Oboje zaczęliśmy się śmiać. Przyznam szczerze, że była całkiem spoko. Mimo to nie mogłem oprzeć się mojej gorszej naturze i nieco jej poprzeszkadzać. Przez co chwilę później gałązki i badyle leżały dosłownie wszędzie, natomiast ogień stworzony przez Venus zaczął się powoli rozprzestrzeniać.
Niby powinienem coś zrobić żeby nic nam się nie stało, ale jakoś miałem to gdzieś.
- Dobrze się bawisz? - spytała z lekkim sarkazmem.
- Wspaniale, impreza życia normalnie. - przewróciłem oczami śmiejąc się delikatnie.
Mimo to postanowiłem już bardziej nie igrać z ogniem. Chcąc, nie chcąc był to jednak żywioł nad którym nie mogłem panować.
- Marco... - zaczęła wadera.
- Tak?
- Możeeee... Wypadało by to zgasić nie sądzisz? Jeśli tak dalej pójdzie to dojdzie aż do jaskiń naszych wilków i spowoduje niezłe zniszczenia...
- Eeeee, Vanus... Bo jaaaa...
- Co?
- Tak jakby nie mogę... - wyszczerzyłem się zakłopotany.
- Jak to nie możesz?! - wydarła się. - Masz żywioł wody tak?
- No niby mam, ale nie wystarczy jej aby objąć prawie cały płonący się las... - bąknąłem pod nosem. - Co robimy? - spytałem.
Venus? Mam brakus wenus, wybacz :v
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz