niedziela, 24 grudnia 2017
Od Roksany do Venus
Patrzyłam ze zdziwieniem, jak mój brat znika za drzewami. Gdy się opamiętałam, ogarnęła mnie chęć zemsty.
- WRACAJ TU TY CHOLERO JEDNA! - wrzasnęłam za nim, ten tylko odwrócił się, uśmiechnął chytrze, i... pierdolnął w drzewo. Bo było tak komiczne, że zaczęłam się śmiać jak opętana. Venus też się już dławiła. W mgnieniu oka znalazłam się obok Marco, który nabił se guza na czole, i na szczęście nie złamał nosa. Odebrałam mu worek z piernikami, i zaciągnęłam z powrotem do jaskini, karząc mu robić kolejną porcję, i dekorować.
*** 3 dni później ***
Wigilia! Patrzyłam na 6 metrową choinkę, którą załatwił Marco za zadość uczynienie. Od razy zdobyłam kilkadziesiąt ozdób na świąteczne drzewko. Białe i żółte lampki, które kupiłam dodatkowo owinęłam na drzewach i krzakach tak, że teraz wyglądały jakby były ze światła. Choinka... no cóż. Zdobyłam miękną, szklaną gwiazdę, którą było widać już z daleka, chociaż drzewko było w lesie. Piękne, gęste, dobrze ugałęzione. Uśmiechnęłam się szeroko. Pod choinką były 2 prezenty, chociaż sama w sobie nie była jeszcze do końca ubrana. Wzleciałam do góry.
- Podajcie mi lampki! - zawołałam w dół. Marco rzucił mi sznur, z białymi lampkami, które owinęłam do jej czubka. Potem jeszcze kolorowe, żółte, i niebieskie. Bombki, pierniki, cukierki, sople, włosy anielskie, i co jeszcze! Pod koniec wzięłam gwiazdę, i wbiłam na czubek. Na szczęście było u nas tyle śniegu, że zakryło błoto, ponieważ wataha położona jest w górach. Na niższych terenach była plucha i błoto. Biedaki. O 18 miały być składane życzenia, czyli najgorszy czas, bo nigdy nie wiem co komu życzyć, i ogólnie jestem w ten czas taka zmieszana, więc nie będę ich składać, proste.
< Venus?>
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz