- W porządku, ale jak? - Zapytałem.
Wadera odwróciła wzrok, miała dość nietęgą minę. Na chwilę zapadła cisza. Potem jednak samica wyciągnęła w moją stronę łapę i powiedziała:
- Mógłbyś podać mi swoją łapę?
Nie bardzo rozumiałem, czemu miało to służyć. Bez słowa jednak zrobiłem to, co chciała. Nie czułem potrzeby, aby robić z tego jakiś wielki problem. Wystarczyła jednak krótka chwila, bym pożałował swojej decyzji. Syknąłem z bólu, gdy wilczyca przesunęła sztyletem mniej więcej w połowie mojego ramienia.
- Zwariowałaś? - Zapytałem, szybko zabierając łapę.
Z rany, cienkim strumykiem zaczęła sączyć się krew. Spojrzałem na samicę, wyglądała na znacznie bardziej zszokowaną od nas.
- Czerwona. - Mruknęła, przyglądając się ostrzu.
- Hej! - Warknęła w końcu Roksana. - Możesz nam wyjaśnić, o co tak właściwie chodzi.
- Nie jesteście od króla. - Powiedziała, przenosząc wzrok na nas. - Ale teraz wiem, że nie pochodzicie nawet z naszego świata.
Spojrzałem na swoją towarzyszkę pytająco. Tak jedynie wzruszyła ramionami.
- Pierwszy raz widzę czerwoną krew. - Powiedziała Lira.
- Co chcesz przez to powiedzieć? - Zapytałem, nie mogąc powstrzymać ciekawości.
Po tych słowach czarna samica nakłuła swoją opuszkę. Podczas gdy nasza krew miała kolor szkarłatu, jej przypominała purpurę.
- Nasza krew się różni. Król i jego ludzie w ogóle nie posiadają krwi. Z ich ran wydobywa się jedynie czarny dym.
Wzdrygnąłem się lekko. To miejsce zupełnie nie przypominało naszego świata.
- Na górze jest pokój. - Westchnęła młoda samica. - Jeśli chcecie, możecie tam odpocząć do czasu, aż wróci brat.
- Na razie chyba i tak nie mamy nic lepszego do roboty. - Stwierdziła jakby nieco znudzona Roksana i skierowała się w stronę schodów.
Odruchowo podążyłem za nią. Gdy jednak pokonałem kilka schodów, zatrzymałem się na chwilę i ponownie spojrzałem na Lirę. Chciałem coś powiedzieć, żadne rozsądne słowa nie przychodziły mi jednak do głowy. Ostatecznie zrezygnowałem więc z mówienia czegokolwiek. Gdy zajrzałem do pokoju na górze, skrzydlata samica już leżała wyciągnięta na łóżku. Uśmiechnąłem się lekko i podszedłem do okna. Niebo trochę ściemniało, wyglądało na to, że nadchodziła noc. Wraz z czasem, jaki spędziłem przy oknie, moje zaniepokojenie wzrastało. Nie widziałem księżyca ani chociażby jednej gwiazdy.
- Hej, Roksana... nie widzę księżyca.
- Może po prostu zasłoniły go chmury. - Powiedziała samica od niechcenia.
- Nie, to nie to... - Odparłem po chwili namysłu. - Gdy tu przybyliśmy, było jasno, ale nie zauważyłem słońca. To niebo wygląda, jakby ktoś przykleił sobie tapetę do sufitu jaskini. Nie ma tu chmur, gwiazd, nic.
- Nie prze... - Zaczęła wilczyca, jednak nie dokończyła, gdyż przerwało jej trzaśnięcie drzwi gdzieś na dole. Czyżby brat wrócił?
<Roksana?>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz