Byłem tutaj dość długo, by zapoznać co nieco tereny. Ogółem było świetnie. Wader starałem się unikać, z basiorami się nie za bardzo dogadywałem. No, ale jakoś się żyło. Czasem gadałem z jakimś towarzyszem, albo z zagubionymi cieniami. Ogółem całkiem spoko. Był okropnie duszny ranek. Siedziałem sobie na wysokim kamieniu nie daleko północnej fortecy. Potwory lęgną się u nas jakby normalnie ktoś im dodał drożdży do żarcia. te tereny mają dużo potworów, w pewnym sensie wataha jest nimi otoczona. Nastawiłem uszu.... wiatr... za niedługo będzie burza. Coś jednak jeszcze mnie zaniepokoiło. Ten dziwny chłód, i zapach dymu. Skuliłem uszy, dobrze znałem ten sapach. Włączyłem " tryb widzenia cieniu " na maksymalny poziom i zacząłem się rozglądać. Czysto, czysto i... Coś mnie powaliło na ziemię robiąc ohydną ranę na grzbiecie w dół brzucha. Szybko wyszukałem winowajcy, i aż mnie zatkało. Parę metrów przede mną materializował się cień.
Jako znawca cieni, wiedziałem co to jest, a był to Szkaradnik. A dlaczego się dziwiłem? BO ONE WYSTĘPOWAŁY TYLKO W LEGENDACH JAKO MITYCZNE STWORY! Nie powinno ich być. Cień, zaczął się do mnie przybliżać, ale coś dziwnie zagwizdało. Moje uszy poznały, że to zza światów, więc tylko ja mogłem to usłyszeć. Gwizd jak z gwizdka, ale przeszywał ciało, i działał nie zbyt dobrze na moje bębenki w uszach. Szkaradnik słysząc to obejrzał się na południe, i rozpłynął w powietrzu. Szybko wstałem, ale tego pożałowałem. Ból był jak nie z tej ziemi.
*** kilka minut później ***
Och! Dzięki ci Boże za Crystal i jej chciwość! Smoczyca widząc złotą sierść najwyraźniej chciała ją zdobyć, i zaniosła mnie do właściciela. Nie znałem za dobrze Assasina, ale mi pomógł. Potem z zabandażowanym bokiem i oczyszczoną raną powlokłem się do Jane. Medyczka opatrzyła ranę. Na szczęście nie pytała od czego to. Zapach dymu nadal nie dawał mi spokoju. Gdy tak szedłem do mojej jaskini myśląc o tym, coś na mnie wpadło, i tym razem był to wilk.
< Ktoś, kto chce iść na wojnę? :D >
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz