Co robimy? CO ROBIMY?! - wydarłam się znowu do niego. Zaczęłam przeklinać pod nosem pod nosem jego głupotę. - Teraz żeby to zgasić muszę tu siedzieć pilnować żeby się nie rozeszło i czekać, aż to się wypali, albo jak skończysz to gasić. - ten tylko uśmiechnął się i cicho zaśmiał zakłopotany. - No leć I TO GAŚ! Powoli ale się przecież w końcu zgasi. - wrzasnęłam mu prosto do ucha tak, że miałam wrażenie iż ogłuchł bo skulił się aż do ziemi zakrywając uszy. Ja na to tylko przewróciłam oczami.
-Już już nie wrzeszcz tak. Ogłuchnę przez ciebie. - zrobił minę zbitego szczeniaka i poszedł gasić ogień, który ja powstrzymywałam przed dotarciem gdziekolwiek by on mógł.
Marco?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz