Słońca dawno już zaszło, a noc powoli obejmowała las w posiadanie. Chłodna leśna ściółka tłumiła nasze kroki i dawała zmęczonym łapom chwilę wytchnienia, od sprażonych słońcem skał, które rano minęliśmy. Zmrok to idealna pora na polowanie- w wilgotnym powietrzu zapach zwierzyny utrzymuje się wyjątkowo długo, i do tego jest bardzo wyraźny.
Raj na ziemi po prostu. Każdy wilk bez trudu by tu znalazł coś dla siebie, i wrócił z pełnym brzuchem, a las wciąż byłby pełen tłustych królików.
Tak... każdy normalny wilk by tu coś upolował. Jednak kiedy od ponad dwóch miesięcy jesteś nieustannie w drodze, przepędzana z miejsca na miejsce, za każdym razem kolekcjonując coraz więcej blizn po ugryzieniach, a twoje futro przypomina zmatowiały, wypłowiały dywan, żebra ci wystają ,to nie ma się czemu dziwić że nie dajesz już rady nic upolować.
Westchnęłam zniechęcona, i usiadłam przy najbliższym drzewie. Hazar krążył niespokojnie dookoła kotliny. Od razu było widać że go nosi. Przez parę minut przyglądałam mu się, po czym mruknęłam:
- Daj sobie spokój. Wyglądasz jak strach na wróble, nie musisz udawać dodatkowo nawiedzonego.- Wilk potrząsnął buńczucznie łbem i warknął poirytowany.
-Jesteśmy na terenie obcej watahy i nie uśmiecha mi się ponowne nadstawianie za nas ogona. Wystarczy mi ostatnie starcie. Tobie widocznie nie, skoro jesteś taka pewna siebie.- wytknął, rozgarniając łapą ściółkę.
Zmrużyłam gniewnie oczy i syknęłam:
-Haz, mamy dosyć kłopotów i bez twoich fochów.
Basior oburzony przysiadł i uniósł wojowniczo pysk:
-Ja mam niby fochy?A kto wczor..- urwał gwałtownie i zjeżył się cały.
Skoczyłam na równe łapy i nastawiłam uszu, słuchając i węsząc w napięciu. Zza drzew wyłonił się postawny biało-czarny basior ze skrzydłami. Sierść połyskiwała przy każdym ruchu, w przeciwieństwie do naszej.Od razu poczułam tak utęskniony przeze mnie zapach. Watahy. Rodziny. Stada. Szybko wślizgnęłam się przed brata, i machnęłam uspokajająco ogonem.
Co dziwne obcy basior nadal się na nas nie rzucił. To już coś.
-Witaj, jesteś z żyjącej tutaj watahy, prawda?- rzuciłam swobodnie
Wilk przekrzywił lekko głowę, lustrując nas uważnym spojrzeniem.Modliłam się w duchu żeby Haz nie odstawił jakiegoś cyrku pt. "to ja tu jestem samcem alfa", albo "poradzimy sobie bez ciebie".
-Tak, to teren Watahy Sześciu Kręgów, a ja nazywam się BlackNight, alfa.- przedstawił się skrzydlaty, a ja odetchnęłam cicho z ulgą. Nie wydawał się szczególnie rozzłoszczony.Wyprostowałam się i spojrzałam mu w oczy.
-Jestem Iness, a to mój brat, Hazar. Szukamy watahy, który by nas przyjęła.- powiedziałam spokojnie, wytrzymując spojrzenie błękitnych oczu basiora.
<BlackNight?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz