Kolejnego dnia z niecierpliwością wyczekiwałem zmierzchu. Nie dawałem zbyt wiele wiary historiom o duchach. Niemniej jednak, miejsce to budziło we mnie prawdziwą ciekawość. Dla zajęcia czasu postanowiłem rozejrzeć się za najlepszymi miejscami do łowów, zjeść coś, a także trochę powygrzewać się w promieniach słońca.
***Jakiś czas później***
W końcu słońce zaczęło zachodzić. Nie chcąc za bardzo się spóźnić, postanowiłem zjawić się na miejscu trochę wcześniej. Assassin przybył niemal zaraz po tym, jak słońce schowało się za horyzontem, ustępując swojego miejsca księżycowi. Nie było pełni, ale mimo to nocne niebo robiło naprawdę dobre wrażenie.
- To co, idziemy? - Zapytał basior.
Pokiwałem przytakująco głową i oboje skierowaliśmy kroki do opuszczonego zamczyska. Otworzyliśmy drzwi, którym towarzyszyło charakterystyczne dla starych zawiasów skrzypnięcie. Weszliśmy do środka. Jak się można było spodziewać, wnętrze było ciemne i zakurzone. Zrobiliśmy kilka kroków w stronę głównych schodów. Na półpiętrze znajdował się jakiś obraz, był nieco poszarpany i pokrywały go liczne plamy.
- To gdzie idziemy najpierw? - Zapytałem, gdyż mieliśmy do wyboru kilka ścieżek.
Z holu wychodziły dwa korytarze do zachodniego i wschodniego skrzydła. Były też wspomniane wcześniej schody, a także niewielkie łuki prowadzące do pomieszczenia za schodami. Widziałem, że basior już otwierał pysk, by coś powiedzieć, gdy drzwi za nami zamknęły się z wielkim hukiem. Znajdujące się przy schodach świece zapaliły się, jakby chciały zaprosić nas na górę. Nieco zaskoczony, tym z pewnością nietypowym zjawiskiem, spojrzałem na Assassina.
- Idziemy? - Zapytałem.
<Assassin?>
poniedziałek, 31 lipca 2017
Od Marco do Xery
Tak więc wróciliśmy do siebie. Oboje się rozeszliśmy do swoich jaskiń i udaliśmy się na krótki spoczynek. Nie mam w planach więcej włazić do żadnych nawiedzonych domów w najbliższym czasie... Dzisiejsza przygoda w zupełności mi wystarczy na parę dobrych lat...
Godzina była jeszcze w miarę wczesna, gdyż dopiero co zaszło słońce. Ja natomiast miałem dzisiaj nocną wartę, więc zacząłem spacerować sobie po watasze upewniając się czy aby na pewno wszystko jest w porządku i nic się nie dzieje. A przyznam szczerze, że dzisiejsza noc była wyjątkowo spokojna. Nie było słychać nawet szumu wiatru, który przecież był moim wiecznym towarzyszem w nocnych przechadzkach...
Godzina była jeszcze w miarę wczesna, gdyż dopiero co zaszło słońce. Ja natomiast miałem dzisiaj nocną wartę, więc zacząłem spacerować sobie po watasze upewniając się czy aby na pewno wszystko jest w porządku i nic się nie dzieje. A przyznam szczerze, że dzisiejsza noc była wyjątkowo spokojna. Nie było słychać nawet szumu wiatru, który przecież był moim wiecznym towarzyszem w nocnych przechadzkach...
*~*~*
Dopiero gdzieś nad ranem udało mi się usnąć. Ułożyłem się pod dużym dębem, gdyż jakoś tak nie chciało mi się wędrować aż do mojej jaskini, a trzeba przyznać, że stąd do mojego domu był kawał drogi...
Długo jednak nie nacieszyłem się ciszą i spokojem. Kilkanaście minut później ktoś obficie polał mnie wodą. Gwałtownie zerwałem się na równe łapy i otrzepałem się z grymasem irytacji na twarzy. Natomiast z daleka usłyszałem znajomy śmiech. Xera.
- Serio? - bąknąłem ponownie się otrzepując.
Długo jednak nie nacieszyłem się ciszą i spokojem. Kilkanaście minut później ktoś obficie polał mnie wodą. Gwałtownie zerwałem się na równe łapy i otrzepałem się z grymasem irytacji na twarzy. Natomiast z daleka usłyszałem znajomy śmiech. Xera.
- Serio? - bąknąłem ponownie się otrzepując.
- Serio, serio... - zaśmiała się ponownie.
- Bardzo śmieszne... Zapomniałem tylko się zaśmiać...
- Teraz przynajmniej wiesz jakie to świetne uczucie, gdy staniesz się ofiarą jakiegoś kawału! - Puściła do mnie oczko. - Swoją drogą co powiesz na krótki spacer?
- Możemy iść. - Uśmiechnąłem się.
A w głowie już obmyślałem plan mojej zemsty na waderze...
- Możeee... Chodźmy nad jezioro? - zasugerowałem.
- Ooo, świetny pomysł! Akurat dzień jest gorący, więc trochę się ochłodzimy.
Tak więc udaliśmy się we wcześniej wybrane miejsce. Ja rozsiadłem się wygodnie na jednej ze skał, a Xera właśnie ,,badała" temperaturę wody i po chwili odskoczyła od niej, gdy ta okazała się zbyt zimna. Ja w tym czasie bezszelestnie zakradłem się jej od tyłu i gdy ponownie podeszła bliżej brzegu - wepchnąłem ją wprost w otchłań lodowatej cieczy...
Na mojej twarzy zawitał pełen satysfakcji i tryumfu uśmiech, lecz niestety nie na długo, gdyż dosłownie sekundę później również zostałem wciągnięty do jeziorka... Wynurzyłem się po chwili i ochlapałem waderę, która zdążyła już wyjść na brzeg. Gdy ona usiłowała jakoś się wysuszyć - ja pływałem i nurkowałem w najlepsze.
- Nie rozumiem, czemu wyszłaś... Zobacz jaka ciepła woda! Nic tylko mógłbym tu pływać godzinami! - Uśmiechnąłem się do niej z daleka i ponownie usiłowałem ją ochlapać, co chyba jej się nie spodobało... - No ale hej! Nie odchodź to żarty tylko były, noo! - krzyknąłem za nią, gdy ta zaczęła odchodzić.
<Xera?>
- Bardzo śmieszne... Zapomniałem tylko się zaśmiać...
- Teraz przynajmniej wiesz jakie to świetne uczucie, gdy staniesz się ofiarą jakiegoś kawału! - Puściła do mnie oczko. - Swoją drogą co powiesz na krótki spacer?
- Możemy iść. - Uśmiechnąłem się.
A w głowie już obmyślałem plan mojej zemsty na waderze...
- Możeee... Chodźmy nad jezioro? - zasugerowałem.
- Ooo, świetny pomysł! Akurat dzień jest gorący, więc trochę się ochłodzimy.
Tak więc udaliśmy się we wcześniej wybrane miejsce. Ja rozsiadłem się wygodnie na jednej ze skał, a Xera właśnie ,,badała" temperaturę wody i po chwili odskoczyła od niej, gdy ta okazała się zbyt zimna. Ja w tym czasie bezszelestnie zakradłem się jej od tyłu i gdy ponownie podeszła bliżej brzegu - wepchnąłem ją wprost w otchłań lodowatej cieczy...
Na mojej twarzy zawitał pełen satysfakcji i tryumfu uśmiech, lecz niestety nie na długo, gdyż dosłownie sekundę później również zostałem wciągnięty do jeziorka... Wynurzyłem się po chwili i ochlapałem waderę, która zdążyła już wyjść na brzeg. Gdy ona usiłowała jakoś się wysuszyć - ja pływałem i nurkowałem w najlepsze.
- Nie rozumiem, czemu wyszłaś... Zobacz jaka ciepła woda! Nic tylko mógłbym tu pływać godzinami! - Uśmiechnąłem się do niej z daleka i ponownie usiłowałem ją ochlapać, co chyba jej się nie spodobało... - No ale hej! Nie odchodź to żarty tylko były, noo! - krzyknąłem za nią, gdy ta zaczęła odchodzić.
<Xera?>
niedziela, 30 lipca 2017
Od Robina do Roksany
- Heh, dzięki. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem.
Choć po kąpieli czułem się nieco lepiej, to mimo wszystko w towarzystwie wadery czułem się nieco niepewnie. Gdzieś w oddali, na szczycie wysokiej góry majaczył mi obraz potężnego zamku. Nie byłem, jednak wstanie stwierdzić czy obraz ten jest prawdziwy, Chmury dość skutecznie zasłaniały tamten obszar, nie pozwalając mi na pewną odpowiedź. Skierowałem wzrok na maszerującą kilka kroków przede mną samicę. Mógłbym ją zapytać, ale co jeśli stwierdzi, że moje pytanie jest głupie? Weźmie mnie za jeszcze większego głupca a ja i tak niczego się nie dowiem. Nie, lepiej to przemilczeć. Może po prostu w końcu znajdziemy się na tyle blisko, że sam będę w stanie sobie odpowiedzieć. Zrównałem krok z samicą.
- Mogę wiedzieć, jak masz na imię? - Zapytałem niepewnie.
Wadera spojrzała na mnie kątem oka.
- A jeśli powiem, że nie?
Cofnąłem uszy, nie za bardzo wiedziałem, co powinienem jej odpowiedzieć. Przecież nie mogę jej do niczego zmusić. Samica najwyraźniej widząc moje zmieszanie, westchnęła i powiedziała:
- Mam na imię Roksana.
Zamachałem ogonem i uśmiechnąłem się lekko. Jakoś tak zrobiło mi się lżej na duchu. Wadera co prawda potrafiła czasem zbić mnie z tropu, ale wydawała się nawet miła.
- To gdzie idziemy? - Zapytałem, gdy nabrałem już nieco pewności siebie.
- Do Zamku Czterech Skrzydeł, to tam na górze. - Powiedziała, wskazując łapą.
Droga zajęła nam kilka chwil. Właściwie nie liczyłem czasu, ale trochę na pewno to trwało. Schody zaczęły się jednak gdy znaleźliśmy się u podnóża góry. Droga nie wydawała się zbyt trudna, ale odnosiłem wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność. Roksana poderwała się nagle do góry i nim się zorientowałem, ja także byłem w powietrzu.
- Co ty robisz!? - Krzyknąłem, nie kryjąc zdziwienia.
- Lecimy na górę, no chyba nie sądzisz, że będę czekać, aż się tam zawleczesz.
Tu musiałem przyznać jej rację, droga na górę z pewnością zajęłaby sporo czasu, a lot prosto w górę wydawał się tu najlepszym wyjściem. Nie miałem co prawda lęku wysokości, ale patrzenie w dół z takie wysokości i myśl, że w każdej chwili mogę po prostu spaść, budziła lekkie drżenie łap. W końcu jednak moje łapy znów spotkały się z ziemią. Nie ukrywałem ulgi.
- Chodź. - Powiedziała wadera, otwierając wielkie wrota. - Pokażę Ci najważniejsze miejsca.
<Roksana?>
Choć po kąpieli czułem się nieco lepiej, to mimo wszystko w towarzystwie wadery czułem się nieco niepewnie. Gdzieś w oddali, na szczycie wysokiej góry majaczył mi obraz potężnego zamku. Nie byłem, jednak wstanie stwierdzić czy obraz ten jest prawdziwy, Chmury dość skutecznie zasłaniały tamten obszar, nie pozwalając mi na pewną odpowiedź. Skierowałem wzrok na maszerującą kilka kroków przede mną samicę. Mógłbym ją zapytać, ale co jeśli stwierdzi, że moje pytanie jest głupie? Weźmie mnie za jeszcze większego głupca a ja i tak niczego się nie dowiem. Nie, lepiej to przemilczeć. Może po prostu w końcu znajdziemy się na tyle blisko, że sam będę w stanie sobie odpowiedzieć. Zrównałem krok z samicą.
- Mogę wiedzieć, jak masz na imię? - Zapytałem niepewnie.
Wadera spojrzała na mnie kątem oka.
- A jeśli powiem, że nie?
Cofnąłem uszy, nie za bardzo wiedziałem, co powinienem jej odpowiedzieć. Przecież nie mogę jej do niczego zmusić. Samica najwyraźniej widząc moje zmieszanie, westchnęła i powiedziała:
- Mam na imię Roksana.
Zamachałem ogonem i uśmiechnąłem się lekko. Jakoś tak zrobiło mi się lżej na duchu. Wadera co prawda potrafiła czasem zbić mnie z tropu, ale wydawała się nawet miła.
- To gdzie idziemy? - Zapytałem, gdy nabrałem już nieco pewności siebie.
- Do Zamku Czterech Skrzydeł, to tam na górze. - Powiedziała, wskazując łapą.
Droga zajęła nam kilka chwil. Właściwie nie liczyłem czasu, ale trochę na pewno to trwało. Schody zaczęły się jednak gdy znaleźliśmy się u podnóża góry. Droga nie wydawała się zbyt trudna, ale odnosiłem wrażenie, że ciągnie się w nieskończoność. Roksana poderwała się nagle do góry i nim się zorientowałem, ja także byłem w powietrzu.
- Co ty robisz!? - Krzyknąłem, nie kryjąc zdziwienia.
- Lecimy na górę, no chyba nie sądzisz, że będę czekać, aż się tam zawleczesz.
Tu musiałem przyznać jej rację, droga na górę z pewnością zajęłaby sporo czasu, a lot prosto w górę wydawał się tu najlepszym wyjściem. Nie miałem co prawda lęku wysokości, ale patrzenie w dół z takie wysokości i myśl, że w każdej chwili mogę po prostu spaść, budziła lekkie drżenie łap. W końcu jednak moje łapy znów spotkały się z ziemią. Nie ukrywałem ulgi.
- Chodź. - Powiedziała wadera, otwierając wielkie wrota. - Pokażę Ci najważniejsze miejsca.
<Roksana?>
Event, i parę pytań.
Dzień dobry wieczór! Aktualnie na watasze dzieje się zbyt spokojnie. Blog spokojnie się rozwija tylko że.... się nudzę. A więc wymyślam Event! A przy okazji na końcu znajdziecie parę informacji.
A więc tak. Event polega na tym, żeby narysować dowolną postać z: Filmu, anime, DA... no, cokolwiek znanego wam, zatytułować, zapisać kto to i gdzie występuje, a następnie wysłać do jakiejś Alphy, która potem wstawi to w poście.
1 miejsce: Wybrana jedna rzecz ze sklepiku ( dowolna ) + 50 A
2 miejsce: Eliksir Kameleona + 40 A
3 miejsce: Proszek oślepiający + 35 A
4 miejsce: Jajo + 30 A
5 miejsce: Proszek oślepiający + Harfa + 10 A
Czas macie od teraz do przyszłego tygodnia ( niedziela ). Potem rysunki zostaną wystawione w wilczych dziełach sztuki i poddane pod głosowanie.
A teraz pytania i informacje!
1 Pytanie: Czy dodać zakładkę - Wasze pomysły? Tam będziecie mogli pisać w komentarzach jakie macie pomysły na strony, i ulepszenie watahy.
2 pytanie ( a raczej wiadomość ): Potrzebny grafik. Jakikolwiek, z jakimkolwiek doświadczeniem.
3 pytanie ( a to już z zupełnie innej beczki ) mam psy do oddania na doggi
Czas macie od teraz do przyszłego tygodnia ( niedziela ). Potem rysunki zostaną wystawione w wilczych dziełach sztuki i poddane pod głosowanie.
A teraz pytania i informacje!
1 Pytanie: Czy dodać zakładkę - Wasze pomysły? Tam będziecie mogli pisać w komentarzach jakie macie pomysły na strony, i ulepszenie watahy.
2 pytanie ( a raczej wiadomość ): Potrzebny grafik. Jakikolwiek, z jakimkolwiek doświadczeniem.
3 pytanie ( a to już z zupełnie innej beczki ) mam psy do oddania na doggi
Z czerwonymi kropkami są zajęte. Z niebieskimi wolne.
Na wszystkie pytania proszę odpowiedzieć w komentarzach.
Pozdrawiam, Roksana
piątek, 28 lipca 2017
Nowa wadera! Rose
Właściciel: grianarande@gmail.com
Imię: Rose
Przezwisko: po prostu Rose.
Wiek: 2 lata
Płeć: wadera
Żywioł: woda, rośliny i powietrze.
Stanowisko: nauczyciel żywiołów
Ranga: omega
Cechy fizyczne: wygimnastykowana, szybka, zwinna,w miarę silna, dobrze się wspina, ma zgrabne łapy oraz budowę ciała.
Cechy charakteru: Rywalizacja to stały element jej życia a los nie oszczędza Rose. Wiecznie zatem gdzieś goni i walczy. Nie potrafi usiedzieć w miejscu, kocha działanie. Róża jest bardzo ambitną i zdecydowaną waderą, która chętnie przejmie władzę. Ciężko ją powstrzymać, zrozumieć i przewidzieć. Chadza wyłącznie swoimi drogami, często podejmując ryzyko. Wychodzi cało ze swoich przedsięwzięć i zbiera liczne pochwały. Z krytyką należy przy niej uważać. Daje się nieraz we znaki otoczeniu przez swój upór i konieczność wypowiedzenia ostatniego słowa. Jest jednak bardzo lubiana, gdyż emanuje z niej zaraźliwa radość życia.
Cechy szczególne: Rose wygląda na zwyczajną waderę, która wyróżnia się tylko tym, że ma różowy kolor sierści. Jednak kiedy się cieszy, zakocha lub zauroczy z jej sierści wyrastają poszczególne pióra w kolorach niebieskiego, różowego i fioletowego.
Aparycja: Jak już było wspomniane wcześniej jest ona różową, uroczą i zawziętą waderą. W jej uchu znajduje się okrągły złoty kolczyk, a na łapach rozmieszczone są bransoletki. Jeśli by się patrzeć w jej żółte oczy przez dłuższą chwilę to można ujrzeć w nich swoją przyszłość odległą o pięć minut. Jej uszy są dosyć długie jak na wilka, tak samo jak ogon, który jest dłuższy o parę centymetrów od jej tułowia.
Lubi: Biegać, uprawiać sport, pływać, leżeć na kwiecistych polanach i wylegiwać się na słońcu, przygody.
Nie lubi: kiedy ktoś kłamie i krytykuje ją oraz jej tryb życia.
Boi się: niektórych owadów, że będzie musiała sama przejść przez swoje życie. Nawet ze względu na to, że jest bardzo porywcza chciałaby założyć rodzinę i boi się, że może jej się nie udać.
Moce: związane z żywiołami.
Historia: Nic szczególnego. Mieszkała w innej watasze, ale jako, że wiało nudą postanowiła odejść i poszukać szczęścia gdzieś w świecie. No i trafiła tu.
rodzina: matka-Zafira ojciec-Yord siostry-Shante, Lilly bracia-Disaster, Alex i Mirro.
Zauroczenie: Marco- to jest ten jedyny...
Partner: Ma nadzieję, że będzie mieć...
Szczenięta: Planuje...
Głos: Zara Larsson - I Would Like (Lyric Video)
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Inne zdjęcia: Link
A: 50
Rzeczy ze sklepiku:0
Umiejętności:
Siła:100
Zręczność:100
Wiedza:250
Spryt:100
Zwinność:250
Szybkość:100
Mana:100
Od Xery Do Marco
- Tam. Tam skąd dochodzą te krzyki i... - wzdrygnęłam się - śmiech klowna
- Ech... no dobra
I ruszyliśmy do... wydaje mi się, że do kuchni, bądź salonu. W każdym razie wszędzie było jedzenie. Słyszałam coraz głośniejsze krzyki i... śmiech
- M...Marco? Ty też słyszysz coraz głośniejszy krzyk i śmiech?
- Eee... tak. Musimy być już blisko
- Dobra. Idziemy
I poszliśmy wzdłuż korytarza i powoli weszliśmy do salonu. To znaczy uchyliliśmy drzwi i zobaczyliśmy smukłą waderę przygwożdżoną do ściany, a ku niej zbliżał się klown. Była przerażona
- Kurde. Idziemy? - zapytałam. Przytaknął
I na początku skradając się za naszego klown
- To na trzy. Raz... Dwa...
- Trzy! - krzyknęliśmy w tym samym czasie i skończyliśmy oboje na klowna
- CO JEST DO JASNEJ?! - krzyknął zdezorientowany klown
- UCIEKAJCIE! - krzyknęłam do tajemniczej wadery i Marsa. Niestety Marco nie chciał opuścić tego miejsca, więc powiedziałam:
- Idź. Ja sobie z nim poradzę - i odeszli, a ja jeszcze trochę się posiłowałam z klownem przerastającym mnie dwukrotnie. Niestety efektem moich działań było uwięzienie mnie w jakiejś klatki w ciemnym pomieszczeniu:
- MARCO! POMOCY!!
- Xera! Gdzie jesteś?
- A co ja jestem?! W ciemnym pomieszczeniu. Wydaje mi się, że to schowek na szczotki!
- Trzymaj się! Już idę! - powiedział. Dosłyszałam jeszcze zniekształcone słowa:
Zaczekaj... na zewnątrz... wrócimy... ciebie
- Super... - powiedziałam cicho. Siedziałam tak dopóki nie usłyszałam kroków Marco i wtedy... 'film' mi się urwał. Zapewne zemdlałam, albo... umarłam. Jednak nie. Niestety. Obudziłam się i zauważyłam stojącego nad sobą Marco:
- Wreszcie wstałaś.
- Gdzie ja jestem?
- W Opuszczonym Zamku. W schowku na miotły
- A co z klownem? - zapytałam - i waderą?
- Wadera stoi u wejścia, a klown... uciekł
- Dobra, chodźmy do niej
- A dasz radę? - zaśmiał się
- O nie... będziesz musiał mnie nieść... - zrobiłam smutną minę, po czym roześmialiśmy się. Po chwili stałam już przed waderą:
- Kim jesteś?
- Jestem Eria. Mieszkam niedaleko stąd. Pójdę już
- Nie chcesz żebyśmy cię odprowadzili? - zapytałam
- Nie, chce iść sama. Do widzenia - powiedziała i odeszła
- Nie powiedziała nam wszystkiego, ale... chodźmy już
- No to chodźmy
< Marco? >
czwartek, 27 lipca 2017
Od Marco do Xery
Tak więc weszliśmy do środka. Drzwi powitały nas cichym skrzypieniem i głuchym trzaskiem. Zamknęły się tuż za nami, a żadne z nas nie miało ochoty sprawdzać czy da się stąd wyjść.
Moją twarz jak zwykle zdobił głupawy uśmieszek. Zabawę czas zacząć!
Postawiłem pierwszy krok, a Xera udała się zaraz za mną. Z początku szła niepewnie i dopiero po chwili nabrała trochę odwagi.
Zapowiadało się... nad wyraz spokojnie... Szczerze mówiąc myślałem, że będzie trochę straszniej...
Raz po raz przebiegał mi przed nosem jakiś pająk, albo szczur. A wtedy mimowolnie po moich plecach przebiegały ciarki. Ohyda po prostu... Ble.
Znajdowaliśmy się w holu. Stare zakurzone dywany i fotele wysadzane diamentami były po prostu wszędzie. Centralnie przed nami znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro, a po bokach wieeele drzwi. Większość pewnie była zamknięta, ale to raczej nam nie przeszkadzało.
- Tooo... gdzie najpierw idziemy? - podpytała wadera, a ja wzruszyłem ramionami.
Za nami znów coś trzasło. Zaraz obok otworzyło się okno, dawając nam przyjemny wiaterek, a drzwi znajdujące się po naszej lewej stronie lekko się uchyliły. Ja szedłem przodem.
Ostrożnie odchyliłem łapą drewniane wrota i rozejrzałem się uważnie dookoła.
Xera wyskoczyła przede mnie i zaczęła przeszukiwać pomieszczenie. Tymczasem przede mną pojawił się latając świecznik... Cóż, nie był to codzienny widok...
- Widzisz to samo co ja? - spytałem przecierając oczy.
Może jednak mam jakieś zwidy? Albo po prostu zamieniam się w jakiegoś szaleńca... czy coś...
- Eee... świeczka?
- Latająca świeczka - bąknąłem.
- Aaa, no tak widzę...
Zręcznie wyminąłem waderę, która teraz stała w drzwiach i udałem się do następnego pomieszczenia.
Z daleka usłyszałem jakieś dziwne krzyki, szloch kobiety oraz śmiech, jakby... klowna? Bardzo możliwe...
Co tu się musiało wydarzyć?
- Marco! Choć tutaj na chwilę! - zawołała Xera z drugiego pomieszczenia.
Powolnym krokiem zmierzałem w jej stronie. W mojej głowie cały czas rozbrzmiewały te dziwne głosy...
- Też to słyszysz? - spytałem kładąc łapy na uszach.
- Tak... Ale chodź tutaj...
Tak więc podszedłem. Pomieszczenie, w którym byliśmy to łazienka, a na lustrze zawieszonym wysoko na ścianie czerwoną pomadką, krwią, ketchupem (cokolwiek to było...) napisane było jedno, proste słowo.
Pomocy.
- Może lepiej stąd chodźmy? - spytałem cofając się do tyłu.
- Co ty cykasz się? - zaśmiała się wadera.
- Nie cykam się. Staram się myśleć racjonalnie... - żachnąłem. - Jak chcesz możemy zostać... - westchnąłem.
- Gdzie teraz idziemy? - zapytałem.
<Xera?>
Moją twarz jak zwykle zdobił głupawy uśmieszek. Zabawę czas zacząć!
Postawiłem pierwszy krok, a Xera udała się zaraz za mną. Z początku szła niepewnie i dopiero po chwili nabrała trochę odwagi.
Zapowiadało się... nad wyraz spokojnie... Szczerze mówiąc myślałem, że będzie trochę straszniej...
Raz po raz przebiegał mi przed nosem jakiś pająk, albo szczur. A wtedy mimowolnie po moich plecach przebiegały ciarki. Ohyda po prostu... Ble.
Znajdowaliśmy się w holu. Stare zakurzone dywany i fotele wysadzane diamentami były po prostu wszędzie. Centralnie przed nami znajdowały się schody prowadzące na pierwsze piętro, a po bokach wieeele drzwi. Większość pewnie była zamknięta, ale to raczej nam nie przeszkadzało.
- Tooo... gdzie najpierw idziemy? - podpytała wadera, a ja wzruszyłem ramionami.
Za nami znów coś trzasło. Zaraz obok otworzyło się okno, dawając nam przyjemny wiaterek, a drzwi znajdujące się po naszej lewej stronie lekko się uchyliły. Ja szedłem przodem.
Ostrożnie odchyliłem łapą drewniane wrota i rozejrzałem się uważnie dookoła.
Xera wyskoczyła przede mnie i zaczęła przeszukiwać pomieszczenie. Tymczasem przede mną pojawił się latając świecznik... Cóż, nie był to codzienny widok...
- Widzisz to samo co ja? - spytałem przecierając oczy.
Może jednak mam jakieś zwidy? Albo po prostu zamieniam się w jakiegoś szaleńca... czy coś...
- Eee... świeczka?
- Latająca świeczka - bąknąłem.
- Aaa, no tak widzę...
Zręcznie wyminąłem waderę, która teraz stała w drzwiach i udałem się do następnego pomieszczenia.
Z daleka usłyszałem jakieś dziwne krzyki, szloch kobiety oraz śmiech, jakby... klowna? Bardzo możliwe...
Co tu się musiało wydarzyć?
- Marco! Choć tutaj na chwilę! - zawołała Xera z drugiego pomieszczenia.
Powolnym krokiem zmierzałem w jej stronie. W mojej głowie cały czas rozbrzmiewały te dziwne głosy...
- Też to słyszysz? - spytałem kładąc łapy na uszach.
- Tak... Ale chodź tutaj...
Tak więc podszedłem. Pomieszczenie, w którym byliśmy to łazienka, a na lustrze zawieszonym wysoko na ścianie czerwoną pomadką, krwią, ketchupem (cokolwiek to było...) napisane było jedno, proste słowo.
Pomocy.
- Może lepiej stąd chodźmy? - spytałem cofając się do tyłu.
- Co ty cykasz się? - zaśmiała się wadera.
- Nie cykam się. Staram się myśleć racjonalnie... - żachnąłem. - Jak chcesz możemy zostać... - westchnąłem.
- Gdzie teraz idziemy? - zapytałem.
<Xera?>
Od Assassina do Robina
- Tak, ja. - odezwałem się i wyszedłem spomiędzy drzew i zobaczyłem całkiem dużego i umięśnionego wilka, którego nigdy nie wiedziałem. - Powtórzę. Ktoś ty?
- Ee... jestem Robin. A ktoś TY?
- Jestem Assassin. Możesz jednak mówić do mnie As, ale wolę Assassin
- Ee. Okej As hah
- Ehh. Okej. Co cię tu sprowadza?
- Bagna, szczerze mówiąc
- Jeśli nie masz tu nic do roboty miło by było jakbyś stąd poszedł
- No dobraa... gdzie mieszkasz?
- Tu, niedaleko, a ty?
- Eee... daleko
- Dobrze wiedzieć. Coś chcesz wiedzieć?
- Gdzie jesteśmy?
- Na terenie Watahy Sześciu Kręgów. Chcesz dołączyć?
- Pewnie. Zaprowadzisz mnie do Alphy?
- Której?
- Do jakiegoś basiora
- Dobra. To chodźmy do Marco - powiedziałem i zaprowadziłem go do Marco i Robin poszedł do jego jaskini, po czym po jakichś 10 minutach wyszedł
- Przyjęli cię?
- No. Pokażesz mi tutejsze tereny?
- Ta, może być
I oprowadziłem go po całej watasze, od lasu po Opuszczony Zamek
- Idziemy? - zapytał
- Nie dzisiaj. Umówmy się, że spotkamy się tu jutro o zachodzie słońca. Podobno wtedy tam straszy, okej?
- No dobra. Do zobaczenia
< Robin? Sorry, że praktycznie sam dialog ;/ >
- Ee... jestem Robin. A ktoś TY?
- Jestem Assassin. Możesz jednak mówić do mnie As, ale wolę Assassin
- Ee. Okej As hah
- Ehh. Okej. Co cię tu sprowadza?
- Bagna, szczerze mówiąc
- Jeśli nie masz tu nic do roboty miło by było jakbyś stąd poszedł
- No dobraa... gdzie mieszkasz?
- Tu, niedaleko, a ty?
- Eee... daleko
- Dobrze wiedzieć. Coś chcesz wiedzieć?
- Gdzie jesteśmy?
- Na terenie Watahy Sześciu Kręgów. Chcesz dołączyć?
- Pewnie. Zaprowadzisz mnie do Alphy?
- Której?
- Do jakiegoś basiora
- Dobra. To chodźmy do Marco - powiedziałem i zaprowadziłem go do Marco i Robin poszedł do jego jaskini, po czym po jakichś 10 minutach wyszedł
- Przyjęli cię?
- No. Pokażesz mi tutejsze tereny?
- Ta, może być
I oprowadziłem go po całej watasze, od lasu po Opuszczony Zamek
- Idziemy? - zapytał
- Nie dzisiaj. Umówmy się, że spotkamy się tu jutro o zachodzie słońca. Podobno wtedy tam straszy, okej?
- No dobra. Do zobaczenia
< Robin? Sorry, że praktycznie sam dialog ;/ >
Nowa wadera! Hera
Właściciel: karino 1
Imię: Hera
Przezwisko: Hi
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Żywioł: Światło, dzień
Stanowisko: Obrońca Alph
Ranga: Omega
Cechy fizyczne: szybka, zwinna, skoczna, całkiem silna, dobrze się wspina
Cechy charakteru: Hi to miła i ciepła wadera. Lubi zawierać nowe znajomości. Nie przypadkowo dostała imię Hera. Kocha wszystkich swoich znajomych i przyjaciół. Dla nieznajomych jest niemiła i oschła. A przynajmniej się stara. Jej zwyczajem jest być miłą i przyjemną. Potrafi się zakochać od pierwszego wejrzenia. W tym momencie w jej oczach pojawia się błysk jaśniejszy niż zwykle. Niekiedy też potrafi rozkochać w sobie każdego wilka od pierwszego wejrzenia, ale nie robi tego często. Robi to tylko wtedy, gdy dany basior jej się podoba. Niekiedy jest dość podejrzliwa i ciekawska. Jest przyjazna i kulturalna. Wredna jest tylko dla tych, którzy są wredni dla niej. Nigdy nie jest wredna dla miłych dla siebie wilków. Zawsze najpierw myśli, a potem robi. Jest dość mądra, a przynajmniej mądrzejsza niż reszta jej rodziny. Byłej rodziny
Cechy szczególne: Ma dwa pióra wpięte w sierść
Aparycja: Jest to duża i smukła wadera. Żaden członek jej rodziny nie miał takiego koloru sierści jak ona. Ma długie łapy, które umożliwiają jej szybki bieg. Ma też długie pazury umożliwiające jej wspinanie się nawet na bardzo stromych górach. Ma lekkie przejaśnienia wokół oczy, pod pyskiem, na łapach oraz na spodzie ogona. Ma niebieskie oczy, jednak to też nie jest dziedziczne. Te oczy są też duże, co jej się podoba. Nie ma kompleksów jak większość wader. Podoba jej się ona taka jaką jest. Nie ma zbyt długich kłów, ale nie używa ich do walki, więc jej to nie przeszkadza
Lubi: ciszę, spokój, dzień, słońce, szczeniaki, inne wadery, większość basiorów, towarzystwo
Nie lubi: śmierci, nocy, cienia, walki, hałasu
Boi się: odrzucenia
Moce: może podlecieć do słońca i się nie spalić
Biega z prędkością światła, ale ją to męczy, więc nie robi tego często
W dzień jej nie widać jeśli tego chce
Teleportacja
Historia: opowie jakiemuś wilkowi w opo
Rodzina: ma tylko siostrę - Abi
Zauroczenie: brak
Partner: jeszcze nie
Szczenięta: póki co nie...
Głos: Margaret - Cool me down
Jaskinia: Link
Amulet: widać na jej szyi
Towarzysz: Hope
Inne zdjęcia: ze skrzydłami - Link
A: 50
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje:
Umiejętności:
Siła: 100
Zręczność: 100
Wiedza: 200
Spryt: 200
Zwinność: 100
Szybkość: 100
Mana: 100
Imię: Hera
Przezwisko: Hi
Wiek: 3 lata
Płeć: Wadera
Żywioł: Światło, dzień
Stanowisko: Obrońca Alph
Ranga: Omega
Cechy fizyczne: szybka, zwinna, skoczna, całkiem silna, dobrze się wspina
Cechy charakteru: Hi to miła i ciepła wadera. Lubi zawierać nowe znajomości. Nie przypadkowo dostała imię Hera. Kocha wszystkich swoich znajomych i przyjaciół. Dla nieznajomych jest niemiła i oschła. A przynajmniej się stara. Jej zwyczajem jest być miłą i przyjemną. Potrafi się zakochać od pierwszego wejrzenia. W tym momencie w jej oczach pojawia się błysk jaśniejszy niż zwykle. Niekiedy też potrafi rozkochać w sobie każdego wilka od pierwszego wejrzenia, ale nie robi tego często. Robi to tylko wtedy, gdy dany basior jej się podoba. Niekiedy jest dość podejrzliwa i ciekawska. Jest przyjazna i kulturalna. Wredna jest tylko dla tych, którzy są wredni dla niej. Nigdy nie jest wredna dla miłych dla siebie wilków. Zawsze najpierw myśli, a potem robi. Jest dość mądra, a przynajmniej mądrzejsza niż reszta jej rodziny. Byłej rodziny
Cechy szczególne: Ma dwa pióra wpięte w sierść
Aparycja: Jest to duża i smukła wadera. Żaden członek jej rodziny nie miał takiego koloru sierści jak ona. Ma długie łapy, które umożliwiają jej szybki bieg. Ma też długie pazury umożliwiające jej wspinanie się nawet na bardzo stromych górach. Ma lekkie przejaśnienia wokół oczy, pod pyskiem, na łapach oraz na spodzie ogona. Ma niebieskie oczy, jednak to też nie jest dziedziczne. Te oczy są też duże, co jej się podoba. Nie ma kompleksów jak większość wader. Podoba jej się ona taka jaką jest. Nie ma zbyt długich kłów, ale nie używa ich do walki, więc jej to nie przeszkadza
Lubi: ciszę, spokój, dzień, słońce, szczeniaki, inne wadery, większość basiorów, towarzystwo
Nie lubi: śmierci, nocy, cienia, walki, hałasu
Boi się: odrzucenia
Moce: może podlecieć do słońca i się nie spalić
Biega z prędkością światła, ale ją to męczy, więc nie robi tego często
W dzień jej nie widać jeśli tego chce
Teleportacja
Historia: opowie jakiemuś wilkowi w opo
Rodzina: ma tylko siostrę - Abi
Zauroczenie: brak
Partner: jeszcze nie
Szczenięta: póki co nie...
Głos: Margaret - Cool me down
Jaskinia: Link
Amulet: widać na jej szyi
Towarzysz: Hope
Inne zdjęcia: ze skrzydłami - Link
A: 50
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje:
Umiejętności:
Siła: 100
Zręczność: 100
Wiedza: 200
Spryt: 200
Zwinność: 100
Szybkość: 100
Mana: 100
Od Roksany do Robina
Dzień dobry ranek! Albo południe... tak właściwie, to zaspałam. Ziewnęłam szeroko rozciągając się na swoim posłaniu, i rozejrzałam w koło. Jaskinia Alph to takie przyjemne miejsce, zwłaszcza, jak się śpi nad tymi złotymi łukami. Wysokość? Spadniesz, to się zabijesz. Popatrzyłam w niebo. Chmmm... około południa. Wstałam i wyleciałam na zewnątrz. Powietrze ciepłe... wręcz gorące. Do tego przyskwierało słońce. A że byłam głodna...
*** pięć minut później ***
Jedyne co udało mi się upolować, to zając. Poszłam więc się przejść i... zapach wilka. Nie znałam takiego zapachu. Poznałam, że to basior. Ukryłam się za krzakami i... tak. To był bardzo ubłocony basior.
- Ktoś ty? - zapytałam.
- Jest tu ktoś? - samiec zaczął się rozglądać.
- Tak, ja. - odezwałam się i wyszłam z ukrycia mierząc go wzrokiem. - I chyba powinieneś się umyć.
- Ech.... nie przypominaj. - mruknął basior.
- Wiesz... mogę zaprowadzić się do stawu więc... wiesz. - Jego oczy nabrały barwy. Czyli że... trzeba go zabrać nad ten staw. - W sumie mogłabym cię tam przewieźć, ale nie chcę być potem cała w błocie.
- Jasne. - Nie było daleko, zaprowadziłam go do stawu. Gdy on się płukał, ja leżałam na kamieniu wystającym z wody, i mu się przyglądałam. Nie znałam go za dobrze. Tak właściwie to wcale. Kim on tak właściwie jest? Pewnie będzie kolejną ofiarą Marca, który wymyśli jakiś psikus.
- Mam kilka pytań. - mruknęłam. Przednie łapy zanurzyłam w wodzie, a głowę podniosłam bardziej do góry.
- Chmm?
- Po pierwsze, skąd jesteś. Po drugie, jakie masz zamiary, Po trzecie... jakie masz imię, a po czwarte... co cię tutaj sprowadziło.
- No więc... jestem z zachodu... Jeżeli chodzi o moje zamiary, to jeszcze nie wiem. Szukam watahy. Moje imię to Robin,a co mnie tu sprowadziło... tego nie wiem. Ciekawość.
- A.... aha. Masz może zamiar zostać?
- W pewnym sensie tak, a jest tutaj jakaś wataha?
- Nowo założona. - uśmiechnęłam się pokazując cały zestaw kłów.
- To mogę w pewnym sensie zostać. - basior wstał, i zaczął się rozglądać. - I chyba zwiedzę tereny.
- Mogę ci wszystkie dokładnie opisać. - zaśmiałam się.
- A zostałem przyjęty?
- Mam ci to na papierze napisać? - spytałam irytującym tonem. - Chodź, zaczniemy od zachodu.
< Robin?>
*** pięć minut później ***
Jedyne co udało mi się upolować, to zając. Poszłam więc się przejść i... zapach wilka. Nie znałam takiego zapachu. Poznałam, że to basior. Ukryłam się za krzakami i... tak. To był bardzo ubłocony basior.
- Ktoś ty? - zapytałam.
- Jest tu ktoś? - samiec zaczął się rozglądać.
- Tak, ja. - odezwałam się i wyszłam z ukrycia mierząc go wzrokiem. - I chyba powinieneś się umyć.
- Ech.... nie przypominaj. - mruknął basior.
- Wiesz... mogę zaprowadzić się do stawu więc... wiesz. - Jego oczy nabrały barwy. Czyli że... trzeba go zabrać nad ten staw. - W sumie mogłabym cię tam przewieźć, ale nie chcę być potem cała w błocie.
- Jasne. - Nie było daleko, zaprowadziłam go do stawu. Gdy on się płukał, ja leżałam na kamieniu wystającym z wody, i mu się przyglądałam. Nie znałam go za dobrze. Tak właściwie to wcale. Kim on tak właściwie jest? Pewnie będzie kolejną ofiarą Marca, który wymyśli jakiś psikus.
- Mam kilka pytań. - mruknęłam. Przednie łapy zanurzyłam w wodzie, a głowę podniosłam bardziej do góry.
- Chmm?
- Po pierwsze, skąd jesteś. Po drugie, jakie masz zamiary, Po trzecie... jakie masz imię, a po czwarte... co cię tutaj sprowadziło.
- No więc... jestem z zachodu... Jeżeli chodzi o moje zamiary, to jeszcze nie wiem. Szukam watahy. Moje imię to Robin,a co mnie tu sprowadziło... tego nie wiem. Ciekawość.
- A.... aha. Masz może zamiar zostać?
- W pewnym sensie tak, a jest tutaj jakaś wataha?
- Nowo założona. - uśmiechnęłam się pokazując cały zestaw kłów.
- To mogę w pewnym sensie zostać. - basior wstał, i zaczął się rozglądać. - I chyba zwiedzę tereny.
- Mogę ci wszystkie dokładnie opisać. - zaśmiałam się.
- A zostałem przyjęty?
- Mam ci to na papierze napisać? - spytałam irytującym tonem. - Chodź, zaczniemy od zachodu.
< Robin?>
środa, 26 lipca 2017
Nowy wilk! Assassin
Właściciel: karino 1
Imię: Assassin
Przezwisko: As, aczkolwiek woli swoje pełne imię
Wiek: 3 lata i 6 miesięcy
Płeć: Basior
Żywioł: Śmierć, Czas, Mrok
Stanowisko: Zabójca
Ranga: Delta
Cechy fizyczne: Szybki, zwinny i wysportowany wilk. Ze skocznością już gorzej, ale nie można powiedzieć tego samego o jego wspinaczce
Cechy charakteru: As to chamski i wredny wilk. Jest chciwy i wkurzający. No chyba, że kogoś naprawdę bardzo polubi to wtedy jest miły i pomocny, a i opiekuńczy. Lubi dogryzać innym wilkom. Jak się wkurzy to zmienia się w mroczną wersję siebie i jest istną maszyną do zabijania w wilczej skórze. Nie przeprasza za to co zrobił. Ni jest kulturalny. Jeśli ktoś uderzy w jego słaby punkt to albo wpadnie w furię i go rozszarpie, albo się rozklei. Raczej to pierwsze. A przynajmniej nigdy się jeszcze tak nie zdarzyło
Cechy szczególne: Bandaże na przednich łapach i nasadzie ogona
Aparycja: Duża, wysoka, smukła i wysportowana sylwetka w krzakach na 99% należy do Asa. Ma długie i kościste łapy, które jednak lubi, ale nie wie czemu. Jego czarny ogon jest zakończony jasno szarą kitą. Jego szaro - ciemno szaro - czarne umaszczenie nie jest dziedziczne, bo jego rodzice byli biali. Tylko jego pierś i spód pyska są jasno szare. No nie licząc kity. Natomiast spód szyi i barki są ciemno szare, a reszta czarna. Ma długie kły wystające z pyska i bardzo długie pazury. Ma też długą grzywkę opadającą uroczo na czoło
Lubi: Śmierć, noc, cień, burzę, dokuczać innym, wspinaczkę, biegać
Nie lubi: spokoju, ciszy
Boi się: odrzucenia
Moce: zadawanie bólu poprzez myśli, teleportacja, czasami udaje mu się latać kiedy jest mroczną wersją siebie, w nocy i w cieniu go nie widać jeśli zechce, biega z prędkością światła, oczywiście jeśli tego chce
Historia: nigdy nikomu jej nie opowiadał, nie opowiada i nie ma zamiaru opowiadać
Rodzina: nieznana
Zauroczenie: Można powiedzieć, że Roksana, ale nie jest pewien swoich uczuć
Partner: jeszcze nie
Szczenięta: brak
Głos: Link
Jaskinia: Link
Amulet: widać go na jego szyi
Towarzysz: Death
Inne zdjęcia: w furii - Link
A: 50
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: brak
Umiejętności:
Siła: 200
Zręczność: 200
Wiedza: 50
Spryt: 100
Zwinność: 150
Szybkość: 200
Mana: 100
Od Xery do Marco
- Cóż może i miało być śmiesznie, ale raczej następnym razem ostrzegaj, że będę miała mokre powitanie - powiedziałam i oboje się roześmialiśmy
Wpadłam na niecny plan. Jak tak miło jest straszyć mnie, to dlaczego by tak nie przestraszyć Marco? Nagle niezapowiedzianie padłam na ziemię.
- Xera? Co ci jest? - pytał Marco, a ja nadal nie miałam zamiaru odpowiedzieć. Wtedy dostrzegłam idealny moment. Mars się odwrócił, więc powoli wstałam i rzuciłam się na niego
- Ej, co jest? - rzucał się mój nowy kolega
- Żart. Miał być śmieszny hehe - zaśmiałam siee
- No nie wiem czy taki śmieszny
- Oj no nie bądź taki
- No dobra. To co robimy? - zapytał
- Eee. Nie wiem. Jest tu jakaś opuszczona posiadłość czy coś?
- No więc jest Opuszczony Zamek
- To idziemy? Nie mów, że się boisz...
- Oczywiście, że nie. Tylko... nie wiem czy można tak wchodzić
- Skoro jest na terenie watahy to raczej nie jest zakazany...
- W sumie? Chodźmy - zgodził się w końcu Marco
I wędrowaliśmy w ciągłej rozmowie. Nie ukrywam, że cały czas wypytywałam o wszystko i wszystkich. Najwyraźniej trochę go to irytowało, ale mnie to nie zniechęcało. Lubię zawierać nowe przyjaźnie, a Marco polubiłam szczególnie. Nie wiem dlaczego, ale jednak go polubiłam. Dziwne. Nigdy nie polubiłam wilka w ciągu jednego dnia. Jestem z siebie dumna (hehe. To miało być śmieszne jak coś)
- A więc... opowiesz coś teraz o sobie? - padło pytanie ze strony Marco
- No więc... co chcesz wiedzieć? Jeśli chodzi o moją historię to wszystko pamiętam jak przez mgłę...
- Nie wiem. Cokolwiek. Znudziło mi się opowiadanie o sobie
- Więc. Urodziłam się w watasze, w której każdy dba tylko o siebie. Nie ma tak, że matka się jakoś specjalnie zajmuje potomstwem. Moja nawet mnie nie zauważała. Z tego co pamiętam to kiedyś mnie tam zostawiła jak się przeprowadzali i zaczęłam wędrować. Więcej nie pamiętam
- Współczuję. Masz jakieś rodzeństwo?
- Eee. Tak. Mam dwoje braci, ale nie wiem co się teraz z nimi dzieje. To oni się mną zajmowali, bo ich też porzucono. W sensie oni mnie znaleźli i mnie wychowali, z tego co pamiętam. Daleko jeszcze?
- Już jesteśmy. Wchodzimy - poinformował mnie Marco
< Marco? Co jest w środku? > mam nadzieję, że Xera nie wykończyła cię pytaniami. Hah
Wpadłam na niecny plan. Jak tak miło jest straszyć mnie, to dlaczego by tak nie przestraszyć Marco? Nagle niezapowiedzianie padłam na ziemię.
- Xera? Co ci jest? - pytał Marco, a ja nadal nie miałam zamiaru odpowiedzieć. Wtedy dostrzegłam idealny moment. Mars się odwrócił, więc powoli wstałam i rzuciłam się na niego
- Ej, co jest? - rzucał się mój nowy kolega
- Żart. Miał być śmieszny hehe - zaśmiałam siee
- No nie wiem czy taki śmieszny
- Oj no nie bądź taki
- No dobra. To co robimy? - zapytał
- Eee. Nie wiem. Jest tu jakaś opuszczona posiadłość czy coś?
- No więc jest Opuszczony Zamek
- To idziemy? Nie mów, że się boisz...
- Oczywiście, że nie. Tylko... nie wiem czy można tak wchodzić
- Skoro jest na terenie watahy to raczej nie jest zakazany...
- W sumie? Chodźmy - zgodził się w końcu Marco
I wędrowaliśmy w ciągłej rozmowie. Nie ukrywam, że cały czas wypytywałam o wszystko i wszystkich. Najwyraźniej trochę go to irytowało, ale mnie to nie zniechęcało. Lubię zawierać nowe przyjaźnie, a Marco polubiłam szczególnie. Nie wiem dlaczego, ale jednak go polubiłam. Dziwne. Nigdy nie polubiłam wilka w ciągu jednego dnia. Jestem z siebie dumna (hehe. To miało być śmieszne jak coś)
- A więc... opowiesz coś teraz o sobie? - padło pytanie ze strony Marco
- No więc... co chcesz wiedzieć? Jeśli chodzi o moją historię to wszystko pamiętam jak przez mgłę...
- Nie wiem. Cokolwiek. Znudziło mi się opowiadanie o sobie
- Więc. Urodziłam się w watasze, w której każdy dba tylko o siebie. Nie ma tak, że matka się jakoś specjalnie zajmuje potomstwem. Moja nawet mnie nie zauważała. Z tego co pamiętam to kiedyś mnie tam zostawiła jak się przeprowadzali i zaczęłam wędrować. Więcej nie pamiętam
- Współczuję. Masz jakieś rodzeństwo?
- Eee. Tak. Mam dwoje braci, ale nie wiem co się teraz z nimi dzieje. To oni się mną zajmowali, bo ich też porzucono. W sensie oni mnie znaleźli i mnie wychowali, z tego co pamiętam. Daleko jeszcze?
- Już jesteśmy. Wchodzimy - poinformował mnie Marco
< Marco? Co jest w środku? > mam nadzieję, że Xera nie wykończyła cię pytaniami. Hah
poniedziałek, 24 lipca 2017
Od Marco do Xery
- Ech, jasne. W sumie i tak nie mam nic do roboty... - Wzruszyłem ramionami wzdychając. - Za mną.
Wadera zrównała ze mną krok. Zadowolenie wręcz nie schodziło z jej twarzy. Zadawała mi mnóstwo pytań, a ja na nie odpowiadałem. Co prawda zdawkowo ale odpowiadałem. Dziwi mnie to, że jeszcze nie czuła się zniechęcona, no ale cóż... Naszą wycieczkę zaczęliśmy od północy i stopniowo kierowaliśmy na południe, po drodze zaliczając wschód i zachód. Czas na szczęście nam sprzyjał i zdążyliśmy wszystko zwiedzić nim zaczęło się ściemniać. Powiem szczerze, że Xera była całkiem znośna i mimo iż na początku podchodziłem do niej z dużym dystansem, tak teraz nawet dobrze czułem się w jej towarzystwie.
- Jakieś propozycje? Coś chcesz porobić? - podpytałem, gdy zaczęliśmy kierować się w stronę jaskini Roksany.
- Dzisiaj... - ziewnęła. - Jestem trochę zmęczona... Może jutro się spotkamy i wtedy jakoś się zgadamy, bo to naprawdę był ciężki dzień...
- Jasne. Do jutra. - Odparłem.
- Cześć. - Wadera zaczęła się oddalać.
Przez chwilę odprowadzałem ją wzrokiem, po to by po chwili również się odwrócić i udać się w swoją stronę. Noc zdążyła już nadejść, a ja w gruncie rzeczy nie byłem jeszcze śpiący. Zresztą nie miałem zamiaru zasypiać, gdyż pewnie i tak koszmary nie dałyby mi żyć, a rano tak czy tak byłbym tak zwanym żywym trupem... Swoje kroki skierowałem w stronę wodospadu. I tam spędziłem większość nocy, dopiero nad ranem udałem się do swojej jaskini i tam zasnąłem.
Wadera zrównała ze mną krok. Zadowolenie wręcz nie schodziło z jej twarzy. Zadawała mi mnóstwo pytań, a ja na nie odpowiadałem. Co prawda zdawkowo ale odpowiadałem. Dziwi mnie to, że jeszcze nie czuła się zniechęcona, no ale cóż... Naszą wycieczkę zaczęliśmy od północy i stopniowo kierowaliśmy na południe, po drodze zaliczając wschód i zachód. Czas na szczęście nam sprzyjał i zdążyliśmy wszystko zwiedzić nim zaczęło się ściemniać. Powiem szczerze, że Xera była całkiem znośna i mimo iż na początku podchodziłem do niej z dużym dystansem, tak teraz nawet dobrze czułem się w jej towarzystwie.
- Jakieś propozycje? Coś chcesz porobić? - podpytałem, gdy zaczęliśmy kierować się w stronę jaskini Roksany.
- Dzisiaj... - ziewnęła. - Jestem trochę zmęczona... Może jutro się spotkamy i wtedy jakoś się zgadamy, bo to naprawdę był ciężki dzień...
- Jasne. Do jutra. - Odparłem.
- Cześć. - Wadera zaczęła się oddalać.
Przez chwilę odprowadzałem ją wzrokiem, po to by po chwili również się odwrócić i udać się w swoją stronę. Noc zdążyła już nadejść, a ja w gruncie rzeczy nie byłem jeszcze śpiący. Zresztą nie miałem zamiaru zasypiać, gdyż pewnie i tak koszmary nie dałyby mi żyć, a rano tak czy tak byłbym tak zwanym żywym trupem... Swoje kroki skierowałem w stronę wodospadu. I tam spędziłem większość nocy, dopiero nad ranem udałem się do swojej jaskini i tam zasnąłem.
*~*~*~*
Obudził mnie jak zwykle Raen, oświadczając iż dochodzi godzina trzynasta, a ja nadal smacznie sobie śpię. Skończyło się na tym, że po codziennej, krótkiej kłótni wreszcie wstałem.
Ten dzień należał do wyjątkowo nudnych już od samego jego początku. Roksi oznajmiła, że do niczego jej dzisiaj nie jestem potrzebny, a i mój towarzysz znalazł sobie jakieś zajęcie.
Jedyną deską ratunku okazała się Xera.
W końcu... czemu by nie powitać nowej członkini watahy pięknym żartem?
Przynajmniej może trochę poprawię sobie humor...
I tak między innymi rozpoczęło się planowanie. Najpierw upewniłem się co do miejsca pobytu mojej ,,ofiary". I po kilkunastu minutach znalazłem ją w swojej jaskini. Na szczęście jeszcze spała. Naprawdę musiała być zmęczona... A ze względu na to, iż jestem wilkiem wody to ,,pobrałem" wcześniej ciecz z roślin i schowałem się za krzakami, które znajdowały się centralnie przed mieszkaniem wadery. Stąd miałem idealny widok na jej reakcję!
I tak między innymi rozpoczęło się planowanie. Najpierw upewniłem się co do miejsca pobytu mojej ,,ofiary". I po kilkunastu minutach znalazłem ją w swojej jaskini. Na szczęście jeszcze spała. Naprawdę musiała być zmęczona... A ze względu na to, iż jestem wilkiem wody to ,,pobrałem" wcześniej ciecz z roślin i schowałem się za krzakami, które znajdowały się centralnie przed mieszkaniem wadery. Stąd miałem idealny widok na jej reakcję!
