Raz, dwa, trzy... Doszedłem do pięćdziesięciu sześciu i stwór stanął z nami twarzą w twarz. To znaczy on nas zbytnio nie zauważył i jak głupi brnął bardziej przed siebie próbując nas znaleźć. Nie zauważył więc linki podłożonej przez nas i jak idiota potknął się o nią i jak długi padł na ziemię.
W czasie gdy Rose go oplątywała, ja nasączyłem jego ciało trucizną z moich rogów, oplotłem jego nogi i ręce czymś w rodzaju kajdanek z ze skał, po czym doskoczyłem do jego gardła i wbiłem w nie swoje kły, tym samym go uśmiercając.
- Już nie żyje. Prawda? - upewniła się Rose.
- Nie. - powiedziałem. - Wróć do siebie. Ja sprzątnę stąd jego ciało.
- Ale...
- Wróć do jaskini. - bąknąłem patrząc na nią spod byka.
- Em... Dobrze... - odparła nieśmiało.
Gdy wadera zniknęła w środku swojego domu. Ja użyłem swojej kolejnej mocy ,,kontrolowania krwi" uniosłem napastnika w powietrze i w myślach układałem plan wyrzucenia stąd jego martwego ciała. Przeszedłem przez prawie całe tereny watahy. Nie ma to jak łazić w nocy ze zwłokami jakiegoś potwora... W każdym razie w końcu udało mi się znaleźć to idealne miejsce i go zakopać.
***
Przez resztę nocy sprawowałem mój patrol. A cały następny dzień unikałem każdego członka watahy. Chyba nadszedł ten czas, wyruszyć w krótką podróż jak to zawsze miałem w zwyczaju...
Trzeba tylko powiadomić o tym Roksi i można ruszać. Jak pomyślałem, tak też zrobiłem i już niedługo potem odzyskałem pozwolenie na opuszczenie terenów watahy. Przez pewien czas miałem jednak wrażenie, że ktoś mnie obserwuje, bądź śledzi. Słyszałem też co jakiś czas dźwięk łamanych gałęzi. Widać, że mało doświadczony szpieg... Ponownie skorzystałem z mocy kontrolowania krwi i wyciągnąłem mojego prześladowcę z krzaków i postawiłem centralnie przede mną.
- Co tu robisz? - spytałem poważnie nieco zły.
- Jaaa...
- Po co za mną przyszłaś Rose? - warknąłem. - Nie powinno cię tu być.
Rose? xD
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz