Osobiście nie wiedziałam czym różni się szkarłat od purpury. No dobra. Różni się. Ale... trzaśnięcie drzwi nie odznaczało ( a przy najmniej dla mnie ) nic dobrego. Zeskoczyłam z łóżka i gdy tylko miałam otworzyć drzwi, ktoś mnie wyprzedził, z zaskoczenia nie potrafiłam dość szybko odskoczyć, i dostałam drewnem w nos.
- Au. - mruknęłam bez emocji pocierając nos.
- PO COŚ ICH TU DO JASNEJ CHOLERY WPUŚCIŁA?! - Przede mną stał rozwścieczony basior, a obok niego lewitował miecz.
- Może by tak najpierw ,, Cześć, jak się mas?" , ,, Witaj a teraz spadaj" no, albo chociaż ,, Cześć, a teraz idź się zabić"? Cokolwiek z przywitaniem? - spytałam nadal pocierając nos. Basior był koloru.... ciemnego granatu. Na szyi jakiś dziwny niebieski szalik, a u pasa.... kupa złomu. Ogółem sztylety, miecze, proszek oślepiający i masa innego badziewia.
- Gonił ich posłaniec.
- TYM BARDZIEJ NIE POWINNAŚ ICH WPUSZCZAĆ! - basior darł się na swoja siostrę. Oj jeżu...
- Przecież wiesz, że mogli zginąć a tak poza tym....
- PEWNIE MAJĄ NA PIEŃKU U KRÓLA!
- DAJ MI DOKOŃCZYĆ! - Oczy wadery zaczęły błyszczeć złowrogo. Coś mi się zdaje, że mogłaby być silnym przeciwnikiem. Basior uspokoił się nieco i spojrzał na mnie złowrogo, a potem na Robina, na którym zatrzymał dłużej wzrok.
- Oni nie są od króla. Nawet nie są z naszego świata.
- Ech, to niczego nie zmienia. - mruknął i usiadł ciężko na ziemi. - Jak tak dalej pójdzie, to skończymy jak nasi rodzice i rodzeństwo.
- Kuma jakoś nie zginął.
- Nie wypowiadaj w mojej obecności tego imienia! - warknął basior.
- Zaraz, co się tak właściwie stało? - odezwał się Marco.
- Nasz brat.... by nie zostać zabitym wydał rodzinę, wraz z tymi, których tu przetrzymywali, i dołączył do straży króla. Dzięki swojej umiejętności zamiany w ponad 6 metrowego niedźwiedzia, szybko stał się głównym obrońcom króla. Przeszedł szkolenie. Jest bezlitosnym mordercom.
- Kuma to po japońsku niedźwiedź. - wtrąciłam szybko ale od razu się zamknęłam.
- Od tego czasu... - kontynuowała Lira, - minęło jakieś 135 lat. A Kuma....- Jej brat prychnął. Wstał i popatrzył na nas.
- To zdradziecki pies. Nic już go nie zmieni. - Aż zbierało mi się w głowie ,, Lecz się na nogi bo na głowę już za późno ", ale Kumy tutaj nie było więc... no. - Ja jestem Raion. I jeśli chcecie tu zostać, to musicie pomóc.
- W czym? - zapytałam.
- W zabijaniu posłańców.
< Robin?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz