- Roksana!? - Zawołałem, widząc jak basior, atakuje samicę.
- Skup się. - Usłyszałem tuż za plecami. - Ty walczysz ze mną.
Nim zdążyłem się odwrócić, już leżałem na ziemi. Do mojej szyi przyłożona została cieniutka szpada.
- Martwy. - Mruknęła Lira. - Jeśli chcesz nam pomóc i przeżyć musisz się bardziej postarać.
Wadera puściła mnie, bym mógł wstać i pozwoliła mi spróbować jeszcze raz. Jeszcze raz spojrzałem na Roksanę, wyglądało na to, że sobie radzi. Może faktycznie nie powinienem się tym przejmować i skupić się na walce. Wziąłem głęboki wdech i zacisnąłem zęby na ostrzu.
- Jestem gotowy. - Powiedziałem, przybierając postawę obronną.
Lira przez kilka chwil stała niewzruszona. Zacząłem już powątpiewać czy aby na pewno mnie słyszała. Otworzyłem pysk, by coś powiedzieć a samica nagle ruszyła w moją stronę. Odruchowo odskoczyłem na bok, chcąc uniknąć ciosu.
- Musisz być czujny, cały czas. - Powiedziała wilczyca, wymierzając w moją stronę kolejny cios. - Nigdy nie wiesz, kiedy wróg zaatakuje.
Przez pewien czas skutecznie udawało mi się unikać ataków, część poprzez zwykłe wyminięcie, resztę parowałem przy pomocy sztyletu.
- To potwory. - Odezwała się po jakimś czasie samica. - Nie zabijesz ich, jedynie unikając ich ataków.
Wiedziałem to, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale mimo to nie potrafiłem.
Nagle huk. Coś rozpadło się z niemałym trzaskiem. Szybko zacząłem się rozglądać, sprawdzając, co też było źródłem tego hałasu. W tym momencie Lira ponownie skoczyła, przygwożdżając mnie do podłogi. Tym razem jednak nie skończyło się to tak jak poprzednio. Odruchowo odepchnąłem waderę i złapałem za upuszczony przypadkiem sztylet.
- Nieźle, ale to wciąż za mało. Jeśli nie będziesz walczył z myślą, że chcesz zabić wroga, możemy zginąć my wszyscy. Nie chcesz, chyba aby twoja przyjaciółka zginęła, prawda?
Warknąłem, Lira miała rację, nie chciałem, aby komukolwiek coś się stało. Musiałem też przyznać, że całkiem nieźle wychodzi jej mieszanie innym w głowach. W porządku. Jeśli tak stawia sprawę, to nie mam zamiaru się powstrzymywać. Ataki kończyły się z bardzo różnym skutkiem. Część z nich była udana, inna nie do końca. Sam kilka razy oberwałem. Kilka ran nie było jeszcze czymś, co uniemożliwiałoby mi dalszą walkę. Choć trening trwał sporo czasu, to w końcu udało mi się powalić waderę.
- Nic ci nie jest? - Zapytałem, pomagając samicy wstać.
- Żartujesz? Raion nie raz był o wiele brutalniejszy, gdy mnie trenował.
- Tak właściwie to gdzie on jest? - Zapytałem, rozglądając się po pomieszczeniu, Roksany również z nami nie było.
Poszliśmy z powrotem na górę. Jak się okazało, basior siedział sobie wraz ze skrzydlatą waderą i popijali herbatę.
- Och, czyli się udało. - Mruknął samiec.
W odpowiedzi skinąłem przytakująco głową.
- A wam jak poszło? - Zapytała Lira, również chwytając za kubek z gorącym naparem.
- Przyznam, że nie doceniłem swojej przeciwniczki. Niemniej jednak nie dałem się tak łatwo.
- Ale i tak skończyliście szybciej od nas... - Stwierdziłem.
- Tylko dlatego, że powaliłam Raiona szybciej niż ty. - Powiedziała rozbawiona Roksana. - Poza tym nie bardzo wiedział, czego jeszcze mógłby mnie nauczyć.
Usiadłem obok samicy i również napiłem się nieco napoju.
- To? Co teraz robimy? - Zapytałem.
- Czekamy. - Stwierdził basior.
- Na co?
- Nie na co, a na kogo. Na Hastona, prawowitego władcę tych ziem.
Wraz z Roksaną spojrzeliśmy na siebie. To pierwszy raz, gdy usłyszeliśmy coś o prawowitym władczy. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że Haston okaże się nie być wilkiem. Mnie osobiście ogarnęło więc lekkie zdziwienie, gdy w drzwiach domku ujrzałem niewiele większego od nas gryfa.
<Roksana XD>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz