sobota, 30 grudnia 2017

Od Roksany do Venus ( Braciszku, duszyczko nieczysta... to was nie ominie :) )

Miałam genialny plan, więc na wierzchu uśmiechałam się szeroko, a w duszy śmiałam diabelsko.( Przykład: Link ( he he he ) ) Wadera zaczęła przeszukiwać pudło.
- Em... czemu masz taki dziwny wyraz oczu?
- A nie nie nie.... nic - ( no jasne że coś ) Zaczęłam zaciągać ją do choinki.

*~* Sryliard lat później, bo nie chce mi się opisywać *~*

Wreszcie nadszedł czas dzielenia się opłatkiem! Ja w tym nie uczestniczyłam, bo nienawidziłam składać życzeń, a Venus nie uczestniczyła, bo to ateista. Logika. Po tym wszystkim, podszedł do nas Marco, a gdy był wystarczająco blisko wepchnęłam mu w usta ciastko imbirowe. Ten tylko wybałuszył oczy.
- Tylko się nie udław - mruknęłam, chociaż w głębi duszy już się śmiałam. He he he
Aż wreszcie, gdy była odpowiednia chwila... WYPAKOWAŁAM JEMIOŁĘ I ZAWIESIŁAM IM NAD GŁOWAMI! Za to została wypróbowana na mnie próba spalenia, ale jestem odporna na ogień. He he he.
- To tradycja moi kochani - zaczęłam mówić głosem jak stara " mądra" babka.
- Tradycje można łamać. - mruknął brat, ale w końcu jakiś buziak z tego wyszedł, a ja chcąc uniknąć śmierci w męczarniach, rzuciłam w nich jemiołą, i wskoczyłam to innego wymiaru. Będę musiała tam siedzieć.. dość długo.

< Venus? XDDDD Mówiłam, ostrzegałam. Wyszło na moje :) >

Nowy wilk! Lukas



Właściciel: karino 1
Imię: Lukas
Przezwisko: Luk, Luki
Wiek: 3 lata
Płeć: Basior
Żywioł: Wszechświat, Kosmos, Noc
Stanowisko: strażnik powietrzny
Ranga: omega
Cechy fizyczne: Lukas jest szybkim, zwinnym i wysportowanym wilkiem. Jego zmysły są bardzo wyostrzone, żaden dźwięk czy ruch przed nim nie umknie. Dzięki smukłej sylwetce jest w stanie przecisnąć się przez każdą szparę, aczkolwiek jest wilkiem wysokim, więc proste, że wszędzie się nie zmieści. Cóż by tu jeszcze opowiadać? Wszystkiego każdy dowie się w swoim czasie...
Cechy charakteru: Luki zazwyczaj jest bardzo sympatycznym, optymistycznie nastawionym do otaczającego go świata. Potrafi się zaprzyjaźnić z każdym wilkiem, jednak ma zwyczaj oceniania innych po wyglądzie, tuż po jego poznaniu, co nie sprzyja w dłuższej przyjaźni. Czasem za bardzo przywiązuje się do wszystkiego i jak ma kogoś, lub coś odpuścić to przychodzi mu to z wielką trudnością. Nigdy nie mówi nikomu o swoich problemach, ponieważ uważa, że mają je też inni i nie warto dokładać im zmartwień. Co innego jeśli ktoś inny postanowi się z nim podzielić swoimi problemami. Wtedy zawsze musi pomóc, nawet jeśli normalnie nikt by nie dał rady. Jednak Lukas... Lukas jest kłębkiem niewiadomych. Nikt nie wie, co w danym momencie siedzi mu w głowie. Nawet wilki z mocą czytania w myślach nie są w stanie tego zrobić. Ma pełną kontrolę nad umysłem.
Cechy szczególne: Chyba nic
Aparycja: Luk to duży, smukły wilk. Ma dużo niebieskie oczy, futro w kolorze szarym, a na nim mnóstwo niebieskich wzorów. Ma długie łapy oraz ogon. Ma on skrzydła, które nie są widoczne na zdjęciu. Jego podbrzusze, dolna część pyska, łap i ogona są w kolorze białym. Cóż... co by tu jeszcze pisać? Zobaczysz go, to będziesz widzieć.
Lubi: noc, gwiazdy, kosmos, ptaki, wszystko co z kosmosem związane, dzień, naturę i spokój
Nie lubi: hałasu, zadawania pytań, bezmyślności
Boi się: Lukas boi się przyszłości i... ognia
Moce: bardzo rzadko, ale czasem uda mu się zmienić położenie gwiazd (jednej, czy dwóch), świeci w ciemności. Nie wie jak to robi, ale jakoś (jest to zależne od jego woli), potrafi przewidzieć czy noc będzie bezchmurna, czy też nie, potrafi stworzyć niebieskie ogniki wokół siebie (jedynie tych się nie boi)
Historia: cóż... ktoś, kiedyś na pewno ją pozna...
Rodzina: Matka - Aramis. Nie chciała go od początku, ale z woli ojca - Merghaniego trzymała go rok, po czym go porzuciła. Miał młodsze rodzeństwo - Shira, Faraon i Meliska. Kochał ich całym sercem i tylko on się nimi zajmował
Zauroczenie: na razie nie...
Partner: może kiedyś...
Szczenięta: nie sądzę
Głos: Lukas Rieger - Elevate
Jaskinia: Link
Amulet: Link niestety nosi go bardzo rzadko
Towarzysz: kiedyś będzie
Inne zdjęcia: brak
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: brak
Umiejętności:
Siła: 200
Zręczność: 100
Wiedza: 100
Spryt: 100
Zwinność: 75
Szybkość: 125
Mana: 200

piątek, 29 grudnia 2017

Od Venus do Roksany

Jestem zaproszona na wigilię u Roksany SUPERRRrrrr..... po prostu ZAJE*fajnie tak się ciesze że za chwile to zacznę uciekać przed Roks bo mnie będzie gonić żebym tam poszła. Zauważyłam Roks na korytarzu szybko zawróciłam i skierowałam się w przeciwnym kierunku. Ale co?!?! Oczywiście moje szczęście się odzywa i na kogoś wpadam C U D O W N I E ! I Roks mnie zobaczyła tyle z mojej ucieczki ;-; .
-Venuuuuuuuuus!- wadera podbiegła do mnie i rzuciła mi się na szyje. - Przyjdziesz co nie? To super! A teraz... - zaczęła mówić o czymś, a o czym dokładnie nie mam pojęcie bo się wyłączyłam i tylko czasami przytakiwałam. A rozgadana Roksa ciągnęła w mi niewiadome miejsce.-To teraz mi pomożesz.- oznajmiła wadera i postawiła przede mną pudło.

<Roksana?>

wtorek, 26 grudnia 2017

Od Jasmin do...

Zima. Pora roku, co do której potrafiłam mieć naprawdę mieszane uczucia. Podobał mi się biały puch pokrywający całą ziemię, nie lubiłam jednak gdy temperatura mocno spadała. Od zawsze kiepsko znosiłam mrozy. Szłam przed siebie, nie do końca zdając sobie sprawę z tego, dokąd tak właściwie zmierzam. Gdy jednak ujrzałam niewielkie jezioro, a w niedużej odległości od niego kolejne, szybko zdałam sobie sprawę, że jestem gdzieś na obszarze terenu C. Podeszłam do najbliższego zbiornika, wodę pokrywała gruba warstwa lodu. Zrobiłam kilka kroków tuż przy brzegu jeziora. Rozejrzałam się wokół, nikogo nie było. To dobrze. Nigdy wcześniej nie próbowałam ślizgania się po lodzie. Czułam, że nie będzie mi to szło najlepiej, więc wolałam, by nikt tego nie oglądał. Ostrożnie weszłam na lód. W końcu wszystkimi czterema łapami znajdowałam się już na półprzezroczystej tafli. Tylko co teraz? Postanowiłam użyć jednej z tylnych łap do odepchnięcia się od brzegu. W ten oto sposób prześlizgnęłam się o kilka metrów w stronę centrum jeziora. Próbując ponownie się odepchnąć, tym razem od gładkiej tafli lodu, straciłam równowagę. Runęłam jak długa. Wstawanie na tak śliskim lodzie nie należało do najprostszych. Po kilku próbach udało mi się jednak tego dokonać. Znów spróbowałam się jakoś odepchnąć. I choć tym razem także moja równowaga została zachwiana, jakoś udało mi się ją odzyskać i skończyło się jedynie na dość bolesnym siadzie. Kilka kolejnych prób i poczułam, że w końcu coś zaczyna mi wychodzić. Nie był to co prawda poziom mistrzowski, ale z pewnością wystarczający do tego bym nie musiała się go wstydzić. Ślizgałam się tak przez kilka godzin, gdy nagle coś jakby chrupnęło. Spojrzałam na lód, powstałe pęknięcia nie wróżyły niczego dobrego. Szybko przywarłam do ziemi, nie widziała mi się kąpiel w lodowatej wodzie. Powoli zaczęłam się wycofywać, nie było to zbyt proste. Poza tym pękający lód cały czas za mną podążał. Głęboki oddech, tylko spokojnie. Jeśli zachowam spokój, to powinno mi się udać bezpiecznie wrócić na brzeg. Kolejne pęknięcie, jakie usłyszałam, wcale mnie jednak nie uspokoiło. Powstała na lodzie rysa była niebezpiecznie blisko mnie.
- Pomocy. - Pisnęłam.
Wiedziałam, że w okolicy nikogo nie ma i na moje nieszczęście, zapewne nikt mnie nie usłyszy. Wciągnęłam zimne powietrze do płuc i zawyłam, najgłośniej jak tylko potrafiłam. Miałam nadzieję, że ktoś usłyszy moje rozpaczliwe wołanie o pomoc, nim wyląduję w tej lodowatej wodzie.
- Proszę, niech ktoś mnie usłyszy. - Szepnęłam przerażona.
Nie raz słyszałam o wypadkach, gdy wilki utopiły się pod lodem. Nie chciałam skończyć tak samo.

<Ktoś?>

Od Robina do Roksany

- Roksana!? - Zawołałem, widząc jak basior, atakuje samicę.
- Skup się. - Usłyszałem tuż za plecami. - Ty walczysz ze mną.
Nim zdążyłem się odwrócić, już leżałem na ziemi. Do mojej szyi przyłożona została cieniutka szpada.
- Martwy. - Mruknęła Lira. - Jeśli chcesz nam pomóc i przeżyć musisz się bardziej postarać.
Wadera puściła mnie, bym mógł wstać i pozwoliła mi spróbować jeszcze raz. Jeszcze raz spojrzałem na Roksanę, wyglądało na to, że sobie radzi. Może faktycznie nie powinienem się tym przejmować i skupić się na walce. Wziąłem głęboki wdech i zacisnąłem zęby na ostrzu.
- Jestem gotowy. - Powiedziałem, przybierając postawę obronną.
Lira przez kilka chwil stała niewzruszona. Zacząłem już powątpiewać czy aby na pewno mnie słyszała. Otworzyłem pysk, by coś powiedzieć a samica nagle ruszyła w moją stronę. Odruchowo odskoczyłem na bok, chcąc uniknąć ciosu.
- Musisz być czujny, cały czas. - Powiedziała wilczyca, wymierzając w moją stronę kolejny cios. - Nigdy nie wiesz, kiedy wróg zaatakuje.
Przez pewien czas skutecznie udawało mi się unikać ataków, część poprzez zwykłe wyminięcie, resztę parowałem przy pomocy sztyletu.
- To potwory. - Odezwała się po jakimś czasie samica. - Nie zabijesz ich, jedynie unikając ich ataków.
Wiedziałem to, doskonale zdawałem sobie z tego sprawę, ale mimo to nie potrafiłem.
Nagle huk. Coś rozpadło się z niemałym trzaskiem. Szybko zacząłem się rozglądać, sprawdzając, co też było źródłem tego hałasu. W tym momencie Lira ponownie skoczyła, przygwożdżając mnie do podłogi. Tym razem jednak nie skończyło się to tak jak poprzednio. Odruchowo odepchnąłem waderę i złapałem za upuszczony przypadkiem sztylet.
- Nieźle, ale to wciąż za mało. Jeśli nie będziesz walczył z myślą, że chcesz zabić wroga, możemy zginąć my wszyscy. Nie chcesz, chyba aby twoja przyjaciółka zginęła, prawda?
Warknąłem, Lira miała rację, nie chciałem, aby komukolwiek coś się stało. Musiałem też przyznać, że całkiem nieźle wychodzi jej mieszanie innym w głowach. W porządku. Jeśli tak stawia sprawę, to nie mam zamiaru się powstrzymywać. Ataki kończyły się z bardzo różnym skutkiem. Część z nich była udana, inna nie do końca. Sam kilka razy oberwałem. Kilka ran nie było jeszcze czymś, co uniemożliwiałoby mi dalszą walkę. Choć trening trwał sporo czasu, to w końcu udało mi się powalić waderę.
- Nic ci nie jest? - Zapytałem, pomagając samicy wstać.
- Żartujesz? Raion nie raz był o wiele brutalniejszy, gdy mnie trenował.
- Tak właściwie to gdzie on jest? - Zapytałem, rozglądając się po pomieszczeniu, Roksany również z nami nie było.
Poszliśmy z powrotem na górę. Jak się okazało, basior siedział sobie wraz ze skrzydlatą waderą i popijali herbatę.
- Och, czyli się udało. - Mruknął samiec.
W odpowiedzi skinąłem przytakująco głową.
- A wam jak poszło? - Zapytała Lira, również chwytając za kubek z gorącym naparem.
- Przyznam, że nie doceniłem swojej przeciwniczki. Niemniej jednak nie dałem się tak łatwo.
- Ale i tak skończyliście szybciej od nas... - Stwierdziłem.
- Tylko dlatego, że powaliłam Raiona szybciej niż ty. - Powiedziała rozbawiona Roksana. - Poza tym nie bardzo wiedział, czego jeszcze mógłby mnie nauczyć.
Usiadłem obok samicy i również napiłem się nieco napoju.
- To? Co teraz robimy? - Zapytałem.
- Czekamy. - Stwierdził basior.
- Na co?
- Nie na co, a na kogo. Na Hastona, prawowitego władcę tych ziem.
Wraz z Roksaną spojrzeliśmy na siebie. To pierwszy raz, gdy usłyszeliśmy coś o prawowitym władczy. Wtedy jeszcze nie wiedzieliśmy, że Haston okaże się nie być wilkiem. Mnie osobiście ogarnęło więc lekkie zdziwienie, gdy w drzwiach domku ujrzałem niewiele większego od nas gryfa.

<Roksana XD>

poniedziałek, 25 grudnia 2017

Od Roksany do Robina


Patrzyłam na różne bronie. Osobiście posługiwałam się raczej magią, a takie rzeczy to tylko w ostateczności. Bat? Źle mi się kojarzy... Miecz? Ciężki i za bardzo metalowy. Sztylet? za mały! Łuk? no chyba nie. Topór? To jakieś żarty? Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, gdybym wreszcie nie zdecydowała się na cienką, srebrną linkę. Wyglądała bardzo skromnie, ale lubiłam takie przedmioty.
- Chce too! - powiedziałam z uśmiechem podchodząc do linki, i owijając sobie nią łapę. - i to - dodałam tworząc portal, z którego wyciągnęłam moje ukochane, dwa miecze, przypominające katanę.
- Własna broń najlepsza, co? - spytał z krzywym uśmiechem Raion.
- Dokładnie. No, to z kim mam walczyć?
- Ze mną. - odparł
- No chyba nie.
- A Robin z Lirą.
- Nie chcę jej zrobić krzywdy... - mruknął mój towarzysz podróży.
- Chyba śnisz - prychnęła wadera - ty mi? - i tutaj z zaskoczenia zostałam zaatakowana przez basiora. Szybko odepchnęłam go łapami za siebie. Dwa miecze dobrze sprawdzały się w postaci furry albo człowieka, tak więc od razu wzięłam tylko jeden, a tamten w tym samym czasie zniknął. Ten, który trzymałam zajął się ogniem. Postanowiłam nie używać tego greckiego, bo cała chałpa poszłaby z dymem. Przyjęłam pozycję bojową, trzymając moją mieczo-katanę w pysku. Uczyłam się sama przez rok, a potem trenowałam z Marco przez kilka miesięcy. No i w byłej watasze jeszcze podglądałam walki, i uczyłam się od mistrza. Samiec używał strzałek z błękitno-zielonymi piórkami. Wystrzelił je w moją stronę, natomiast ja machnęłam mieczem, odpychając je gorącym powietrzem, oraz magią ognia.

< Robin? A tobie jak idzie? Sorry że tak długo i krótkie >

niedziela, 24 grudnia 2017

Od Roksany do Venus


Patrzyłam ze zdziwieniem, jak mój brat znika za drzewami. Gdy się opamiętałam, ogarnęła mnie chęć zemsty.
- WRACAJ TU TY CHOLERO JEDNA! - wrzasnęłam za nim, ten tylko odwrócił się, uśmiechnął chytrze, i... pierdolnął w drzewo. Bo było tak komiczne, że zaczęłam się śmiać jak opętana. Venus też się już dławiła. W mgnieniu oka znalazłam się obok Marco, który nabił se guza na czole, i na szczęście nie złamał nosa. Odebrałam mu worek z piernikami, i zaciągnęłam z powrotem do jaskini, karząc mu robić kolejną porcję, i dekorować.

*** 3 dni później ***

Wigilia! Patrzyłam na 6 metrową choinkę, którą załatwił Marco za zadość uczynienie. Od razy zdobyłam kilkadziesiąt ozdób na świąteczne drzewko. Białe i żółte lampki, które kupiłam dodatkowo owinęłam na drzewach i krzakach tak, że teraz wyglądały jakby były ze światła. Choinka... no cóż. Zdobyłam miękną, szklaną gwiazdę, którą było widać już z daleka, chociaż drzewko było w lesie. Piękne, gęste, dobrze ugałęzione. Uśmiechnęłam się szeroko. Pod choinką były 2 prezenty, chociaż sama w sobie nie była jeszcze do końca ubrana. Wzleciałam do góry.
- Podajcie mi lampki! - zawołałam w dół. Marco rzucił mi sznur, z białymi lampkami, które owinęłam do jej czubka. Potem jeszcze kolorowe, żółte, i niebieskie. Bombki, pierniki, cukierki, sople, włosy anielskie, i co jeszcze! Pod koniec wzięłam gwiazdę, i wbiłam na czubek. Na szczęście było u nas tyle śniegu, że zakryło błoto, ponieważ wataha położona jest w górach. Na niższych terenach była plucha i błoto. Biedaki. O 18 miały być składane życzenia, czyli najgorszy czas, bo nigdy nie wiem co komu życzyć, i ogólnie jestem w ten czas taka zmieszana, więc nie będę ich składać, proste.

< Venus?>

Od Assasina CD Jane


Po moim pytaniu Jane wydawała się bardzo niezdecydowana. Lekko się odsunąłem, a to co następnie usłyszałem naprawdę bardzo, bardzo mnie zdziwiło. Jane wypowiedziała te słowa:
- As... ja cię kocham - nie wiedziałem co odpowiedzieć. Oczywiste było to, że ją lubiłem, nawet bardzo, ale nigdy jakoś nie myślałem o związku partnerskim z Jane. Doszedłem w końcu do wniosku, że ja również kocham waderę:
- Jane... ja... ja też cię kocham
- Naprawdę? - nie mogła uwierzyć. Prawdopodobnie
- Tak - uśmiechnąłem się
< Jane? Przepraszam, że tak (bardzo, bardzo) długo, i że takie krótkie >

czwartek, 21 grudnia 2017

Od Robina "Jajo, z którego wykluło się..."

Tego wieczora w mojej jaskini pojawiło się tajemnicze jajo. Było niewiele mniejsze od strusiego jaja, o kremowym zabarwieniu z czekoladowymi cętkami. Nie miałem pojęcia czy dobrym pomysłem jest zabranie go do siebie. Nie miałem przecież pojęcia co może się z niego wykluć. Ostatecznie jednak uznałem, że może dobrym pomysłem byłoby znalezienie sobie jakiego towarzystwa. Luźno owinąłem jajo jakąś starą, sarnią skórą, która akurat znajdowała się w mojej jaskini. Tak zabezpieczone przed zimnem jajo zostawiłem w jaskini i skierowałem swe kroki do szkoły. Nawet wewnątrz grubych murów uczelni dało się wyczuć szalejący na zewnątrz chłód. Choć tutaj nie doskwierał on tak bardzo. Nasza biblioteka mogła pochwalić się naprawdę sporym zbiorem ksiąg, miałem tylko nadzieję, że uda mi się znaleźć wśród nich jakąś, która mówiłaby coś o posiadanym przeze mnie jaju. Pora była dość późna, mogłem więc ze spokojem przypuszczać, że nikt nie będzie mi przeszkadzał. Zabrałem z półek kilka książek, które wyglądały najbardziej obiecująco. Gdy jednak w żadnej z nich nic nie znalazłem, postanowiłem poszukać w innych. Dalsze poszukiwania również nie przyniosły żadnych skutków. W ten oto sposób spędziłem wśród drewnianych półek niemal całą noc.
***
- Robin. Hej, Robin. Obudź się. - Z trudem uniosłem powieki, aby zobaczyć, co się dzieje. - Co ty tu właściwie robisz?
Podniosłem się i przetarłem zaspane jeszcze oczy. Po szybkim rozejrzeniu się dookoła mogłem stwierdzić, że znajduje się w bibliotece.
- Sorki, musiało mi się przysnąć. - Powiedziałem, nie mogąc jednocześnie powstrzymać się od ziewania.
- Nie ma sprawy. - Stwierdziła Marco. - Ale może lepiej idź i się prześpij.
- Jasne. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem i wróciłem do swojej jaskini.
Gdy zajrzałem do środka, przeżyłem niemały szok. Jaja nigdzie nie było. A właściwie było, ale pozostało po nim jedynie kilka kawałków skorupki i trochę jakiegoś przezroczystego płynu, wody lub czegoś podobnego. Nie zmieniało to jednak faktu, że tego, co miało wykluć się z jaja, już nie ma. Usiadłem na ziemi zawiedziony. Czy to możliwe, że ktoś tu po prostu przyszedł i je zjadł? Jasne, po terenach watahy kręciły się smoki, a także trochę innych stworzeń, jednak nie wiedziałem, czy mogę tak od razu kogokolwiek oskarżać. Powinienem najpierw przeprowadzić śledztwo. Wyjrzałem na zewnątrz, nie zauważyłem śladów innych niż moje własne. To zawężało nieco grono podejrzanych, stworzenie to musiało bowiem latać. Poszedłem, by obejrzeć skorupkę. Żadnych śladów zębów czy pazurów. Przekrzywiłem głowę, nic nie przychodziło mi do głowy. Nagle skrzek. Szybko podniosłem głowę i zobaczyłem dziwne, sowo podobne stworzonko siedzące na ścianie mojej jaskini. Maluch zapiszczał jeszcze raz, po czym zeskoczył na dół.
- Czym ty jesteś? - Zapytałem.
Maluch przyjrzał się sobie, potem znów powrócił wzrokiem na mnie.
- Umiesz mówić?
Sówka dalej przyglądała mi się pytająco. Sam nie byłem już do końca pewien czy rozumie co do niej mówię. Mała ponownie zaskrzeczała i zatrzepotała skrzydłami.
- Jasne, trzeba Ci nadać jakieś imię. - Zamyśliłem się na chwilę. - Co powiesz na imię Pestka?
Maluch przekręcił głowę na bok. Nie wiedziałem, czy to znaczy, że jej się podoba czy też nie.
- "Co to jest imię?" - Usłyszałem nagle gdzieś w głowie, choć w pierwszej chwili nie zwróciłem na to uwagi.
Gdy w końcu to do mnie dotarło, spojrzałem na mojego pierzastego towarzysza z niemałym zdziwieniem.
- Umiesz czytać w myślach? - Zapytałem.
- "Nie." - Odparła sówka, spuszczając wzrok. - "Ale mogę do Ciebie mówić w ten sposób."
- Oh... okej.
Nie do końca jeszcze wszystko do mnie docierało, ale miałem nadzieję, że szybko uda mi się dowiedzieć o mojej nowej towarzyszce czegoś więcej.

środa, 20 grudnia 2017

Informacja bonusowa

Taka informacja. Jeżeli dojdzie ktoś do watahy w dni świąt, albo w sylwestra, dostanie bonus w postaci:
1. Soku z salamandry plamistej
2. Medalion życia
3. Łzy błękitnego smoka
4. Esencja z Czarnej Orchidei
5. Zestaw ziół
6. Jakiś przedmiot od jubilera
7. 70 A

Wybierasz jedno z powyższych, i to dostajesz :) Darmowo :)

poniedziałek, 18 grudnia 2017

Peryton!

Na nasze tereny przybyły stada Perytonów. Żyją w opuszczonych, starożytnych pałacach, miastach, ruinach, oraz górach. Bardzo trudno je wypatrzeć, lecz może tobie się uda.
:)

UWAGA!
Łatwo pomyliś je z Ifonami

Od Venus do Roksany

Oczywistym było, że moja niezdarność się odezwie, ale co tam mnie by się nic nie stało spadając z pułki z workiem mąki, gorzej z mąką ale co tam nie moja >D Spadając z hukiem i wrzeszcząc "łiiiiiiiiii!!!!!!!" spadłam z zabójczym uśmiechem jak się okazało na kogoś i przy okazji wysypałam na ową osobę pół worka. Roksana nie wytrzymała i leżała na ziemi zwijając się ze śmiechu. Ja otrzepałam się z mąki i zerknęłam na biedną osobę, która oberwała workiem mąki. Nie wytrzymałam i dołączyłam się do Roksi na podłodze zwijając się ze śmiechu. Mina basiora i to że cały był w mące dała zarąbisty efekt.
Basior z wkurzoną miną podszedł do worka z mąką, który leżał koło mnie i wysypał ma mnie to co zostało w środku. Po czym widząc moją minę sam nie wytrzymał i do nas dołączył śmiejąc się. A ja korzystając z okazji rozpętałam wojnę na mąkę rzucając garścią mąki w basiora.
Po skończonej zabawie cali w mące oczywiście Roksi się nie upiekło i też jest cała w mące he he :D Kończyliśmy pierniki, a całą trójką nam to szybko zleciało. Już zajadałyśmy się z Roksi piernikami i ciastkami, gdy Marco, z którym już się zapoznałam, nie zwinął nam wszystkich pierniczków. Nie oszczędził nawet tego, którego trzymałam ;-; I uciekł ;^;

<Roksano? Uratujesz nasze pierniki?>

Od Roksany do Venus ,, PIERNIKIIIIII!!!!"

Właśnie wracałam ze sklepu z torbą napakowaną: przyprawami, pisakami i posypką ( od dr. Edkera, czy jak to się tam pisze ) oraz innymi składnikami potrzebnymi na.... PIERNIKIIII!!!! Założyłam sobie ozdobę w kształcie rogów renifera na głowę, i szłam dumnie do jaskini. Mleka nie potrzebowałam, bo krowę miałam w jaskini ( na serio ), młoda była, ale mleko dawała :) W sumie mogłabym sobie wymyślić krainę czerwonych krów, ale jakoś nie miałam na to chęci ani czasu, a tą kupiłam na przejezdnym targu. Zamiast do swojej głównej jaskini, powędrowałam do jaskini Alph, po drodze natykając się na innego wilka.
- Wesołych świąt! - zawołałam machając jedną wojną ręką. Zwykle bym od razu zaczęła pytać co i jak, ale sobie tego oszczędziłam.
- T-ta... - wadera wyglądała na zmieszaną
- Znajdujesz się na terenach WSK, ale to nic, chodź! Pomożesz mi przy piernikach!
- PIERNIKI! - wadera odzyskała wigor, i podskoczyła do mnie nagle - Prowadź! - Po chwili oszołomienia uśmiechnęłam się szeroko, wcisnęłam jej na głowę rogi renifera, po czym zaczęłam dalej iść, z nową towarzyszką. Szybko dowiedziałam się co nieco o niej, a ona o tym miejscu. Krótko potem byłyśmy już w jaskini Alph, i... PIERNIIIKIII!!!! Zawiesiłam tabliczkę przy wejściu do jaskini z napisem, ( tak, zgadliście ) ,, PIERNIKIIIIII!!!!!!" Szybko zajęłam się świeżym mlekiem krowim, które postawiłam na półce, i zaczęłam przygotowywać ciasto. Miałam zamiar jeszcze oprócz pierników, zrobić ciastka imbirowe, bo były według mnie jeszcze lepsze niż pierniki, tylbo bez dodatku tego zestawu przypraw.
- Możesz przynieść mąkę? - spytałam Venus
- A gdzie jest?
- A tam... taki worek...
- Ten? - wadera wspięła się na 3 metry w górę, i wyciągnęła ciężki wór z mąką.
- Dokładnie.
- Witaj droga pani, co robisz? - usłyszałam znajomy głos Marco, a chwilę potem Venus z głośnym: ,, Iiiiiiiiiiii! " i zabójczym uśmiechem na twarzy, runęła na basiora obsypując go połowiczną zawartością worka. No cóż, miałam jeszcze 3 w zapasie, więc nie było mi szkoda.

< Venus? Może Marco się zgodzi? XD >

Nowa wadera! Venus



Właściciel: monna6@onet.pl
Imię: Venus
Przezwisko: Jakiekolwiek ktoś wymyśli, byle by nie denerwowało, no chyba że owa osoba chce mieć podpalony ogon.
Wiek: 2 lata
Płeć: Wadera
Żywioł: Ogień, Pustka
Stanowisko: -
Ranga: Delta
Cechy fizyczne: Szybka, zwinna, średnio silna, ale zawsze coś. Porusza się bardzo cicho i szybko, przez co nie da się jej zauważyć. Zadaje doskonałe ciosy sztyletami.
Cechy charakteru: Miła, urocza wadera. Uwielbia ogień i obserwować jak wszystko się pali. Często jej charakter się zmienia zależnie od sytuacji lub jej humorków. Jest dość wybuchowa, niezbyt dobrze kontroluje emocje. Przy nieznajomych jest ponura i cicha. Ale jak kogoś polubi o co nie jest trudno, bo jak ktoś lubi to co ona to staje się BFF, wracając do lubienia to jeśli kogoś polubi to okazuje się naprawdę żywą i przepełnioną energią wilczycą, która chce się dowiedzieć wszystkiego. Zachowuje się często dziecinnie. Jest bardzo nieodpowiedzialna i gubi prawie wszystko. Jest lekką niezdarą często się potyka lub coś strąci. Gdy się wścieka lub jest na skraju wybuchu jej oczy robią się krwisto czerwone. A najlepszym sposobem na uspokojenie jej jest dać jej coś do podpalenia lub sama zacznie podpalać swoje łapy, a gdy idzie to zostawia za sobą ogniste ślady.
Cechy szczególne: Posiada piękny głos i często śpiewa. Posiada też dar zapamiętywania wszelkich piosenek jakie usłyszy.
Aparycja: Niska, ale bez przesady. Szara wadera z grzywką na oku i szarymi oczami. Gdzie nie gdzie ma ciemniejszy odcień futerka w kształcie ''x,, lub ''I,,. Szczegóły zdjęcie.
Lubi: Muzykę, towarzystwo, podpalać dla zabawy.
Nie lubi: gdy się ją ignoruje, gdy jej ogień zostanie ugaszony.
Boi się: Czegoś na pewno, ale czego dokładnie to ciężko powiedzieć.
Moce:
1. Kontroluje ogień
2. Potrafi wywołać ogień wszędzie
3. Zamienia się w czarną smugę może dzięki temu:
-latać
-poruszać się z prędkością dźwięku
-zniknąć
-przechodzić przez ściany
-i cokolwiek co może robić pył
4. wprawia w lewitacje wszystko i dzięki temu np. wilk nie morze się poruszyć i jest w nieważkości
5. ogień nic jej nie robi, tak samo jak wysoka temperatura np. lawa itd.
6. potrafi stworzyć ognistą tarcze
Historia: To najzwyczajniejsza wadera jaką świat widział, y...y... no biorąc pod uwagę to co ona nawyrabiała to zwyczajną jej nazwać się nie da. Może lepiej wytłumaczę. Więc była lubianą, a nawet bardzo lubianą osobą, no bo jak nie lubić córki alphy. Lecz pewnego pięknego dnia jej piromańska natura przejęła nad nią kontrole i... no cóż wszystko poszło z dymem. Dosłownie wszystko i wszyscy. Urocza piromanka równie uroczo śmiejąc się i podskakując, obserwowała jak to co znała i można powiedzieć lubiła płonie. Po tym jak wszystko zniknęło w płomieniach ona z uśmiechem na twarzy powędrowała w świat.
Rodzina: Spaliła się, więc nie posiada.
Zauroczenie: -
Partner: Uważa, że poradzi sobie sama.
Szczenięta: -
Głos: https://www.youtube.com/watch?v=A_EzFWYUQ1k
Jaskinia: Jaskinia alph
Amulet: https://img-ovh-cloud.zszywka.pl/0/0418/0889-naszyjnik-arweny-z-the-lord-of-the-.jpg
Towarzysz: -
Inne zdjęcia: -
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: Jest piromanką. Potrafi zasnąć wszędzie i o każdej porze.
Umiejętności: (delty 900)
Siła: 100
Zręczność: 125
Wiedza: 100
Spryt: 150
Zwinność: 125
Szybkość: 150
Mana: 150

niedziela, 17 grudnia 2017

Świąteczna choinka!

ŚWIĄTECZNA CHOINKA!

Cześć! Ze względu na to, że zbliżają się święta Bożego Narodzenia, życzę wam... zdrowia, szczęścia, weny, bla, bla, bla. A teraz do rzeczy. Tak więc to nie jest event. Żeby nie mylić. To po prostu świąteczna choinka. Czyli że.... dajemy sobie prezenty! Tak! ( łeeeee )  Prezenty są anonimowe, chyba że chcecie, żeby coś na nich pisało. Ilość nie ograniczona. 
Rzeczy mogą być:
  • Magiczne 
  • Nie magiczne 
I nie koniecznie z naszego sklepiku! Nie, nie, nie! Może być to prezent orginalny. Jeśli jesteś adminem... to wstawisz sobie sam. Jeżeli natomiast autor albo nie autor, to wysyłasz do admina imię wilka, któremu chcesz dać prezent, w jakim momencie ( informacje niżej ), i czy anonimowo czy nie, oraz oczywiście co tam jest ( informacje niżej od niżej ). Od razu piszę, co powinno być napisane do admina:
- Krótki opis pudełka. Czyli np: ,, Czerwone pudełko w jakiś tam papier czy coś z jakąś tam kokardą czy ozdobą. Ciężkie, lekkie, kształt "
Dla kogo to jest. 



MOMENT DANIA PREZENTU! 

Można dać prezent o określonej godzinie i porze. Oczywiście wtedy z opowiadaniem,
jednak i tak wszystkie prezenty zostaną odpakowane we wigilię, więc to wtedy będzie
taki ogólny czas odpakowania. Ale jak chcesz dać wcześniej albo później, to nie ma problemu. 



CO JEST W ŚRODKU?

Wszyscy się dowiedzą w swoim czasie, a mianowicie wtedy, gdy będzie wigilia, przy masowym 
otwarciu. Wilki, które akurat w ten czas nie będą obecne, oczywiście dowiedzą się później. 
Mile widziane są opowiadania o spędzaniu wigilii, i opowiadaniu co dostaliście.


LISTA PREZENTÓW:
-

- Dla Marco, niebieskie, długie, mało szerokie pudełko ze złotą wstążką, lekkie jak piórko. 

Rewolucja!

Hej ludzie żyjący i nie żyjący! ( a może pożarli was tytani? ) Od tygodnia który zacznie się jutro, a kończą w piątek, czyli w dzień w którym wszyscy będą skakali sobie do gardeł ( żart ), dzielili się opłatkami w szkole i wymyślali jakieś badziewne życzenia bez sensu, zaczną się wpisy do watahy! By się zapisać, po prostu wpisujesz się w komentarzu pod postem, lub na fb ( w przypadku koleżanki tak było ) i formularze się wysyła przez CAAAAAAAAŁY styczeń. Dalej powinno być z górki. Wszyscy dołączający w styczniu dostają bonus, w postaci kasy albo przedmiotu ze sklepiku czy tam co.

Dlaczego tak? Bo ta wataha odżyje! Będzie żyła! Nie pozwolę jej umrzeć! A poza tym tutaj jest spokój XD

WESOŁYCH ŚWIĄT!

~Roksana

wtorek, 31 października 2017

Od Rose do Marco


- No nie znowu!- krzyknęłam zdenerwowana- Ile tak można?!
Marco popatrzył się na mnie ze zdziwieniem. Chyba jeszcze nigdy nie widział mnie tak zdenerwowanej.
- Wiem przynajmniej jaki to potwór- powiedziałam zrezygnowanym głosem
-Jaki?- spytał ciekawy Marco
- Kozonor...- powiedziałam spokojniejsza- Nie jest groźny, więc go po prostu omińmy.
Stwór szedł sobie jak gdyby nigdy nic przed siebie. Marco jeszcze chwile wiódł za nim wzrokiem.
- Ruszajmy. Jeszcze czeka nas godzina drogi- zawiadomił mnie basior
Szliśmy jeszcze godzinę, tak jak określił to Marco. Wataha, na którą się natknęliśmy była w rozsypce. Przeraziły mnie dróżki zaśmiecone zgniłymi ciałami wilków, biedne matki ze szczeniakami lamentujące nad zmarłymi i ten obrzydliwy smród unoszący się w powietrzu. Widać było, że wataha nie należała do małych.
- Co tu się stało?- spytałam idącego koło mnie Marca.
- Nie wiem, ale przypuszczam, że to sprawka potworów- odpowiedział ze wzrokiem wbitym w ogromną jaskinie, w której zapewne była Alpha tej watahy- Rose. Nie patrz się na te wilki. Wiem, że to straszny widok, ale nie czas na użalanie się nad nimi.
Przytaknęłam głową. "Marco ma rację! Bądź silna dziewczyno!"- powiedziałam do siebie w myślach.
Weszliśmy do jaskini. Nie była ona jakaś ogromna, ale nie należała również do małych. W powietrzu nadal było czuć ten obrzydliwy, przyprawiający o wymioty zapach zgnilizny. Na złoconym tronie siedział Alpha watahy.
- Witaj!- powiedział Marco do starego basiora- przybywamy z niedalekiej watahy. Jetem Marco, a to Rose- wskazał na mnie łapą- Nie chcemy wojny. Chcemy porozmawiać na temat potworów, których jest coraz więcej ostatnimi czasy.
- Witam was moi mili w Watasze Purpurowej Łuny- przedstawił nam nazwę swego terenu- Zapewne ciekawi was stan naszej watahy?- spytał
<Marko? Ja również odpadam...>

Od Jane do Assassina

Od Jane do Assasina
- To co teraz robimy?- spytał się mnie basior
- Nie wiem...- odpowiedziałam znudzona
Podeszłam do swojego legowiska i położyłam się na brzuchu. Assasin podszedł i ułożył się koło mnie. Odwróciłam wzrok.
- Jane. Czy ty mnie naprawdę lubisz?- spytał basior
Zdziwiłam się. No oczywiście, że go lubiłam, a nawet bardzo.
- Ty wiesz doskonale jaka jest odpowiedź.
- Nie... Nie wiem właśnie-  Przekręcił się w moją stronę ze złośliwym uśmieszkiem.
- As... Przecież to wiesz- zastanawiałam się w ogóle czy na prawdę to wie
Assasin wstał i rzucił się na mnie. Przybliżył swój pysk do mojego i zapytał jeszcze raz.
- Jane. Czy ty mnie chociaż trochę lubisz?
Basior widząc moje niezdecydowanie delikatnie odsuną się.
- As... Ja Cię kocham...- powiedziałam cichutko
<Assasin? Sorry, że takie krótkie>

piątek, 22 września 2017

Od Robina do Roksany

- Hmph. - Mruknął Raion i bez dalszego gadania skierował się w stronę wyjścia.
Wraz z Roksaną ruszyliśmy za nim. Droga powrotna niewiele różniła się od tej, jaką tu przyszliśmy. Tym razem ominęliśmy jednak plac targowy. Ulice znów zaczynały pustoszeć. Koszyk wypełniony ziołami był trochę cięższy, niż bym się tego spodziewał. Jego uniesienie nie stanowiło jednak żadnego problemu. Kłopot stanowił natomiast dość intensywny zapach ziół znajdujących się w koszu. Nie minęło wiele czasu, gdy woń roślin zaczęła naprawdę drażnić moje nozdrza. Nieco dokładniej przejrzałem się tej aromatyzowanej mieszańce ziół. Nie potrafiłem ich nazwać. Wszystko zlewało mi się w stertę zieleniny.
- Hej, Raion. Co w tym koszyku tak... - Zawahałem się na chwilę, nie chciałem go urazić. - pachnie?
Samiec spojrzał na mnie. Przez chwilę na jego pysku pojawił się uśmiech, bardzo szybko jednak znikł.
- To mieszanka różnych ziół. W największej części jest to Laszana. Bardzo skutecznie maskuje wiele innych zapachów.
- Aha... chyba rozumiem.
Reszta drogi minęła nam w ciszy, nie za bardzo było o czym rozmawiać. Poza tym, gdy stanęliśmy u progu wejścia na ulicach ponownie zapadła głucha cisza. Weszliśmy do środka. Roksana natychmiast odrzuciła noszony dotychczas płaszcz.
- Moglibyście to czasem wyprać. - Burknęła samica, spoglądając z niechęcią na szaroburą tkaninę.
- Wybaczcie, raczej nie miewamy tu gości. - Odparła Lira, ponownie zwijając materiał w kulkę.
Szybko rozejrzałem się wokół. Rodzeństwo gdzieś znikło, wraz z Roksaną ponownie zostaliśmy sami. Tym razem jednak nie byliśmy zamknięci w pokoju. Do tego nie zostaliśmy pozostawieni sami sobie na długo.
- Chodźcie. - Powiedziała wesoło Lira.
Zastanawiałem się, co też może być przyczyną jej dobrego nastroju.
Zeszliśmy do piwnicy. Powietrze było tu wilgotne i dość kiepsko oświetlone. Kilka pochodni umieszczonych na ścianach nie stanowiło najlepszego źródła światła. Nie śmiałem jednak narzekać. Na ziemi przed nami rozłożony został rządek różnego rodzaju broni.
- Umiecie tym walczyć? - Zapytał Raion.
- Pff... lepiej niż ci się wydaje. - Powiedziała z zawadiackim uśmiechem Roksana.
- Radzę sobie. - Stwierdziłem.
Nie za często miałem do czynienia z bronią, preferowałem raczej tradycyjny rodzaj broni, jakim są kły i pazury. Znałem jednak podstawy, więc nie było tak źle.
- Świetnie. W takim razie wybierzcie sobie coś i zobaczymy, jak wam idzie. - Powiedział basior.
Szybko przebiegłem wzrokiem po wszystkich broniach. Za oręż wybrałem sobie średniej długości sztylet.

<Roksana?>

sobota, 9 września 2017

Od Assassina Do Jane


- Znowu tam wchodzimy - odezwała się do mnie Jane
- Yup. Musimy. Ale... chwila. Poczekaj. Wezmę ze sobą Crystal. Ona zna tutejsze jaskinie
- NIE!
- Czemu?
- Nie, bo... nie lubię smoków
- Okej... - te babskie humory - dopowiedziałem w myślach
Po tych wszystkich słowach niby skierowanych do nas nawzajem, a jednak rzucanych na wiatr ja postawiłem swą łapę nad urwiskiem, którym schodzi się do jaskini Xantronów:
- Gotowa? - zapytałem
- Ta, jasne... to było moje najwięeksze marzenie - rzuciła sarkastycznie wadera
- No. To. SIUP! - krzyknąłem i oboje wskoczyliśmy do jaskini
~***~
- No to jesteśmy - odezwałem się gdy już wyszliśmy na zewnątrz, a wkroczyliśmy na terytorium Xantronów
- Haaloo! - krzyknąłem, a z cienia wyłonił sie Xantron, którego już poznaliśmy - Witaj. Pamiętasz nas?
- Żartujesz sobie? Xantrony mają idealną pamięć! Oczywiście, że Was pamiętam. Co Wy dwoje tu robicie?
- Przyszliśmy spłacić nasz dług - powiedziała Jane
- A więc...? W jaki sposób
- Pomyśleliśmy, że skoro mieszkasz pod ziemią to chciałbyś spróbować jedzenia z zewnątrz - wyjaśniałem - więc przynieśliśmy Ci jelenia
- Oh. Dziękuję - uśmiechnął się stwór
- Ależ proszę Cię bardzo. My już musimy spadać. Do widzenia!
- Do widzenia! Od dzisiaj jesteście tu zawsze mile widziani!
- Dziękujemy! - rzuciło któreś z nas przez ramię. Nareszcie w domu
- To co teraz robimy? - zapytałem Jane
< Jane? Pomysły? >

poniedziałek, 4 września 2017

Odchodzą!

Iness


Hazar

( błąd zdjęcia )

Ventus


Powód: Brak czasu 

sobota, 2 września 2017

Od Marco do Rose

Kilka minut później las zaczął się przerzedzać, aż w końcu całkiem zniknął.
 - Jestem głodna. - Powtórzyła wadera.
Przewróciłem teatralnie oczami i zacząłem szukać dla niej jakiejś sarny albo coś... Dosłownie sekundkę później usłyszałem jakiś szelest w głębi lasu. Moje oczy zmieniły kolor na błękitno-biały, ponownie wyrosły mi moje kochane rogi, a przede mną stała sparaliżowana sarna. Skręciłem jej kark tak szybko, że nawet nie poczuła bólu.
Jak ja uwielbiam moją moc władania krwią...
Następnie przetransportowałem zwierzynę prosto pod nogi wadery i przysiadłem sobie pod drzewkiem czekając cierpliwie aż ona zje.
 - Dziękuję... - bąknęła po chwili nieco nieśmiało lecz po chwili uśmiechnęła się z wdziękiem.
Nic nie odpowiedziałem, tylko wpatrywałem się w jej oczy. Powoli moje ślepia zaczęły wracać do swojego poprzedniego koloru, a i rogi stopniowo wtapiały się w moją skórę, by po chwili zniknąć całkowicie.
 - Ruszamy za pięć minut. Radzę się pośpieszyć. - odparłem pochmurnie.
Aktualnie powinienem już być na terenach innej watahy i prowadzić z nią negocjacje na temat ostatnich miesięcy. Liczba potworów w pobliżu gwałtownie się zwiększała, co było dużym minusem... A tymczasem siedziałem sobie na polance patrząc jak wilczyca wcina swoją sarnę...
W końcu jednak jakoś się z nią uporała, a my ruszyliśmy w dalszą podróż. Na nasze nieszczęście na naszej drodze pojawił się kolejny przeciwnik... A był nim nie kto inny, jak kolejny potwór... ŚWIETNIE.
Zdecydowanie trzeba coś z nimi zrobić...

Rose?Wybacz... brak weny... ;-;

piątek, 1 września 2017

Wyniki konkursu.

1 miejsce: Marco
2 miejsce: Roksana
3 miejsce: BlackNight
4 miejsce: Robin


Nagrody


Marco: ( wybierz se jakąś rzecz ) Dostajesz 50 A
Roksana: Eliksir Kameleona + 40 A
BlackNight: Proszek oślepiający + 35 A
Robin: Jajo +  30 A


Gratuluję wygranej!


środa, 30 sierpnia 2017

Informacja.

No hej! Z powodu powrotu do szkoły.... I, nie, to nie powód do świętowania, pomyślałam sobie.... że... można by zrobić coś takiego. Każdy, kto dołączy do watahy od dnia dzisiejszego do... no może 20 września może wybrać jedną rzecz ze sklepiku z pośród trzech wymienionych poniżej rzeczy.

1. Amulet dwóch dusz
2. Sok z salamandry plamistej
3. Esencja z czarnej orchidei.

~ Roksana

wtorek, 29 sierpnia 2017

Od Roksany do Robina

Targ! TAK! Chwila. Czy ja lubię targ? ( * facepalm ) Dobra, bądźby szczerzy. Na targu byłam, jak byłam mała. około... 4 miesiące? Ale teraz? Ech... brak pojęcia. Wyszliśmy z domu. Peleryna ( a raczej jej resztki ) śmierdziały stęchlizną. Ech... nie ma to jak smród. Żeby się go pozbyć, będę musiała przez 3 minuty się palić. Ale chyba zrobię wyjątek, i pozostanę dobrej myśli.

*** kilka minut późnej ***

NIE lubię targów. Za duże tłoki wilków. ZA dużo wilków. O wiele za dużo. Nie lubiłam tłoków. W dużych grupach zawsze zostawałam w tyle. Nie odnajdywałam się. A tutaj? Szłam przed siebie z opuszczonym łbem, i unikałam innych schodząc im z drogi. Nagle się zatrzymaliśmy.
- O co chodzi? - spytałam patrząc na Raiona.
- Jesteśmy przed zaufanym kupcem. - powiedział i podszedł do stoiska, po czym zaczął gadać z wilkiem w jakimś nie zrozumiałym języku. Po chwili wilk który stał za " blatem" przekazał Rainowi zwitek papieru, oraz wielki kosz z.... jagodami.
- Chwila, po co nam jagody? - spytałam ale po chwili skarciłam samą siebie za to, że jestem taka głupia.
- Dobra, nie odpowiadaj. - Basior zrobił kwaśną minę, i poszedł z tym koszem dalej, w miarę jak kosz był co raz dłużej w powietrzu, tym bardziej zanikał. A może to moja wyobraźnia? Chyba mam słaby wzrok. Po 3 minutach kosz znikł całkowicie, a ja miałam przez dłuższy czas jedną z moich nie określonych min. Nie zadawałam pytań. Potem zawlekliśmy się do jakiejś gospody. Gdy tylko moja łapa przekroczyła próg drzwi ( miałam wejść jako pierwsza ) od razu zaczęłam błogosławić moją spostrzegawczość, bo już dawno byłabym bez głowy. Latające topory ścinające głowy na powitanie? jakaś nowość. Za mną wszedł Raion i Robin.
- Chita! Nereus! - Raion zaczął się rozglądać.
- Nareszcie jesteś. - usłyszałam zrzędliwy ale łagodny głos. Z cienia wyłoniła się kremowa samica z krótko obciętymi białymi, sterczącymi włosami, dwoma złotymi kolczykami w uchu i złotych oczach. - Wiesz ile było tu posłańców? Ta broń jest trudna do przemycenia.
- Wybacz, nie zostaniemy na herbacie. - mruknął basior który najwyraźniej wiedział jak się kończy rozmowa o przemycaniu broni z waderą, wiec wolał ją zignorować i postawił koszyk na podłodze. Ten zaczął znowu się robić widzialny.
- Gdzie Nereus? - spytał.
- Wyszedł. Wróci za dwa dni.
- Robota posłańca jakoś do niego nie pasuje. - mruknął basior.
- I tak jest szybszy od reszty grupy.
- Zaraz, macie tutaj jakąś organizację? - odezwał się Robin. Chita ( bo jak się okazało to ta wadera miała tak na imię ) Popatrzyła na niego z kaprysem.
- Owszem. I jak widzę Rain was do nas przemycił.
- Do organizacji przynależy około 40 wilków. To  wciąż za mało na 3 000 armię króla. Gromadzimy broń i wilki na odbicie królestwa. Ale jak już pewnie zdołaliście się domyślić, to nie będzie łatwe. - powiedział Raion. - Dobra, a teraz broń.
- No dobra. - wadera pachnęła łapą w powietrzu, i przed nami pojawił się kolejny kosz, ale pardziej podłużny, i napchany ziołami.
- Ja go wezmę. - odezwał się Robin, i podszedł do kosza. Gdy go wziął, wadera miała szeroki uśmiech na twarzy.
- No, a teraz zapłata. - Raion przekręcił oczami i podał waderze kilka srebrnych monet. - A teraz zmiatajcie, bo zaraz posłańcy zaczną obchód.

< Robin? Wycieczka skończona >

poniedziałek, 28 sierpnia 2017

Nowy banner!

Roksana

Od Robina do Nestry

Gdzieś w niezbyt dużej odległości od siebie usłyszałem czyjąś rozmowę. Byłem zbyt daleko, aby stwierdzić, czego dotyczyła lub tym bardziej kto konkretnie w niej uczestniczył. Postanowiłem więc dowiedzieć się czegoś więcej i skierowałem swoje kroki w stronę, z której dochodziły głosy.
- No tak jakby... - Powiedział ktoś już nieco przyciszonym głosem.
Wyjrzałem zza drzew, jakieś kilka metrów od siebie spostrzegłem waderę oraz towarzyszące jej stworzenie. Szybko rozejrzałem się wokół, nie było wątpliwości, że głosy, które wcześniej słyszałem, należały do tej dwójki. Postanowiłem podejść bliżej i się przywitać. Gdy jednak stanąłem z wilczycą oko w oko, nabrałem nieco wątpliwości co do podjętych przed siebie działań.
- Hej, jestem Robin. - Przedstawiłem się, jednocześnie wymuszając na sobie, chociaż drobny uśmiech.
- Jestem Nestra. - Odparła wadera, po czym wskazała na swojego towarzysza. - A to jest Chill.
- Miło poznać.
Chwilę przyglądałem się dziwnemu stworzeniu. Nawet, teraz gdy był na wyciągnięcie łapy, nie byłem w stanie stwierdzić, z czym mam do czynienia. Na chwilę zapadła cisza, aby ją przerwać, postanowiłem nie skupiać się więcej na stworku i zacząć jakąś rozmowę.
- Więc... może mógłbym Ci w czymś pomóc? - Zaproponowałem niepewnie.
Na pysku wadery wykwitł uśmiech.
- Właściwie jest coś takiego.
Wyprostowałem się gwałtownie niczym żołnierz na apelu. Miałem tylko nadzieję, że będzie to prośba znajdująca się w granicach tych możliwych do spełnienia.
- Mógłbyś wyprowadzić nas z tego lasu? - Zapytała wilczyca. - Trochę się zgubiliśmy.
- Jasne, nie ma problemu.
Jej pytanie wydało mi się trochę dziwne. Choć mogło tak być tylko dlatego, że spędziłem na tych terenach już trochę czasu. Ruszyłem w stronę, gdzie las powinien kończyć się najszybciej. Samica szybko zrównała ze mną krok. Jej pierzasty przyjaciel podążał za nami, chwilami miałem wrażenie, że przygląda mi się dość podejrzliwie. Po jakimś czasie las zaczął rzednąć, niedługo potem drzewa znikły całkowicie. Mogłem śmiało powiedzieć, że w lesie już nie jesteśmy.
- Ciesze się, że mogłem pomóc. - Powiedziałem z lekkim uśmiechem. - Jeśli jest jeszcze coś, w czym mógłbym pomóc, mów śmiało.

<Nestra?>

niedziela, 27 sierpnia 2017

Od Robina do Roksany

Myślami wróciłem do momentu, kiedy to trafiliśmy do tego świata. Dziwny stwór, jaki zaczął nas gonić niedługo potem, nie wydawał się najprostszym przeciwnikiem. W naszym świecie też jednak roiło się od różnego rodzaju potworów i jakoś dawaliśmy sobie z tym radę. Kątem oka spojrzałem na Roksanę, byłem ciekaw, co powie. Wadera westchnęła.
- Niech będzie. Właściwie... - wilczyca wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a ja miałem wrażenie, że to nie może oznaczać niczego dobrego. - To może być nawet interesujące.
Mimo iż zdążyłem już nieco poznać charakter Roksany, to skłamałbym, gdybym powiedział, że mnie to nie zaskoczyło.
- W porządku. - Mruknął basior.
Właściwie nie byłem pewien czy jest zadowolony z tego, że zgodziliśmy się pomóc czy też nie. Samiec wyszedł z pokoju, Lira uśmiechnęła się do nas i zamachała ogonem. Choć odwzajemniłem ten gest, to nie mogłem powiedzieć, aby podzielał jej entuzjazm.
- Wybaczcie bratu, ale on niespecjalnie ufa obcym.
- Chyba nie tylko obcym. - Mruknęła Roksana.
- Prawda. - Czarna wilczyca skrzywiła się nieznacznie. Wychodząc, jeszcze na chwilę zatrzymała się na progu. - Zostańcie tu na razie, przyjdę do was później.
Z ciężkim westchnieniem opadłem na łóżko. Nie byłem już do końca pewien co o tym wszystkim myśleć. Mogliśmy zostać bohaterami, marzyłem o tym, będąc dzieckiem, ale równie dobrze mogliśmy przecież zginąć.
- Nie możesz nas po prostu zabrać z powrotem do domu? - Zapytałem.
Wilczyca przez chwilę milczała, zacząłem się nawet zastanawiać czy mnie usłyszała, w końcu jednak postanowiła się odezwać.
- Może mogę, może nie mogę.
Przekręciłem nieznacznie głowę. Nic nie rozumiałem.
- Nieważne, zapomnij. - Stwierdziłem po chwili.
***Kilka godzin później***
Czas dłużył się niemiłosiernie. Ciężko było stwierdzić, jak długo przebywaliśmy w tym piekielnym pokoju. Gdy już zaczynałem mieć naprawdę dość tego bezsensownego siedzenia, usłyszałem dobiegające z zewnątrz głosy. Zainteresowany natychmiast zbliżyłem się do okna. Po ścieżkach przechadzały się wilki, ulice zdawały się tętnić życiem. Wszystko wyglądało zupełnie inaczej niż w momencie, gdy tu przybyliśmy. Nagle do pokoju, z hukiem wszedł Raion. Uśmiechnąłem się sam do siebie, odniosłem wrażenie, że samiec lubi trzaskać drzwiami. Gdy jednak wilk zaczął mierzyć mnie wzrokiem, mój uśmiech szybko znikł.
- Zakładajcie to, wychodzimy. - Wraz z tymi słowami rzucił w naszą stronę jakieś zwitki materiału.
Jak się okazało, były to peleryny. Ciemne i trochę podniszczone.
- Hej, może najpierw jakieś wyjaśnienia. - Zażądała Roksana. - Dokąd i po co mamy iść?
- Idziemy na targ. Potrzebujecie ekwipunku, jeśli chcecie walczyć z posłańcami.
- A te peleryny? - Pozwoliłem sobie się wtrącić.
- Nie wyglądacie na tutejszych. Lepiej, abyście nie budzili niepotrzebnej sensacji.

<Roksana? Wycieczka XD>

sobota, 26 sierpnia 2017

Od Jane do Assasina


Następnego dnia wstałam dosyć wcześnie. Dobrze wiedziałam, że musimy z Assasinem spotkać się i ustalić jaką przysługę oddamy Xantronowi. Nie ufałam temu wielkiemu stworowi nawet jeśli As zapewniał mnie, że to równy gość. Kiedy wychodziłam z mojej jamy aby coś upolować usłyszałam głos Curranta dochodzący zza jaskini. Poszłam za niepokojącymi odgłosami aż dotarłam do miejsca, w którym mój mały towarzysz gryzł się z jaszczurką.
- Currant!- krzyknęłam- Przestań!
Jednak gronostajowi nie zbierało się na wyplucie bezbronnego stworzenia.
- Currant!- tym razem powiedziałam spokojniej- Bardzo Cię proszę abyś puścił jaszczurkę.
Mój towarzysz przewrócił oczami i wypluł swoją zdobycz.
- Jane... Wiesz dobrze, że lubię się bawić...
- Oczywiście. Zdaję sobie z tego sprawę, ale męczysz w ten sposób bezbronne stworzonko.
Currant popatrzył się na mnie spode łba.
- W takim razie idę poskubać sobie porzeczek...- powiedział zrezygnowany
- Dokładnie. A ja w tym czasie pójdę coś upolować.
Po około dwóch godzinach wróciłam nasycona do jaskini. Weszłam do środka i ku mojemu zaskoczeniu czekał tam na mnie Assasin.
-Dzień dobry!- powiedział do mnie wesoło czego nie spodziewałam się po nim.
- Cześć.- odpowiedziałam
- Powiem Ci Jane, że wiem jak możemy odwdzięczyć się Xantronowi- pochwalił się swoim odkryciem basior
- Tak! W jaki sposób?- spytałam zaciekawiona
- No wiesz skoro on żyje pod ziemią... Bo oczywiście tam go znaleźliśmy... To chyba nie jadł nigdy mięsa stworzeń żyjących na zewnątrz.
- A ok... Już czaję. Chcesz abyśmy mu upolowali jakieś zwierzęta żyjące na powierzchni?
- Dokładnie! I chyba wiem nawet co mu upolujemy...
***
Podeszliśmy oboje do miejsca, z którego wyszliśmy. Ciągnęliśmy za sobą wielkiego, tłustego jelenia, którego oboje upolowaliśmy w lesie.
- Znowu tam wchodzimy...- odwróciłam się i spojrzałam na Assasina.


<Assasin?>

czwartek, 24 sierpnia 2017

Od Assassina Do Jane

Tak więc droga, którą przebyliśmy kończyła się na wyjściu. Nareszcie. Jednak coś mi nie grało... niestety nie mam pojęcia co to było, ale wiedziałem, że jesteśmy poza watahą, ale zbliżaliśny się do niej. Jedno co mnie zdziwiło to to, że byliśmy w jaskini cały dzień i w sumie to Crystal i Death pewnie będą głodni. Mniejsza. Trzeba dowiedzieć się gdzie jesteśmy:
- Wiesz gdzie jesteśmy? - zapytałem towarzyszkę
- Nie mam zielonego pojęcia, ale może ON będzie wiedział... - powiedziała Jane przerażona. Gdy się odwróciłem zobaczyłem przed sobą duże biało - czerwone rogate stworzenie
- Mamy szczęście. To Xantron. Nie atakuje i da się z nim dogadać. Witam. Wie Pan może gdzie jesteśmy? - te słowa skierowałem do rogacza
- Na pewno nie na swoim terytorium - odpowiedział stwór. Jane cała się trzęsła
- Wiemy. Niestety zabłądziliśmy i nie wiemy jak dojść do watahy
- JAKIEJ watahy? - zapytał potwór
- Watahy Sześciu Kręgów. Może Pan kojaży?
- Ta. To w tamtą stronę - powiedział Xantron wskazując głową na zachód.
- Dziękujemy Panu! - krzyknąłem przez ramię - Mamy u Pana dług!
- Wolałabym nie - powiedziała do mnie szeptem wadera
- Bo...?
- Nie ważne
- Okej. Już jesteśmy nie daleko
- Nareszcie - powiedziała Jane jak wkroczyliśmy na tereny watahy. Umówiliśmy się, że nikomu nie powiemy o całym zajściu i rozeszliśmy się do swoich jaskiń by na następny dzień spotkać się w pilnej sprawie...

 < Jane? Co to będzie? >

środa, 23 sierpnia 2017

Od Jane do Assasina


Kiedy objęłam basiora nie poczułam się zawstydzona czy coś w tym stylu, ale bezpieczna. Wiedziałam, że mogę mu zaufać.
- To jak? Skaczemy?- zapytał się mnie
Kiwnęłam lekko głową na znak tego, że jestem gotowa.
- No to na trzy. Raz... Dwa... Trzy!
No i skoczyliśmy w kolejną werwę. Tym razem ta była trochę jaśniejsza niż tamta, do której skakaliśmy wcześniej. Lecieliśmy jakieś 10 sekund.
- Tylko teraz złap mnie z łapę! Możemy wpa...- niestety Assasin nie dokończył swojej wypowiedzi, ponieważ wpadliśmy do głębokiej wody.
Tak jak mi powiedział złapałam go za łapę. Basior wynurzył się jako pierwszy i podciągną mnie do góry abym ja też mogła nabrać powietrza w płuca. Podpłynęliśmy do brzegu. Tym razem pod łapami czuć było miękki piach. Jak już wspominałam- jama, do której wpadliśmy była jaśniejsza. Na górze było widać werwę, do której skoczyliśmy, a wokół nas piaskowiec.
- Wszystko w porządku?- zapytał się mnie Assasin
- Tak. Nic mi nie jest.- potwierdziłam mój stan zdrowia- A z Tobą wszystko okej?
Basior poszedł raz w jedną, raz w drugą stronę.
- Wszystko w najlepszym porządku.- kiwną głową
Za Assasinem widać było jeszcze silniejsze światło niż tutaj.
- Patrz- wskazałam za niego. Basior się odwrócił.
- Jesteś pewna, że chcesz tam iść?- zapytał się czule As
-Tak- oświadczyłam z powagą
Ruszyliśmy kolejnym już korytarzem, który rozjaśniał się, z każdym krokiem. Tym razem tunel porośnięty był różnorodną roślinnością. Dookoła roznosił się zapach ziemi. Na całe szczęście tym razem po drodze nie było żadnych niespodzianek. Oboje przekroczyliśmy próg pomieszczenia znajdującego się z korytarzem. Ku naszemu zdumieniu droga, którą przebyliśmy skończyła się na...


<Assasin? Jakieś pomysły?>

Od Rose do Marco


Speszyłam się. Nie wiedziałam dlaczego Marco się tak na mnie wściekł. Przecież ja tylko za nim szłam- w sumie to go śledziłam i miał prawo się wkurzyć, ale bez przesady.
- Nudziło mi się, więc zaczęłam spacerować. Natknęłam się na Ciebie i zaciekawiona zaczęłam Cię śledzić.- wytłumaczyłam mu szybko
- Nie możesz tutaj przebywać!- warkną- To terytorium innej watahy! Jeszcze coś Ci się stanie!
W tej chwili się zdziwiłam. Marco powiedział, że może mi się coś stać, czyli o mnie pomyślał.
- Dobra sorry... Nie będę Ci zawracać głowy- odwróciłam się i zaczęłam iść w drugą stronę.
Nagle poczułam znowu niemiłe przyciąganie.
- Serio?- spytałam rozdrażniona- Przecież Ci przeszkadzam!
Marco spojrzał na mnie spode łba.
- Tak teraz mi przeszkadzasz, ale jak będziesz szła sama po terenach innej watahy i to jeszcze w lesie... To lepiej żebyś szła ze mną...- Basior westchną.
- A tak w ogóle to gdzie zmierzałeś?- spytałam zaciekawiona
- Raz na jakiś czas wyruszam w krótką podróż dookoła naszej watahy lub dalej- odpowiedział Marco- Tak dla rozrywki. Komu by się w końcu chciało siedzieć ciągle w tych samych miejscach?
Zastanowiłam się chwilę. W sumie to Marco ma racje. Mi też by się nudziło siedząc na tych samych terenach.
- Masz rację... A tym razem okrążasz tereny watahy czy idziesz odkrywać nowe miejsca?
Marco popatrzył przed siebie.
- W sumie to nie wiem, ale na pewno nie gdzieś daleko. Roksana powiedziała, żebym najpóźniej wrócił za dwa dni.
- A na ile zamierzasz w takim razie zostać?
- Niestety tego też nie wiem. Najpóźniej wrócimy za dwa dni.
Resztę czasu przeznaczonego na wędrówkę przeznaczyliśmy na rozmowy. Było jeszcze wcześnie kiedy zaczęłam śledzenie Marca , ale teraz nad lasem błyszczał księżyc. Jak rozmawialiśmy nie czułam głodu ani pragnienia lecz teraz moje potrzeby powróciły.
- Marco jestem głodna. Odpocznijmy chwilę- zawiadomiłam basiora
Ten zaś spojrzał w dal.
- Wytrzymaj jeszcze pięć minut. Tam dalej nie ma już lasu.
Popatrzyłam w głąb drzew.
- No dobra dam radę- zapewniłam Marca


<Marco?>

wtorek, 22 sierpnia 2017

Od Marco do Rose

W mgnieniu oka znaleźliśmy się przy dwóch drzewach. Rose przy swoim, ja przy swoim. W pyskach trzymaliśmy liny, o które miał zaplątać się potwór. Przyznam szczerze, że gorączkowo odliczałem sekundy do jego przybycia...
Raz, dwa, trzy... Doszedłem do pięćdziesięciu sześciu i stwór stanął z nami twarzą w twarz. To znaczy on nas zbytnio nie zauważył i jak głupi brnął bardziej przed siebie próbując nas znaleźć. Nie zauważył więc linki podłożonej przez nas i jak idiota potknął się o nią i jak długi padł na ziemię.
W czasie gdy Rose go oplątywała, ja nasączyłem jego ciało trucizną z moich rogów, oplotłem jego nogi i ręce czymś w rodzaju kajdanek z ze skał, po czym doskoczyłem do jego gardła i wbiłem w nie swoje kły, tym samym go uśmiercając.
 - Już nie żyje. Prawda? - upewniła się Rose.
 - Nie. - powiedziałem. - Wróć do siebie. Ja sprzątnę stąd jego ciało.
 - Ale...
 - Wróć do jaskini. - bąknąłem patrząc na nią spod byka.
 - Em... Dobrze... - odparła nieśmiało.
Gdy wadera zniknęła w środku swojego domu. Ja użyłem swojej kolejnej mocy ,,kontrolowania krwi" uniosłem napastnika w powietrze i w myślach układałem plan wyrzucenia stąd jego martwego ciała. Przeszedłem przez prawie całe tereny watahy. Nie ma to jak łazić w nocy ze zwłokami jakiegoś potwora... W każdym razie w końcu udało mi się znaleźć to idealne miejsce i go zakopać.
***
Przez resztę nocy sprawowałem mój patrol. A cały następny dzień unikałem każdego członka watahy. Chyba nadszedł ten czas, wyruszyć w krótką podróż jak to zawsze miałem w zwyczaju...
Trzeba tylko powiadomić o tym Roksi i można ruszać. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem i już niedługo potem odzyskałem pozwolenie na opuszczenie terenów watahy. Przez pewien czas miałem jednak wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, bądź śledzi. Słyszałem też co jakiś czas dźwięk łamanych gałęzi. Widać, że mało doświadczony szpieg... Ponownie skorzystałem z mocy kontrolowania krwi i wyciągnąłem mojego prześladowcę z krzaków i postawiłem centralnie przede mną.
 - Co tu robisz? - spytałem poważnie nieco zły.
 - Jaaa...
 - Po co za mną przyszłaś Rose? - warknąłem. - Nie powinno cię tu być.

Rose? xD

Informacje ze sklepiku

No cóż, po co jubilerzy, skoro nie ma nic do zrobienia? No cóż, dodałam do sklepiku ( na samym końcu ) Sklep jubilerski ( raczej nie potrzebny ), jeśli chcesz, to możesz sprawdzić.

~ Roksana

Od Tekeru do.... jakiegoś człeka? Idziemy na wojnę! :D

Byłem tutaj dość długo, by zapoznać co nieco tereny. Ogółem było świetnie. Wader starałem się unikać, z basiorami się nie za bardzo dogadywałem. No, ale jakoś się żyło. Czasem gadałem z jakimś towarzyszem, albo z zagubionymi cieniami. Ogółem całkiem spoko. Był okropnie duszny ranek. Siedziałem sobie na wysokim kamieniu nie daleko północnej fortecy. Potwory lęgną się u nas jakby normalnie ktoś im dodał drożdży do żarcia. te tereny mają dużo potworów, w pewnym sensie wataha jest nimi otoczona. Nastawiłem uszu.... wiatr... za niedługo będzie burza. Coś jednak jeszcze mnie zaniepokoiło. Ten dziwny chłód, i zapach dymu. Skuliłem uszy, dobrze znałem ten sapach. Włączyłem " tryb widzenia cieniu " na maksymalny poziom i zacząłem się rozglądać. Czysto, czysto i... Coś mnie powaliło na ziemię robiąc ohydną ranę na grzbiecie w dół brzucha. Szybko wyszukałem winowajcy, i aż mnie zatkało. Parę metrów przede mną materializował się cień.
Jako znawca cieni, wiedziałem co to jest, a był to Szkaradnik. A dlaczego się dziwiłem? BO ONE WYSTĘPOWAŁY TYLKO W LEGENDACH JAKO MITYCZNE STWORY! Nie powinno ich być. Cień, zaczął się do mnie przybliżać, ale coś dziwnie zagwizdało. Moje uszy poznały, że to zza światów, więc tylko ja mogłem to usłyszeć. Gwizd jak z gwizdka, ale przeszywał ciało, i działał nie zbyt dobrze na moje bębenki w uszach. Szkaradnik słysząc to obejrzał się na południe, i rozpłynął w powietrzu. Szybko wstałem, ale tego pożałowałem. Ból był jak nie z tej ziemi.

*** kilka minut później ***

Och! Dzięki ci Boże za Crystal i jej chciwość! Smoczyca widząc złotą sierść najwyraźniej chciała ją zdobyć, i zaniosła mnie do właściciela. Nie znałem za dobrze Assasina, ale mi pomógł. Potem z zabandażowanym bokiem i oczyszczoną raną powlokłem się do Jane. Medyczka opatrzyła ranę. Na szczęście nie pytała od czego to. Zapach dymu nadal nie dawał mi spokoju. Gdy tak szedłem do mojej jaskini myśląc o tym, coś na mnie wpadło, i tym razem był to wilk.

< Ktoś, kto chce iść na wojnę? :D >

Od Roksany do Robina

Osobiście nie wiedziałam czym różni się szkarłat od purpury. No dobra. Różni się. Ale... trzaśnięcie drzwi nie odznaczało ( a przy najmniej dla mnie ) nic dobrego. Zeskoczyłam z łóżka i gdy tylko miałam otworzyć drzwi, ktoś mnie wyprzedził, z zaskoczenia nie potrafiłam dość szybko odskoczyć, i dostałam drewnem w nos.
- Au. - mruknęłam bez emocji pocierając nos.
- PO COŚ ICH TU DO JASNEJ CHOLERY WPUŚCIŁA?! - Przede mną stał rozwścieczony basior, a obok niego lewitował miecz.
- Może by tak najpierw ,, Cześć, jak się mas?" , ,, Witaj a teraz spadaj" no, albo chociaż ,, Cześć, a teraz idź się zabić"? Cokolwiek z przywitaniem? - spytałam nadal pocierając nos. Basior był koloru.... ciemnego granatu. Na szyi jakiś dziwny niebieski szalik, a u pasa.... kupa złomu. Ogółem sztylety, miecze, proszek oślepiający i masa innego badziewia.
- Gonił ich posłaniec.
- TYM BARDZIEJ NIE POWINNAŚ ICH WPUSZCZAĆ! - basior darł się na swoja siostrę. Oj jeżu...
- Przecież wiesz, że mogli zginąć a tak poza tym....
- PEWNIE MAJĄ NA PIEŃKU U KRÓLA!
- DAJ MI DOKOŃCZYĆ! - Oczy wadery zaczęły błyszczeć złowrogo. Coś mi się zdaje, że mogłaby być silnym przeciwnikiem. Basior uspokoił się nieco i spojrzał na mnie złowrogo, a potem na Robina, na którym zatrzymał dłużej wzrok.
- Oni nie są od króla. Nawet nie są z naszego świata.
- Ech, to niczego nie zmienia. - mruknął i usiadł ciężko na ziemi. - Jak tak dalej pójdzie, to skończymy jak nasi rodzice i rodzeństwo.
- Kuma jakoś nie zginął.
- Nie wypowiadaj w mojej obecności tego imienia! - warknął basior.
- Zaraz, co się tak właściwie stało? - odezwał się Marco.
- Nasz brat.... by nie zostać zabitym wydał rodzinę, wraz z tymi, których tu przetrzymywali, i dołączył do straży króla. Dzięki swojej umiejętności zamiany w ponad 6 metrowego niedźwiedzia, szybko stał się głównym obrońcom króla. Przeszedł szkolenie. Jest bezlitosnym mordercom.
- Kuma to po japońsku niedźwiedź. - wtrąciłam szybko ale od razu się zamknęłam.
- Od tego czasu... - kontynuowała Lira, - minęło jakieś 135 lat. A Kuma....- Jej brat prychnął. Wstał i popatrzył na nas.
- To zdradziecki pies. Nic już go nie zmieni. - Aż zbierało mi się w głowie ,, Lecz się na nogi bo na głowę już za późno ", ale Kumy tutaj nie było więc... no. - Ja jestem Raion. I jeśli chcecie tu zostać, to musicie pomóc.
- W czym? - zapytałam.
- W zabijaniu posłańców.

< Robin?>

Od Nestry Do ...?


Ech... jak dobrze, że w końcu przyjęli mnie do jakiejś watahy. W sumie miła ta Roksana. Teraz tylko trzeba się zapoznać z terenami... Dobra. Dam radę sama. Albo i nie... Dobra. Dam radę. Najpierw skierowałam się do lasu. Potem jakoś pójdzie. Dla poczucia kierunku wzięłam ze sobą Chilla:
- Chill! Chodź tu!
- Czego Nestra?
- Idziemy pozwiedzać watahę
- No spoko. To gdzie najpierw?
- Do lasu.
- Dobra, ale wiesz, że w lesie czasem gubię poczucie kierunku...
- No racja... dobra. Idziemy
I jak powiedziałam tak zrobiliśmy. No i jak powiedział Chill - zgubiliśmy się
- To gdzie jesteśmy? - zapytałam?
- A skąd mam wiedzieć?
- No pięknie. Zgubiliśmy się...
- No, tak jakby...
Na nasze szczęscie (albo i nie) zza drzewa wyszedł dość duży wilk
< Ktoś? Najlepiej basior xd >

Od Assassina Do Jane

Ruszyliśmy w stronę wąskiego korytarza, który rozszerzał się i zwężał co chwilę. Szczerze mówiąc strasznie mnie to wkurzało
- Jak myślisz, co tam może być? -usłyszałem głos za sobą
- Nie wiem. Mam nadzieję, że wyjście, bo jeżeli ty nie umiesz latać to się stąd nie wydostaniemy
- Nie, nie umiem latać - odpowiedziała wadera. Nagle skończył mi się grunt pod łapami
- Stój! - zawołałem do wadery
- Co? Co tam jest?
- Trzeba będzie skoczyć - oznajmiłem
- Ech... nie jestem najlepsza w skakaniu...
Nagle do głowy wpadł mi idealny plan. Zawołałem więc:
- Crystal!
- Kto to Crystal?
- Zobaczysz jeśli usłyszy - na moje nieszczęście nie usłyszała
- Dobra, to co robimy?
- Ech... złap się mnie - powiedziałem
- Co?
- Po prostu rób co mówię - wadera objęła mnie łapami. W tej chwili stała się kimś więcej niż znajomą. Nie byłem w niej zakochany czy coś, ale dużo dla mnie znaczyła i nie mógłbym jej stracić
< Jane? >

Nowy wilk! Ramzes


Właściciel: elenalama020@gmail.com
Imię: Ramzes
Przezwisko: Ra, Ram. Wszystko jedno.
Wiek: 2 lata
Płeć: basior
Żywioł: Wolność, wiatr, ziemia
Stanowisko: Wojownik powietrzny, nauczyciel latania
Ranga: Omega
Cechy fizyczne: Ma bardzo silne łapy oraz skrzydła. Przez to, że dużo
trenuje Ramzes może pokonywać w locie długie dystanse bez zatrzymywania.
Cechy charakteru: Ramzes ma dosyć ciężki charakter. Jest miły lecz dla
nieznajomych wilków chamski i bezwzględny. Jeśli jest na kogoś zły nie kłóci
 się z nim, ale ignoruje go. Ta taktyka zawsze działa. W ten sposób nie musi się
odnosić do agresji fizycznej lecz psychicznej. Kiedy ktoś się do niego przyczepi
również stosuje tą taktykę. Jeśli zadrzesz z jego rodziną lub przyjacielem- Ramzes
wywróci Twój świat do góry nogami. Jednak kiedy pozna się go bliżej, jest ciepłym
i marzycielskim basiorem. Jest dosyć skryty. Uwielbia biegać po lesie, ale kiedy
zobaczy człowieka- krzyż mu na drogę. Potrafi dobrze tańczyć- tak tańczyć. Boi się
zdrady- tej miłosnej i nie tylko. Czasem w nocy śni mu się wadera, która mieszkała
we wrogiej wiosce. Ramzes jest optymistą, który nie zawsze to okazuje. Nie jest on
cierpliwy, ale kiedy wpadnie w złość, jak już mówiłam nie okazuje tego. Zazwyczaj
wstaje on wcześnie, ale nie zawsze mu się chce o takiej godzinie gdzieś wychodzić.
Cechy szczególne: Ramzes ma dosyć duże łapy, których nienawidzi.
Aparycja: Ramzes jest basiorem o karmelowo białej sierści. Ma puszyste futro, które
zapachem przypomina właśnie karmel. Ma duże, szpiczaste uszy, dzięki którym
słyszy nawet z odległości 1 kilometra. Na głowie ma kupę futra przypominającą
ala irokeza.
Lubi: latać, biegać lasem, tańczyć
Nie lubi: ludzi, klaunów
Boi się: porzucenia
Moce: 
1. Potrafi zmienić się w kamień (w dowolnej postaci).
2. Kiedy lata nocą zapach karmelu w jego futerku wzmacnia się.
3. Rzeczy związane z ziemią np: trzęsienie ziemi  itp.
4. W nocy czasem jego oczy wyglądają jak gwiazdy.
5. Umie rozmawiać z wiatrem.
6. Kiedy się mocno skupi potrafi telepatycznie przekazać jakiemukolwiek wilkowi
(nie ważne gdzie jest) jakąś wiadomość, czy wizje ze swoich wspomnień.
7. Potrafi latać w zwolnionym tępię.
8. Umie zmieniać odcień swego futra jak kameleon.
9. Lewituje nad ziemią.
Historia: Ramzes urodził się jako syn alph. Razem ze swoim rodzeństwem wychowywany był na wojownika. W watasze nie rozpieszczali go. To znaczy... Traktowali jak następce alph, ale nie chwalono za każdym razem jak małego szczeniaczka. Kiedy jego wataha szykowała się do pierwszej wojny Ramzes miał 6 miesięcy. Mały jeszcze basior chodził na zwiady do sąsiedniej watahy aby podziwiać waderkę  w jego wieku. Miała ona białe futerko z czarnymi plamkami, paskami i nie wiadomo z czym jeszcze. Końcówki piór miała czarne i czerwone. Na szyi zaś nosiła medalion ze złota. Ramzes nie zauroczył się w niej dopiero po jakimś czasie kiedy pewnego dnia w lesie usłyszał jej niesamowity śpiew. Obserwował ją codziennie. Dowiedział się nawet jak ma na imię. Napawał się jej widokiem aż do dnia gdy jego wataha zaczęła wojnę. Na jego nieszczęście wadera, w której się zauroczył znajdowała się na polu bitwy. Ramzes zamierzał ją uratować lecz na jego drodze stanęło wojsko, które zamordowało część jej rodzeństwa. Po paru dniach wojna się skończyła. Na szczęście Ramzesa wadera przeżyła. Po 6 miesiącach jego i wataha samiczki została zaatakowana przez smoki. To było piekło. Ramzesowi udało się wyjść z tego cało lecz jego matka została spalona. Po roku czasu kiedy żałoba po jego matce się zakończyła basior wyruszył na poszukiwanie watahy, w której mógłby poczuć się bezpiecznie.
Rodzina: Matka- Konwalia Ojciec- Apollo Siostry- Rozalia i Laura Brat- Ares
Zauroczenie: Roksana. To ta jedyna, którą zna od dzieciństwa.
Partner: Jeszcze nie posiada partnerki, ale ma nadzieję...
Szczenięta: Za pewne zaraz po partnerce
Głos: Ed Sheeran - Galway Girl
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: brak
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Umiejętności:
Siła:150
Zręczność:200
Wiedza:100
Spryt:100
Zwinność:100
Szybkość:100
Mana: 150

Od Jane do Assasina


Zastanowiłam się chwilę.
- No wiesz... Nie znam jeszcze tych terenów więc Ty wybierz.
- No dobrze...- basior zamyślił się na chwilę- Na początek możemy iść do Źródła Czystości.
- Spoko- zgodziłam się
- No to w drogę!- zawołał Assasin
Podczas podróży do Źródeł rozmawialiśmy na temat przyrody i miejscach, które mijaliśmy. Kiedy zobaczyłam, że basiora to już nudzi ujrzałam wielką dziurę w skalę, z której wiało chłodem.
- Jak myślisz co tam jest?- spytałam
Basior odwrócił się do wielkiej werwy.
- No nie wiem... A chcesz sprawdzić?- widać było, że chciałby tam wejść.
- Okej... Tylko uważajmy!
- Nie bój się. Nic Ci nie będzie. Jestem przy Tobie.- powiedział czule As
Po tych słowach poczułam się jakoś bezpieczniej. Miło było usłyszeć takie słowa i to jeszcze od wilka, któremu ciężko jest je wypowiedzieć.
Weszliśmy powoli do środka. Strasznie wiało chłodem. Assasin szedł pierwszy, a ja druga. Nagle basior krzyknął.
- As?! Nic Ci nie jest?!- krzyknęłam do przepaści, w której wylądował basior
- Nie, nie! Wszystko okej!- odkrzyknął mi
Kamień spadł mi z serca. Już się bałam, że Assasin zginą.
- Spokojnie możesz skakać! Jest tu woda!
Zastanowiłam się chwile. A jeśli zginę? A jeśli coś sobie zrobię?
Jednak stwierdziłam, że skocze. Stanęłam na krawędzi. Ciemno jak w krypcie.
- Raz kozi śmierć...- powiedziałam do siebie i skoczyłam.
Leciałam przez jakieś pięć sekund, gdy nagle wpadłam do nie za głębokiej wody.
- Jane! Płyń do brzegu!- krzykną do mnie basior
Skierowałam się w stronę, z której dobiegał dźwięk. Kiedy poczułam pod swoimi łapami kamienie odetchnęłam z ulgą.
- I jak? Fajnie było?- spytał się mnie Assasin
- Tak. Świetnie!-naprawdę mi się podobało
- No i zarąbiście. A teraz chodźmy tam.- basior wskazał korytarz, który kończył się rozświetlonym pomieszczeniem.
Po tym co przyszłam nie mogłam się teraz wycofać. W końcu może być tam wyjście z jaskini.
- No to chodźmy!- odpowiedziałam Assasinowi

<Assasin?>

poniedziałek, 21 sierpnia 2017

Od Assassina Do Jane


Co prawda niechętnie poszedłem z nowo poznaną waderą na układ, ale okej. Może być. Kiedy zakończyliśmy polowanie i napełniliśmy brzuchy skierowaliśmy się do alph
- Idziemy do Roksany, Marco czy Blacka?
- Możemy iść do kogokolwiek
- Mam nadzieję, że znajdziemy Roksanę, albo Marco. Night nie lubi nowych
- Chwila kto to Night i Black?
- To ten sam wilk. Ma na imię BlackNight, ale nazywamy go Black lub Night - powiedziałem niechętnie
- Aha, okej
- Wiesz, dziwne, że jeszcze nie zniechęcić Cię mój charakter. Chyba Cię lubię, wiesz?
- To miło z twojej strony. Też Cię lubię - wadera zarumieniła się
- O cześć Marco! - zawołałem gdy na swojej drodze zauważyłem dużego basiora
- Hej, co to za wadera?
- To jest Jane. Chciałaby dołączyć do watahy
- Cześć - powiedziała Jane
- Cześć. Gratuluję. Zostałaś właśnie nową członkinią Watahy Sześciu Kręgów!
- Dzięki - powiedziała nieśmiało Jane
- Dobra, śpieszę się, cześć - zawołał Marco
- Pa. Dobra, to gdzie idziemy?
- Te słowa skierowałem do wadery
< Jane? >

Nowa wadera! Nestra



Właściciel: karino 1
Imię: Nestra
Przezwisko: A nazywaj sobie ją jak tam chcesz, ale nie oczekuj, że na każde zawołanie zareaguje
Wiek: 2,5 roku
Płeć: Wadera
Żywioł: Elektryczność, Czas i Woda
Stanowisko: Zabójca
Ranga: Omega
Cechy fizyczne: Szybka, Zwinna, zręczna, dzięki jej małej sylwetce może zmieścić się w każdym zakamarku. Skoczna, dobrze się wspina
Cechy charakteru: Nestra to z pozoru cicha i spokojna wadera, lecz jak się ją lepiej pozna to zauważy się, że jednak jest nieprzewidywalna. Uwielbia adrenalinę i niebezpieczeństwo. Kocha walkę lecz też spokój. Lubi czytać i długie spacery. Kocha podróżować. Zanim trafiła tutaj przeszła chyba pół świata. Podróże jej nie męczą, więc może podróżować w nieskończoność. Jest miłą i pomocną waderą. Łatwo ją do siebie przekonać, ale naiwna to ona nie jest. Jest mądra. Najpierw myśli, a dopiero potem robi niezależnie od sytuacji. Jest wolna i niezależna. Jeśli już wyznaczy sobie cel to dąży do niego choćby nie wiem co, ale jeśli nie chce czegoś zrobić to nie zrobi tego za nic. Zawsze goni za marzeniami, a ułatwia jej to częsty tryb marzycielki. Jest odpowiednio do sytuacji optymistką, realistką i pesymistką. Ma w sobie każdą z tych cech. Jest nie ufna w stosunku do nowo poznanych, ale jeżeli już kogoś dobrze pozna to ufa mu dość mocno
Cechy szczególne: Czarne 'skarpetki' z niebieskimi kreskami na łapach
Aparycja: Nestra to przeciętnego wzrostu, zgrabna wadera. Dzięki zgrabnej sylwetce zmieści się wszędzie co pomaga jej w walce. Ma doskonałe umiejętności w walce i w terenie. Jej ciało jest prawie śnieżnobiałe z wyjątku włosów, które są niebiesko - czarne, czarnych końcówek uszu i końcówki ogona w kolorze niebieskim, nie licząc łap w kolorze czarno - niebieskim podobnie jak włosy. Ma niebieskie oczu, którymi doskonale widzi w ciemnościach. Jej poduszki łap są czarne
Lubi: spokój, walkę, czytanie, spacery, podróże
Nie lubi: natrętnych wilków, pytań bez odpowiedzi
Boi się: pająków, odrzucenia
Moce: oddychanie pod wodą,
cofanie się w czasie (wie jakie mogą być tego konsekwencje),
spalanie,
wywoływanie piorunów,
wywoływanie burzy,
teleportacja,
wywoływanie bólu poprzez myśli
Historia: Co tu ciekawego? Do pierwszego roku życia żyła ze swoim bratem, a potem umarła matka, ojciec stał się pijakiem i zabił jej młodszą siostrę i próbował zabić brata (z zadowalającym skutkiem dla niego) po czym mała Nestra uciekła i przez rok wędrowała aż dotarła tutaj
Rodzina: wszyscy zmarli oprócz jej ojca - Satara
Zauroczenie: Na razie nie jest zainteresowana żadnym basiorem
Partner: Na razie nie
Szczenięta: hola, hola. Najpierw partner
Głos: To Natalia Szroeder - Lustra
 Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: Chill
Inne zdjęcia: -
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: widzi w ciemnościach
Umiejętności: 
Siła: 100
Zręczność: 150
Wiedza: 100
Spryt: 100
Zwinność: 150
Szybkość: 150
Mana: 50

Od Jane do Assasina


- Jestem Jane- odpowiedziałam na pytanie- A Ty to kto?
Basior spojrzał na mnie.
- A ja jestem Assasin. Co Cię sprowadza w te strony?
- Przebyłam dosyć długą drogę w poszukiwaniu watahy razem z moją siostrą. Jednak ona została w innej watasze w raz ze swoim mężem, a ja ruszyłam w dalszą drogę.
- A więc dobrze trafiłaś... Jesteś na terenie Watahy Sześciu Kręgów...
Basior odpowiedział niechętnie.
- Dlaczego Ci nie zależy abym dołączyła do watahy?
- Nie za bardzo chce mi się Ciebie zaprowadzać do alph aby Cię przyjęły... Tak w ogóle to jak się nazywasz?
- Jane- odpowiedziałam- A Ty?
- Ja jestem Assasin.
- Ładne imię- powiedziałam żeby go rozweselić
Assasin uśmiechnął się lekko.
- Dzięki. Chcesz iść ze mną na polowanie? Zaraz umrę z głody.
Zastanowiłam się chwilę. Prawie go nie znałam, ale i ja byłam głodna.
- Mogę iść, ale potem zaprowadzisz mnie do alph. Zgoda?
Basior wyglądał na zrezygnowanego.
- Zgoda...

< Assasin?>

Od BlackNight'a c.d Iness

Próbowałem ukryć swoją nieufność.I chyba nawet mi się udało.-Jak już wiecie, tak jestem alfą.Ale nie sam.Nasza wataha ma ich trzech.-odpowiedziałem-I nie wiem czy mogę was zabrać do watahy.
-Ale dlaczego?-zapytała wadera.
-Ale z drugiej strony...-przekręciłem głowę patrząc na basiora-Możecie ze mną iść.Ale bez żadnych wygłupów!
-Ok..Okey..-wadera położyła uszy i poszła za mną razem ze swoim bratem.
Gdy szliśmy w stronę watahy, cały czas obserwowałem tę dwójkę kontem oka.-I jesteśmy!-powiedziałem zatrzymując się nie daleko mojej jaskini.-A te...dwie inne alfy?-zapytała nieśmiało.
-A, tak.Marco!Roksana!Rok...-powinni być w swojej jaskini.-Chodźcie...-powiedziałem nie pewnie.Miałem obawy, czy dobrze robię że wprowadzam ich do watahy a tym bardziej do jaskini alf.

<Iness?Sorry że takie krótkie>

niedziela, 20 sierpnia 2017

Od Assassina Do ...


Dzień jak co dzień. Pobudka - Death jęczący nad uchem. Zaliczenie źródełka - kąpiel i napojenie. Krótki spacer po lesie - Crystal. Polowanie - oczywiście Cri i Death nie zapolują sami, bo ich jeszcze nóżki rozbolą. Jedno to, drugie tamto, a może jeszcze coś innego i to i tamto i siamto, ale... dzień jednak nie był taki jak 'co dzień'. Pobudki wcale nie użądził Death. Pierwsza myśl - Crystal była głodna. Druga myśl - cud? Jeszcze śpi? Poluje? Ta. Na sto procent. Dobra walić. Co tu tak zajeżdża spalonym królikiem? Poszedłem do naszej prowizorycznej kuchni - nikogo nie ma. W sali Death'a - nic. Cri. Cri zrobiła sobie śniadanie. Nie myliłem się rzecz jasna. Moja smoczyca stwierdziła, że dzień trzeba zacząć od sfajczonego królika. Super. Dzień marzenie. Ciekawe co jeszcze się dzisiaj wydarzy. Źródełko. Kierunek - źródełko. Doszedłem do źródełka i od razu do niego wskoczyłem. Ach, ta ochłoda i świeżość. Przydało by się coś zabić. Dobra. Do lasu. Niby dzień jak co dzień, niby rutyna, ale od początku lasu czułem czyjś wzrok na sobie. W końcu nie wytrzymałem.
- Kim jesteś i dlaczego mnie śledzisz?! - moim oczom ukazała się smukła sylwetka wilka
< Ktoś? Coś? Najlepiej wadera xd >

Od Lilly do BlackNight'a


Był przepiękny poranek. Po kolejnej nocy, której czarna otchłań  gnębiła mnie przez całe życie rozmyślałam nad tym kiedy dotrę do watahy, której członkiem była moja siostra.
- Długo masz zamiar tak leżeć?- powiedział cichy głosik
Przewróciłam oczami, po czym odkręciłam się na drugi bok. Zobaczyłam unoszącego się nade mną kolibra.
- Nie. Właśnie zamierzałam wstawać.
- Mam nadzieję. Wiesz przecież dobrze, że jeśli ktoś Cię tu zobaczy to...
Małej Rasberry przerwały czyjeś kroki. Szybko wstałam, poprawiłam moje długie włosy i schowałam się w krzaki z malinami. Nasłuchiwałam. Kroki były coraz bliżej.
- Przez to, że tak wcześnie wstałeś- nikt nie wybierze się z Tobą na polowanie...
Zza drzew wyszedł potężny basior z rozłożystymi skrzydłami. Umięśniony, biało-czarny wilk podszedł do mojego legowiska. Bałam się, ale basior, który stał niedaleko mnie był tak pociągający, że prawie tego strachu nie czułam. Rasberry widząc mnie zapatrzoną w potężnego wilka zachichotała.
- Serio Lilli, nawet w takim momencie nie umiesz powagi zachować?
- Oj weź przestań. Nie widzisz jaki on przystojny?
- Ta...- odpowiedziała mi zrezygnowana
Nagle osa latająca koło mnie usiadła mi na nosie.
- Aaaaaaaaaa!- krzyknęłam i wybiegłam z krzaków jak poparzona.
Basior widząc to zdarzenie, podszedł do mnie.
- Kim jesteś?
Patrzyłam na niego zmieszana.
- Jestem Lilly. Przybywam tutaj z odległej watahy aby wstąpić do tej, którą wybrała moja siostra.
Basior zastanowił się chwilę.
- A jak nazywa się Twoja siostra?
- Rose- odparłam- to ze względu na jej kolor sierści
- Mamy tu taką jedną... Ale jest na świecie dużo różowych wader o tym imieniu.
Zastanowiłam się chwile. Owszem jest dużo takich wader, ale skoro jest tu taka jedna...
- Zdaję sobie z tego sprawę, ale mógłbyś chyba mi ją przedstawić?
- Mógłbym, ale na razie nie mogę.
- Dlaczego?
- Jestem głodny. Musze coś zjeść...
- Mogę iść z Tobą!- odpowiedziałam ochoczo
- Ale...
- No chodź! Będzie fajnie!
Miałam wielką nadzieję, że basior w końcu się zgodzi. Był taki przystojny, a zarazem uparty. Nie mogłabym go zostawić w spokoju.
- Nie jestem przekonany...- odparł wilk
- To powiedz przynajmniej jak Ci na imię?!
- BlackNigt.
- No dobrze, BlackNight'cie i tak i tak pójdę z Tobą.
Postanowiłam, że pójdę za nim nawet jeśli się nie zgodzi.

<BlackNight?>

sobota, 19 sierpnia 2017

Od Hery do Hazara

- Co to są Ukonusy?
- Takie... dość groźne potwory. Zwijajmy się, co?
- Poczekaj, ale jak one wyglą... - nagle na polanę przed nami wskoczył wielki, obrzydliwie zielony, z dużymi szczękami oraz skrzydłami 'Ukonus' czy jak mu tam
- WRRRRRRAUR - wydał z siebie gardłowy okrzyk potwór
- Hę? - zapytałam
- To raczej miało znaczyć 'spadówa z mojego terytorium'
- WRRR - 'przytaknął' Hazarowi potwór
- Okej, już nas nie ma - powiedziałam po czym zmieniłam się w skrzydlatą mnie, chwyciłam samca i wzleciałam. Ciężki trochę. Wylądowałam rzucając basiorem o ziemię w lesie
- Okeeej, to było dziwne - powiedziałam
- Ał. Następnym razem ląduj ostrożniej - poprosił basior, ale ja byłam zbyt zamyślona, żeby go usłyszeć. Odchrząknął
- Co?
- Mowiłem żebyś następnym razem lądowała ostrożniej - zaśmiał się, a moje oczy błysnęły mocniejszym światłem
- Kurde - powiedziałam pod nosem - tylko nie to...
- Tylko nie co?
- Nie, nic. Chodźmy już - basior najwyraźniej zaczął mi się podobać, ale może mi przejdzie.
- Gdzie?
- Tam gdzie nas łapy poprowadzą - zaśmiałam się
< Hazar? >

Nowa wadera! Jane

       
Właściciel: anka12kowal@gmail.com
Imię: Jane
Przezwisko: wszystko jedno
Wiek: 2 lata
Płeć: wadera
Żywioł: ziemia
Stanowisko: medyk
Ranga: omega
Cechy fizyczne: Silna, ale bez przesady. Szybka, zwinna i zgrabna.
Cechy charakteru: Pozytywnie zakręcona wilczyca, wręcz emanująca szczęściem! Jane zawsze jest chętna do zabawy, ploteczek, tajnych misji czy zwykłego ogniska z strasznymi historiami. I choć wszędzie jej pełno wciąż jest spokojna i rozważna. Nienawidzi gdy innym dzieje się krzywda dlatego też zawsze pomaga istotom w potrzebie. Rozmowna, do każdego przyjacielsko nastawiona, stara się ignorować wszelkie złośliwości i zawsze być cierpliwa, ale często jej to nie wychodzi...
Cechy szczególne: Jane bardzo lubi przebywać w postaci królika i to w niej najczęściej zasypia.
Aparycja:  Jane jest drobna i dość malutka jak na swój wiek. Jej białe futerko jest mięciutkie niczym aksamit, błękitne oczy głębokie niczym tafla jeziora, a kawowe wzory na jej sierści są symbolami jej zażyłości z naturą.
Lubi: Spędzać czas na łonie natury, spać pod gołym niebem oraz bawić się w chowanego.
Nie lubi: Gdy ktoś znęca się nad zwierzętami oraz egoistycznych wilków.
Boi się: ludzi
Moce: 
• Potrafi rozmawiać ze wszystkimi żywymi istotami (w tym z roślinami!)
• Za pomocą siły umysłu potrafi przenosić przedmioty.
• Potrafi zmieniać się w małego białego króliczka.
Historia: Razem ze swoją siostrą Karii została wyrzucona z przedniej watahy. Tak ogólnie rzecz biorąc wyrzucili je "przez pomyłkę", zarzucając im, że spiskują przeciw Alphie- co oczywiście nie było prawdą. Gdy to się stało Jane była jeszcze szczeniakiem i nie do końca rozumiała powagę sytuacji, co było powodem nie akceptacji wilków z Watahy Sześciu Kręgów. Później Karii odnalazła miłość swojego życia, Jane dorosła i pokochała tutejsze wilki.
Rodzina: Siostra Karii i jej mąż Carion.
Zauroczenie: Na razie nie. Może kiedyś.
Partner: Nie poszukuje, póki co woli skupić się na otaczającym ją świecie.
Szczenięta: Najpierw partner
Głos: Nightcore - Tir Na Nog (Lyrics)
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: Currant
Inne zdjęcia: brak
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: Ulubionym jedzeniem Jane jest kacze mięso
Umiejętności: 
Siła: 100
Zręczność: 100
Wiedza: 200
Spryt: 100
Zwinność: 100
Szybkość: 200
Mana: 100



Nowa wadera! Lilly



Właściciel: amanda12kati@gmail.com
Imię: Lilly
Przezwisko: można nazywać ją jak się chce
Wiek: 2 lata
Płeć: wadera
Żywioł: światło, słońce, ranek
Stanowisko: strażnik dzienny
Ranga: omega
Cechy fizyczne: chodź nie wygląda- jest silna, ma dobry słuch i węch.
Cechy charakteru: Jest ogromnie radosna. Nawet jeżeli tak nie jest, to zawsze stara się trzymać w garści i (chociaż sztucznie) uśmiechać. Odreagowuje to często płacząc w nocy, wieczorem. Generalnie nie przepada za nocą. Przeraża ją, w odróżnieniu od słońca i dnia które kocha. Często biega po lesie jak mały wilczek, ekscytując się najmniejszą rzeczą. Jest zwinna i szybka (co teoretycznie mogłaby wykorzystać przeciw swoim wrogom) jednak Lilly woli rozwiązania dyplomatyczne . Lubi kiedy wszyscy zwracają na nią uwagę.
cechy szczególne: Jak widać na załączonym obrazku- Lilly nosi na głowie i ogonie małe kwiatki. Niestety nie wie skąd one się biorą.
Aparycja:  Jest niziutka. Charakterystyczne jest jej gęste, złote futro, które mieni się wszystkimi kolorami słońca. Ma również wyjątkowo długie rzęsy, którymi to tak urokliwie trzepocze.
Lubi: słońce, lasy i zapach kwiatów lilii
Nie lubi: ciemnych pomieszczeń, bagien i zimy
Boi się- nocy
Moce:
- potrafi oślepić wroga (na jakiś konkretny czas)
- uwodzi swoim pięknym śpiewem, który podobno jest porównywalny do śpiewu ptaków,
- słońce dodaje jej siły,
Pewnie coś jeszcze by się znalazło...
Historia: Urodziła się w innej watasze, która aktualnie nadal funkcjonuje. Kiedy dowiedziała się, że jej siostra- Rose wyruszyła w poszukiwaniu watahy, ona również nie mogła przegapić takiej okazji i wyruszyła po jej śladach. Po wielu nocach spędzonych w samotności odnalazła watahę, do której dołączyła jej siostra.
Rodzina: matka-Zafira ojciec-Yord siostry-Shante, Rose bracia-Disaster, Alex i Mirro.
Zauroczenie: na razie... Musi kogoś dobrze poznać. Dopiero wtedy zdecyduje.
Partner: Kiedyś... Jak mówiłam- ''Musi kogoś dobrze poznać''
Szczenięta: Na pewno po tym jak będzie partner
Głos: Taylor Swift - Blank Space
Jaskinia: Link
Amulet: Link
Towarzysz: Rasberry
A: 20
Rzeczy ze sklepiku: 0
Rzeczy znalezione w op: 0
Dodatkowe informacje: Kiedy Lilly wędrowała przez las, na jednym z krzaków malin dostrzegła kolibra. Zaprzyjaźniła się z nim i w ten sposób Rasberry został jej towarzyszem.
Umiejętności:
Siła:100
Zręczność:130
Wiedza:120
Spryt:100
Zwinność:100
Szybkość:50
Mana:200