Skierowałem więc wodę w stronę wilczycy i... po chwili rozległ się krótki pisk Xery, który dosłownie chwilę później zmienił się na nadąsaną minę. Zaśmiałem się pod nosem.
Wadera wyszła przed swoją jaskinię i w tym momencie mnie spostrzegła i spojrzała się na mnie gniewnym wzrokiem.
- To tylko żart... - wzruszyłem ramionami wciąż z uśmiechem na twarzy. - Następnym razem, musisz wstawać wcześniej... Nie no sorki... Miało być śmiesznie... - odparłem po chwili.
<Xera?> Miejmy nadzieję, że Mars nie zniechęcił cię jeszcze swoim zachowaniem xd
Od Robina
Słońce, czyste niebo, delikatny wiatr. Można by powiedzieć, że dzień idealny. Faktycznie mógłby taki być, gdyby nie rozciągające się przede mną bagna. Właściwie mógłbym je obejść. Moczary rozciągały się jednak dalej, niż byłem w stanie sięgnąć wzrokiem. Wziąłem głęboki wdech. Nie podobała mi się wizja nie wiadomo jak długiego marszu tylko po to, by nie zamoczyć sobie łap. Z przykrością zaakceptowałem fakt, że jedyną możliwą dla mnie drogą jest droga przez moczary. Grunt był grząski i w żadnym stopniu nie stanowił stabilnego oparcia. W miarę możliwości starałem się unikać wchodzenia w zdradzieckie, bagienne wody. Były one na tyle mętne, że wolałem nie przekonywać się na własnej skórze, co też może się czaić pod ich powierzchnią. W końcu jednak nastąpił ten dość nieudolnie odwlekany przeze mnie moment. Wody jakby przybyło i w zasięgu swojego wzroku nie znajdowałem choćby wąskiej ścieżki umożliwiającej mi przejście suchą stopą. Postanowiłem więc trzymać się jak najbliżej starych drzew. Coś mi podpowiadało, że w ich pobliżu grunt znajdował się nieco bliżej tafli wody. Nie zawsze się to jednak sprawdzało. Były miejsca, gdzie woda bezproblemowo dosięgała mojego brzucha. W takich chwilach brałem głęboki wdech i powtarzałem sobie, że z pewnością już niedługo uda mi się opuścić te nie do końca przyjazne tereny. Niestety trzymanie się blisko drzew, nie widząc choćby w najmniejszym stopniu tego, co ma się pod łapami, nie należało do najmądrzejszych decyzji. Pech chciał, że w końcu zaczepiłem łapą o jakiś korzeń i z impetem runąłem w wodę, by następnie wylądować pyskiem w mule. Gdy tylko poczułem, jak pochłania mnie grząska ziemia, zerwałem się jak oparzony. Serce mi przyśpieszyło, jakbym właśnie zakończył jakiś morderczy wyścig. W końcu jednak udało mi się opanować i byłem gotowy ruszyć dalej. Mokry i pokryty niezmierzoną ilością błota zacząłem iść dalej, przeklinając moment, w którym zdecydowałem się przejść przez te bagna. Nie wiem, jak dużo czasu minęło, dla mnie trwało to całą wieczność, ale gdzieś w oddali w końcu dostrzegłem trawę. Zieloną, jaśniejącą w promieniach słońca trawę. Odetchnąłem z ulgą, gdy w końcu postawiłem łapy na twardej ziemi. Do pełni szczęścia brakowało mi już tylko jakiegoś miejsca, w którym mógłbym zmyć z siebie cały ten brud.
- Ktoś ty? - Obcy głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Wzdrygnąłem się, po czym zacząłem nerwowo wodzić wzrokiem po okolicy. Nikogo nie spostrzegłem.
- Jest tu ktoś? - Zapytałem niepewnie, nie wiedząc już, czy naprawdę kogoś słyszałem, czy też jedynie zmęczenie daje mi się we znaki.
- Tak, ja. - Nieznajomy odezwał się ponownie, po czym obcy mi wilk wyłonił się spomiędzy drzew.
<Ktosiu?>
- Ktoś ty? - Obcy głos wyrwał mnie z zamyślenia.
Wzdrygnąłem się, po czym zacząłem nerwowo wodzić wzrokiem po okolicy. Nikogo nie spostrzegłem.
- Jest tu ktoś? - Zapytałem niepewnie, nie wiedząc już, czy naprawdę kogoś słyszałem, czy też jedynie zmęczenie daje mi się we znaki.
- Tak, ja. - Nieznajomy odezwał się ponownie, po czym obcy mi wilk wyłonił się spomiędzy drzew.
<Ktosiu?>
Od Xery do Marco
Biegałam sobie jak zwykle polami i myślałam, że znam te pola jak własną kieszeń kiedy nagle gdy zaczęłam biec wybiegłam na środek jakiejś watahy i wpadłam na dużego, umięśnionego wilka. Odezwałam się pierwsza, po chwili niezręcznej ciszy:
- Jestem Xera, a ty?
- Eee.. Jestem Marco. Miło cię poznać
- Tak, ciebie też miło poznać. Powiesz mi może gdzie ja jestem?
- Wpadłaś właśnie na środek Watahy Sześciu Kręgów
- Ee... aha. Nic mi to nie mówi. Kto jest tu Alphą?
- Roksana i BlackNight. Nie licząc mnie
- Oo, fajnie. Zaprowadzisz mnie, do Roksany? Lubię gadać z waderamu
- Tak, pewnie. Chodźmy więc - zgodził się nowo poznany basior
Poszliśmy więc, ee.. gdzieś. Po chwili zobaczyłam przed sobą dużą jaskinię, a Marco zawołał:
- Roksana? Mam do ciebie pewną sprawę
I z mroku wyłoniła się duża skrzydlata wadera
- Tak, Marco?
- Ee... to jest Xera. Wypadła tu z pól
- Cześć - odezwałam się niepewnie
- Cześć. A więc? Chciałabyś dołączyć do naszej watahy?
- Pewnie! - odpowiedziałam
- A więc chodź. Zadam ci kilka pytań
I weszłyśmy do tej ciemnej jaskini. Po jakichś pięciu minutach znów byłam na zewnątrz.
- I? Przyjęta? - zapytał Marco
- Tak. - przytaknęłam dumnie - Więc pokażesz ki tutejsze krajobrazy?
< Marco? >
- Jestem Xera, a ty?
- Eee.. Jestem Marco. Miło cię poznać
- Tak, ciebie też miło poznać. Powiesz mi może gdzie ja jestem?
- Wpadłaś właśnie na środek Watahy Sześciu Kręgów
- Ee... aha. Nic mi to nie mówi. Kto jest tu Alphą?
- Roksana i BlackNight. Nie licząc mnie
- Oo, fajnie. Zaprowadzisz mnie, do Roksany? Lubię gadać z waderamu
- Tak, pewnie. Chodźmy więc - zgodził się nowo poznany basior
Poszliśmy więc, ee.. gdzieś. Po chwili zobaczyłam przed sobą dużą jaskinię, a Marco zawołał:
- Roksana? Mam do ciebie pewną sprawę
I z mroku wyłoniła się duża skrzydlata wadera
- Tak, Marco?
- Ee... to jest Xera. Wypadła tu z pól
- Cześć - odezwałam się niepewnie
- Cześć. A więc? Chciałabyś dołączyć do naszej watahy?
- Pewnie! - odpowiedziałam
- A więc chodź. Zadam ci kilka pytań
I weszłyśmy do tej ciemnej jaskini. Po jakichś pięciu minutach znów byłam na zewnątrz.
- I? Przyjęta? - zapytał Marco
- Tak. - przytaknęłam dumnie - Więc pokażesz ki tutejsze krajobrazy?
< Marco? >
niedziela, 23 lipca 2017
Otwarcie!
Witam wszystkich serdecznie! Dzisiaj jak już wiadomo, otwieramy watahę! Wpisy do watahy są dostępne, tak samo jak pisanie opowiadań. Zapraszamy!
Subskrybuj:
Posty (Atom)