- Pomocy! - usłyszałem czyiś krzyk.
Uśmiechnąłem się sam do siebie, coś czuję, że może być ciekawie... Szybko zmieniłem się w powietrze, jak to czasem miałem w zwyczaju i niedługo potem stanąłem na skraju jeziora już w wilczej postaci. Mym oczom ukazała się jakaś wadera. Była dość szczupła, a jej futro miało jasno różowy kolor.
- Pomocy! - powtórzyła.
Chyba cały czas mnie nie zauważyła, może nawet i lepiej?
Zwiać i zostawić ją na pastwę losu? Czy może jednak jej pomóc?
Najwyraźniej resztki mojego dobrego sumienia wzięły nade mną górę i po krótkim westchnięciu postanowiłem jej pomóc. Akurat miałem szczęście, że moje moce dotyczyły lodu i wody. Zamroziłem więc taflę jeziorka co mogło trwać tylko dziesięć sekund (na nasze nieszczęście).
- Pospiesz się i chodź tu! - krzyknąłem od niechcenia lecz ona stała dalej po środku zbiornika wody.
Jak najszybciej podbiegłem do niej i lekko popchnąłem ją w stronę brzegu, na którym chwilę temu stałem. Pech chciał natomiast, że gdy ona uchroniła się przed upadkiem, ja spadłem centralnie do lodowatej wody.
Wspaniale.
Warknąłem coś pod nosem i resztkami sił dopłynąłem do brzegu, gdzie nadal stała wadera.
- Nic ci nie jest? - spytała.
- Raczej nie. - mruknąłem. - W najgorszym przypadku będę chory. - Otrzepałem się.
Moje futro było teraz napuszone, musiało to komicznie wyglądać.
- A z tobą wszystko okej? - spytałem już łagodniejszym głosem.
- Myślę, że tak. - odparła. - Dziekuję.
- Nie ma sprawy. Polecam się na przyszłość - Puściłem jej oczko. - Marco jestem.
Jasmine?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz