niedziela, 7 stycznia 2018

Od Equela do Lonely

Rano bolała mnie głowa. Wczoraj jak I dzisiaj sporo wypiłem. I tak nie było źle, chociaż zapomniałem 3 ostatnich godzin swojego istnienia. Poczułem odór alkoholu. Na początek wyszedłem na dwór. +7 stopni. Taka temperatura powinna być w zimie? Nie sądzę. Tak więc, dotarłem nad wodospad, wymyłem się w czystej, zimnej, ale nie lodowatej wodzie, i poszedłem w kierunku Zamku imprezowego. Oczywiście wszystko lśniło. Nie było zabrudzeń, nie czułem smrodu potu, zapachów, piwa ani niczego innego, oprócz żywicy leśnej, i ozonu, który wypełniał pomieszczenie świerzością. Coś mi powoli zaczęło świtać w głowie. Różowy, muzyka... chyba spotkałem jakąś waderę przed upiciem się.                    **po zdobyciu jej adresu**   Zaszedłem do jaskini wadery. Po oznajmieniu, że ktoś ma wchodzić, i pozwolenie na to wszedłem do jej mieszkania. Wadera na mój widok zmarszczyła brwi.                                         
 - Emmm... przepraszam, stało się coś?                       
  - Nie pamiętasz mnie. - wadera w odpowiedzi uniosła brwi - Ech.... ranisz - mruknąłem.                      - Ja Ciebie nie, ale ty najwyraźniej mnie pamiętasz, i po coś przyszedłeś.                           
 - owszem, przyszedłem przeprosić za niewytłumaczoną zaczepkę po występie. Tak więc przepraszam, to się więcej nie powtórzy. I nie pozostaje mi nic innego do powiedzenia jak: Żegnaj, moja pani! - ukłoniłem się teatralnie I wyszedłem z jej domu.

< Lonely? Może i pijak, ale dżentelmen xD >

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz