że nie jesteście stąd, bo inaczej by was nie było na zewnątrz. - mruknęła postać i wyłoniła się z cienia. Była to czarna wadera, z białymi końcówkami łap, granatowymi włosami spiętymi w długi warkocz, oraz złotymi oczami. Miała około roku i paru miesięcy, a przynajmniej na tyle wyglądała.
- Jestem Lira. Brat się wkurzy, jak was tutaj zobaczy. Nie wolno nam nikogo " ratować".
- Em... aha. - mruknęłam. - Wyjaśnisz co się tutaj dzieje?
- Nie tak łatwo, najpierw musicie udowodnić, że nie jesteście szpiegami naszego " króla"

< Robin? >

piątek, 4 sierpnia 2017

Od Rose do Marco


Wychodziliśmy z biblioteki w ciszy. Zastanawiałam się nad miejscem umieszczonym pod tajemniczą klapką. Jedyna co zobaczyłam to ponury korytarz, na którego końcu znajdowało się pomieszczenie rozświetlone błękitnym i mocnym światłem.
Kiedy byliśmy już na zewnątrz Marco odwrócił się do mnie.
- Przepraszam, że tak ostro zareagowałem, ale jesteś tu nowa i jeszcze nie wszystko możesz wiedzieć...
- Okej nic nie szkodzi. Ja za to przepraszam, że nie posłuchałam. Jestem zbyt ciekawska i tyle.
- No dobrze... Odprowadzić Cię do jaskini? Jutro oprowadziłbym Cię po watasze?
- W porządku... No to w drogę!
Podczas drogi do mojej jaskini rozmawialiśmy o potworach. Dowiedziałam się wielu nowych rzeczy na temat stworzeń zamieszkujących naszą watahę. Dzięki temu, że Marco zechciał zabrać mnie do biblioteki abym mu pomogła nie miałabym teraz tematu do rozmyśleń.

*~~* chwilę później *~~*

- No i jesteśmy!- powiedziałam wesoło
- W sumie to dobrze, że poszłaś ze mną do biblioteki. O wiele szybciej znaleźliśmy potrzebne informacje-pochwalił mnie Marco
- Nie ma sprawy. Pamiętaj zawsze możesz na mnie liczyć!-powiedziałam i szturchnęłam go ramieniem
- Będę pamiętał-zaśmiał się basior- No to do jutra...
- Do jutra...
  Chwile jeszcze stałam na progu swej jaskini i patrzyłam na oddalającą się postać Marca. I wtedy poczułam coś na plecach...
- No nie tylko nie piórko...- powiedziałam zrezygnowana

<Marco?>

Od Roksany na Event


Wybaczcie że taki rozmiar zdjęcia, i że akurat demona przedstawiłam jako takiego... " potulnego" ale nie miałam pomysłu, a zdjęcie takie wielkie, bo jakoś jak jest średnie to wydaje się, jakby było małe.
Tak samo jak duże.

czwartek, 3 sierpnia 2017

Od Marco do Xery

Przez chwilę stałem po prostu nie wiedząc co ze sobą zrobić... Moją minę raczej ciężko było określić, gdyż wyglądała... dosyć dziwnie...
 - Ooookeej... - powiedziałem do siebie.
Po kilku minutach wróciłem do siebie. Stwierdziłem, że jutro pójdę odwiedzić Xerę i wyjaśnić sprawę.
 - Nareszcie jesteś... - powiedział Raen witając mnie u progu jaskini.
 - Jak widać...
 - Widziałem cię dzisiaj z... jakąś waderą.
 - Czy ty wszędzie musisz za mną łazić? - spytałem spokojnie. Aż zbyt spokojnie, a mój towarzysz wiedział, że w środku aż się gotuję.
Doskonale zdawał sobie sprawę, że nie lubiłem gdy on mnie śledził. Spojrzałem na niego spod byka spojrzeniem, które mogło by zabić. - Nie masz swojego życia?!
 - Martwię się o ciebie deklu, więc siedź cicho, bo tak czy tak jesteś na mnie skazany. - powiedział grobowym głosem. - W każdym bądź razie  chciałem się spytać czy... ty coś do niej czujesz?
 - Heh... Nie wiesz, że ja nie mam uczuć? Moje serce jest zimne Raen. Ja nie kocham i nie potrafię kochać nikogo. NIKOGO. Rozumiesz? - Powiedziałem z cynicznym uśmiechem na twarzy.
 - Czyli... Co zamierzasz zrobić?
 - Nic. A co mam zrobić. - Wzruszyłem ramionami. - Póki co między nami nic nie będzie. Znam ją zbyt krótko i nie ufam jej. Ogółem nie ufam nikomu, nie wliczając w to ciebie i Roksi.
 - Rozumiem. Nie bądź dla niej wredny okej? Z takim nastawieniem nigdy sobie nikogo nie znajdziesz... - skwitował.
 - Nie zamierzam. Wbrew pozorom mam szacunek do innych, wiesz? I nie potrzebny mi nikt inny. Liczę się tylko ja. Cała reszta jest dla mnie nie ważna.
 - W takim razie idź już i jej powiedz. Widzimy się później...
 - Cześć. - odparłem i wybiegłem z jaskini tak szybko jak się tam pojawiłem.
***
Zawędrowałem do domu wadery i po cichu przekroczyłem próg jaskini.
 - Xera? Jesteś tu? - spytałem.
 - Nie ma mnie! - odkrzyknęła.
Za jej głosem doszedłem do miejsca, w którym się chowała.
 - Musimy porozmawiać.
 - Eh... Okej...
 - Słuchaj. Jesteś naprawdę świetną, miłą i fajną waderą, ale... Ja cię nie kocham. Ja nie kocham nikogo i nie potrafię kochać... Może kiedyś, nie wiem jak się potoczą moje losy... Może kiedyś będziemy razem, ale nie teraz... - powiedziałem spokojnie.

Xera?

Od Marco do Rose

Tak więc zaprowadziłem moją nową towarzyszkę do jaskini Roksany. Chociaż według mnie i tak już była przyjęta. W końcu ja też byłem Alfą i mogłem o takich rzeczach decydować.
 - Roksi! - krzyknąłem przekraczając próg jaskini.
Rose szła za mną i z zaciekawieniem przyglądała się wszystkiemu wokół.
 - Tu jestem! - odkrzyknęła z drugiego końca i pomachała mi.
Podszedłem więc bliżej i krótko przedstawiłem jej sytuację. Ona zgodziła się bez większych problemów i z uśmiechem powitała nowego członka watahy. Nie powiem, jest nas coraz więcej i szczerze nie spodziewałem się, że w tak krótkim czasie dołączy do nas tyle wilków...
 - Co zamierzasz teraz robić? - spytała Rose.
 - Eee... Nie mam pojęcia... Możliwe, że pójdę spać... Albo odwiedzę bibliotekę. Muszę zgarnąć kilka informacji na temat potworów. - bąknąłem od niechcenia.
 - Ooo, mogłabym pójść z tobą? Mogę ci pomóc w szukaniu i w ogóle...
 - Jeśli chcesz to nie ma sprawy. - Wzruszyłem ramionami. - Mi to nie przeszkadza...
 - W takim razie prowadź, bo ja niezbyt znam tereny... - westchnęła. - Coś czuję, że później czeka mnie dłuuuga wycieczka po watasze... A tak w ogóle to po co ci są informację o potworach?
 - Ostatnimi czasy pojawia się ich tutaj co raz więcej... I na dodatek są coraz bardziej niebezpieczne. Trzeba coś wreszcie z nimi zrobić, bo w innym przypadku, źle się może to dla nas skończyć...
Podróż minęła raczej spokojnie i bez większych niespodzianek. Spotkaliśmy kilka znajomych wilków po drodze i paru tych nowych, którzy niedawno dołączyli. Oczywiście wszystkim przedstawiłem nową znajomą i chwilę z nimi pogadałem.
Tak więc po jakimś czasie dotarliśmy na miejsce. Pchnąłem wielkie wrota prowadzące do biblioteki i gestem głowy zachęciłem waderę by poszła za mną.
Przed nami rozprzestrzeniały się regały i półki z książkami. Krótko opisałem Rose to miejsce. Nie wspomniałem tylko o portarze prowadzącym do świata potworów. Może kiedyś zdradzę, jej tę tajemnicę, lecz póki co nie jest na to gotowa... A zresztą była tu nowa i nie miałem pojęcia czy można jej zaufać.
Zabrałem się za szukanie odpowiednich książek. Przy okazji podałem waderze tytuły, które powinna znaleźć i poleciłem by sprawdziła na następnych regałach czy czasem ich tam nie ma.
Wszystkie znaleziska zaniosłem na stolik i zabrałem się za czytanie.
***
Gdy wychodziliśmy Rose przez przypadek natknęła się na klapę prowadzącą do podziemi.
 - Co to jest? - spytała.
 - Tam nie zaglądaj...
 - Czemu? - Iii... suma summarum otworzyła ją i weszła do środka.
 - Mówiłem, nie zaglądaj! - warknąłem nieco za ostro i pobiegłem za nią.
 - Przepraszam... - odparła nieco speszona. - Chciałam zobaczyć co tam jest...
 - Nic ważnego, kiedyś tam pójdziemy ale nie teraz. Chodź już idziemy. - powiedziałem.

Rose?

Od Roksany ,, Kupiłam jajo z którego wykluło się... no "

Miałam już dość. Wlekłam się przez tereny i patrzyłam na różowe niebo. Zachody słońca w lecie są najlepsze chociaż tak właściwie... to chyba jak na razie jedyny okres dnia, w którym wychodzić mogę dopiero na wieczór. Moje ciało nie znosi gorąca. Temperatura jaką znoszę wynosi w lecie od 0 do 27 stopni. Jeżeli jest wyżej, to po 3 godzinach dyszę. Mimo, że się nie męczę. Była teraz na terenie C. Siedziałam na najwyższej skale, i patrzyłam na zachód słońca. Samo słońce raziło w oczy, więc podziwiałam widoki. Chmmm... 8 basiorów, 6 wader.... 2 szczeniaki. 16 wilków. W sumie nie jest źle, a mimo to...się nudzę. Może towarzysz? Miałabym z kim pogadać. Wstałam, i zleciałam na dół.
Gdyby tak kupić jajo - Myślałam idąc powoli na przód. W końcu się zatrzymałam i popatrzyłam w dal. Za niedługo będzie noc, w sumie... to towarzysz by mi nie zawadzał...

*~~* 2 godziny później *~~*

Siedziałam w jaskini Alph na swoim posłaniu, i patrzyłam na jajo, które przede mną leżało. Jakoś nie było za normalne. Gdy go dotknęłam, to czułam przyjemne ciepło, przez co wiedziałam, że gdybym nie była odporna na ogień, co wchodzi też w gorąco... to pewnie miałabym już oparzone opuszki u łap. Trudno. Jajo się nie ruszało, ami chciało się spać. Po długim patrzeniu w księżyc wreszcie usnęłam, a gdy się obudziłam...
- Co do... - popatrzyłam na jajo i ze zdumieniem odkryłam, że jest w wielu częściach. Wykluło się? Zaczęłam się rozglądać. Nie było nikogo... a nawet niczego w pobliżu. Gdy odwróciłam głowę, prawie zawału dostałam. Przede mną siedziało.... bardzo dziwne coś.
Było brązowo-czarne i miało niebieskie skrzydła. Do tego ogon.... ptasi. Czyli pół ptaka pół ssak. Ale jaki? Kot? za długi pysk. Hiena? nie.... hiena wygląda inaczej. Nie wnikając popatrzyłam na zwierzę.
- Eeee...
- " o co chodzi?" - głos stwora usłyszałam w mojej głowie.
- Mam parę pytań... - mruknęłam.
- " Och, naprawdę? Mogę ci co nieco opowiedzieć o moim gatunku... chociaż niewiele wiem... mam dopiero kilka godzin "
- Em... po głosie mogę poznać, że jesteś samicą. Co do imienia... to chyba raczej tą kwestię pozostawiam tobie. A co do rasy...
- "No cóż... co do rasy nie jestem pewna. Masz może kasztany? Albo żołędzie?"
- A po co ci to?
- "Głodna jestem."
- Eh... no tak. - Tak więc... zyskałam towarzysza. Era okazała się być bystra, chociaż... dość dziecinna. W sumie nie ma się co dziwić. Co do rasy, to nie mam do tej pory pojęcia, czy taka wogóle istnieje w większych grupach, czy Era to jedyny egzemplarz.

Koniec! ( Napisane z nudów )

Nowy basior! Hazar



Właściciel: e-mail: alkmena41@wp.pl
Imię: Hazar
Przezwisko: Dla kumpli Haz, lub jakkolwiek inaczej.
Wiek: 3,5 lat
Płeć:Basior
Żywioł:Wojna, burza, chaos
Stanowisko: Zabójca
Ranga:Omega
Cechy fizyczne: Wysoki, szczupły o długich pazurach, szybki.
Cechy charakteru: Haz to typowy zabijaka, luzak, który wszędzie szuka zaczepki. Nigdy nie traci ostrego, wyrafinowanego poczucia humoru, nawet w kryzysowej sytuacji. Bywa aroganckii cyniczny, najpierw myśli, potem robi nie zważając na konsekwencje. Jest bardzo dumnym i niezależnym wilkiem, nienawidzi gdy ktoś mu rozkazuje. Łatwo go zdenerwować, a wtedy robi się z niego prawdziwa bestia.Wiele wycierpiał razem z siostrą i to nauczyło go bycia bezwzględnym. Ma też trochę cieplejszą stronę, zarezerwowaną wyłącznie dla In i przyjaciół(których notabene, ma niewielu). Jest otwarty i odważny, ale jeśli nie będzie chciał to do niczego nie da się go zmusić.Jak chce coś konkretnego zrobić, to stara się dojść do celu na wszystkie możliwe sposoby. Jest kreatywny i w wolnym czasie, kiedy nikt nie widzi, lubi malować.
Cechy szczególne: często robi specjalnie wszytko na odwrót. Jest jednak inteligentny i sprytny, lubi się popisywać swoją zwinnością i dowcipem. Nie jest głupi i (z reguły) stara się nie zapędzać. Lubi walczyć dla zabawy, jak i na poważnie. Kiedy ma zły humor, lepiej nie podchodzić bez długiego kija. Jest zawistny i mściwy, czasami zachowuje się jak rozkapryszony dzieciak.Lubi dobrą zabawę i nie przywiązuje do niczego zbytniej uwagi. W stosunku do Inej jest nieco nadopiekuńczy, ale po za tym, są wyjątkowo zgranym rodzeństwem, chociaż parę razy In nakrzyczała na niego za opryskliwość.
Aparycja: Szczupły, wysoki o długich smukłych łapach.Ogółem ma ładną sylwetkę z delikatnie zaznaczonymi mięśniami.Ma ciemnoczerwoną grzywę, długie, ostre kły i pazury. Oczy w zależności od nastroju zmieniają barwę na czerwoną, żółtą i zieloną.Prawe ucho ma mocno poszarpane- pamiątka po dawnym starciu.
Lubi: Rozrywkę, przygody, pokpić sobie z kogoś, być na szczycie hierarhii, wkurzać innych, uwodzić wadery.
Nie lubi: Napuszonych wilków, kar, wody.
Boi się: Wody, kolczastych ogrodzeń, ludzi
Moce: 
-Tworzenie iluzji, praktycznie wszystkiego
-Wytwarzanie zaklęcia otumaniającego
-Jadowite kły ( używa tylko podczas walki)
-Wysysanie mocy ze wszystkiego co żyje
-Kontrolowanie burzy
-Przywoływanie zmarłych wojowników, demonów, duchów
-Zamknięcie innego wilka w amulecie i wysysanie powoli z niego życia, dzięki czemu on sam staje się silniejszy(uwięziony wilk działa jak zapasowa dawka mocy)
-Teleportacja
-Niewrażliwy na porażenia, ogień.
Historia: No cóż, życie jest okrutne i brutalne. Hazar przekonał się o tym na własnej skórze. Jako szczeniak został złapany razem z siostrą przez ludzi i trenowany do walk.Ludzie wypalili mu pod lewym okiem znak, jak rzeźnemu bydłu, a kolejną bliznę na uchu i również pod okiem nabył podczas jednego ze starć ze szkolonym psem. Przez kilka miesięcy przeżywał istne piekło na ziemi. Gdy tylko urósł na tyle że zaczęły objawiać się jego moce, a ludzie nie dawali rady już go okiełznać, wyrwał się z siostrą na wolność. Okazało się że z ich watahy nic nie zostało. Wszyscy wybici. Haz i Iness długi czas błąkali się od watahy do watahy.
Rodzina: Matka:Iratia, Ojciec: santos, Siostra: Iness
Zauroczenie: Na razie żadna wadera nie zwróciła jego uwagi.
Partnerka: Jeszcze się pytasz?
Szczenięta: Nie ma
Głos: Remember The Name (Official Video) - Fort Minor
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: Forfax
Inne zdjęcia:
1. Z blizną: Link
2. Z chustą na uchu: Link
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: Czasami pod jego lewym okiem pojawia się czerwona blizna.
Umiejętności:
Siła:150
Zręczność:200
Wiedza:100
Spryt:100
Zwinność:100
Szybkość:100
Mana: 150