poniedziałek, 25 grudnia 2017

Od Roksany do Robina


Patrzyłam na różne bronie. Osobiście posługiwałam się raczej magią, a takie rzeczy to tylko w ostateczności. Bat? Źle mi się kojarzy... Miecz? Ciężki i za bardzo metalowy. Sztylet? za mały! Łuk? no chyba nie. Topór? To jakieś żarty? Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, gdybym wreszcie nie zdecydowała się na cienką, srebrną linkę. Wyglądała bardzo skromnie, ale lubiłam takie przedmioty.
- Chce too! - powiedziałam z uśmiechem podchodząc do linki, i owijając sobie nią łapę. - i to - dodałam tworząc portal, z którego wyciągnęłam moje ukochane, dwa miecze, przypominające katanę.
- Własna broń najlepsza, co? - spytał z krzywym uśmiechem Raion.
- Dokładnie. No, to z kim mam walczyć?
- Ze mną. - odparł
- No chyba nie.
- A Robin z Lirą.
- Nie chcę jej zrobić krzywdy... - mruknął mój towarzysz podróży.
- Chyba śnisz - prychnęła wadera - ty mi? - i tutaj z zaskoczenia zostałam zaatakowana przez basiora. Szybko odepchnęłam go łapami za siebie. Dwa miecze dobrze sprawdzały się w postaci furry albo człowieka, tak więc od razu wzięłam tylko jeden, a tamten w tym samym czasie zniknął. Ten, który trzymałam zajął się ogniem. Postanowiłam nie używać tego greckiego, bo cała chałpa poszłaby z dymem. Przyjęłam pozycję bojową, trzymając moją mieczo-katanę w pysku. Uczyłam się sama przez rok, a potem trenowałam z Marco przez kilka miesięcy. No i w byłej watasze jeszcze podglądałam walki, i uczyłam się od mistrza. Samiec używał strzałek z błękitno-zielonymi piórkami. Wystrzelił je w moją stronę, natomiast ja machnęłam mieczem, odpychając je gorącym powietrzem, oraz magią ognia.

< Robin? A tobie jak idzie? Sorry że tak długo i krótkie >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz