Kilka minut później las zaczął się przerzedzać, aż w końcu całkiem zniknął.
- Jestem głodna. - Powtórzyła wadera.
Przewróciłem teatralnie oczami i zacząłem szukać dla niej jakiejś sarny albo coś... Dosłownie sekundkę później usłyszałem jakiś szelest w głębi lasu. Moje oczy zmieniły kolor na błękitno-biały, ponownie wyrosły mi moje kochane rogi, a przede mną stała sparaliżowana sarna. Skręciłem jej kark tak szybko, że nawet nie poczuła bólu.
Jak ja uwielbiam moją moc władania krwią...
Następnie przetransportowałem zwierzynę prosto pod nogi wadery i przysiadłem sobie pod drzewkiem czekając cierpliwie aż ona zje.
- Dziękuję... - bąknęła po chwili nieco nieśmiało lecz po chwili uśmiechnęła się z wdziękiem.
Nic nie odpowiedziałem, tylko wpatrywałem się w jej oczy. Powoli moje ślepia zaczęły wracać do swojego poprzedniego koloru, a i rogi stopniowo wtapiały się w moją skórę, by po chwili zniknąć całkowicie.
- Ruszamy za pięć minut. Radzę się pośpieszyć. - odparłem pochmurnie.
Aktualnie powinienem już być na terenach innej watahy i prowadzić z nią negocjacje na temat ostatnich miesięcy. Liczba potworów w pobliżu gwałtownie się zwiększała, co było dużym minusem... A tymczasem siedziałem sobie na polance patrząc jak wilczyca wcina swoją sarnę...
W końcu jednak jakoś się z nią uporała, a my ruszyliśmy w dalszą podróż. Na nasze nieszczęście na naszej drodze pojawił się kolejny przeciwnik... A był nim nie kto inny, jak kolejny potwór... ŚWIETNIE.
Zdecydowanie trzeba coś z nimi zrobić...
Rose?Wybacz... brak weny... ;-;
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz