Była noc. Nigdy nie miałem co robić w takie mroźne wieczory, na dworze zimno, śnieg pada... Komu normalnemu chciałoby się wychodzić? A w lato czy wiosnę przynajmniej było ciepło i krótki spacerek nikomu nie zaszkodził. Eh...
Mimo wszystko przemogłem się jakoś. Przecież nie będę siedział całą noc w jaskini co nie?
Także tak czy tak udałem się na małą przebieżkę. Z początku wolnym truchtem, a później stopniowo zwiększałem tempo. Kochałem biegać i w jakiś sposób mnie to uspokajało. Zwłaszcza w nocy, gdy nie mogłem zasnąć.
Jednak, gdy tylko znalazłem się w lesie nieco zwolniłem. Z daleka dostrzegłem słabo tlące się światełko. Jakby ogień?
Znajdował się jakiś kilometr, może półtorej ode mnie. Nieco zmieszany postanowiłem sprawdzić co to. A co jeśli to wróg? Jestem wystarczająco silny by mu się postawić, a że lubiłem walki to czułem już w piersi tę adrenalinę, która zawsze mi towarzyszyła.
Kilkanaście minut wystarczyło bym znalazł się na miejscu. Wychyliłem się delikatnie z krzaków, a moim oczom ukazała się znajoma mi wadera.
- Venus? - szepnąłem sam do siebie.
Znajdowałem się w takiej odległości, że na pewno mnie nie wyczuwała i mogłem sobie spokojnie działać.
Uśmiechnąłem się sam do siebie i zmieniłem się w powietrze. Trochę ją nastraszę.
Zmaterializowałem się zaraz za nią.
- VENUS! - wydarłem się dość głośno, a ona podskoczyła zszokowana.
Ogień momentalnie zgasł, a wilczyca odwróciła się do mnie przodem.
- Marco?
- Taa... Co tu robisz? - spytałem od niechcenia.
Venus? Jakieś pomysły?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz