poniedziałek, 31 lipca 2017

Od Robina do Assassina

Kolejnego dnia z niecierpliwością wyczekiwałem zmierzchu. Nie dawałem zbyt wiele wiary historiom o duchach. Niemniej jednak, miejsce to budziło we mnie prawdziwą ciekawość. Dla zajęcia czasu postanowiłem rozejrzeć się za najlepszymi miejscami do łowów, zjeść coś, a także trochę powygrzewać się w promieniach słońca.
***Jakiś czas później***
W końcu słońce zaczęło zachodzić. Nie chcąc za bardzo się spóźnić, postanowiłem zjawić się na miejscu trochę wcześniej. Assassin przybył niemal zaraz po tym, jak słońce schowało się za horyzontem, ustępując swojego miejsca księżycowi. Nie było pełni, ale mimo to nocne niebo robiło naprawdę dobre wrażenie.
- To co, idziemy? - Zapytał basior.
Pokiwałem przytakująco głową i oboje skierowaliśmy kroki do opuszczonego zamczyska. Otworzyliśmy drzwi, którym towarzyszyło charakterystyczne dla starych zawiasów skrzypnięcie. Weszliśmy do środka. Jak się można było spodziewać, wnętrze było ciemne i zakurzone. Zrobiliśmy kilka kroków w stronę głównych schodów. Na półpiętrze znajdował się jakiś obraz, był nieco poszarpany i pokrywały go liczne plamy.
- To gdzie idziemy najpierw? - Zapytałem, gdyż mieliśmy do wyboru kilka ścieżek.
Z holu wychodziły dwa korytarze do zachodniego i wschodniego skrzydła. Były też wspomniane wcześniej schody, a także niewielkie łuki prowadzące do pomieszczenia za schodami. Widziałem, że basior już otwierał pysk, by coś powiedzieć, gdy drzwi za nami zamknęły się z wielkim hukiem. Znajdujące się przy schodach świece zapaliły się, jakby chciały zaprosić nas na górę. Nieco zaskoczony, tym z pewnością nietypowym zjawiskiem, spojrzałem na Assassina.
- Idziemy? - Zapytałem.

<Assassin?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz